„Henryk Vlassak dysponując kamerą z teleobiektywem był w stanie, umiejętnie zamaskowany, filmować obszar zajęty przez wroga. To on właśnie uwiecznił scenę świadczącą o barbarzyńskich metodach walki prowadzonej przez oddziały nieprzyjacielskie. Była to wspomniana już taktyka prowadzenia grup kobiet i dzieci na barykady powstańcze; za plecami tej żywej tarczy posuwali się żołnierze i bezkarnie sunęły czołgi… Krótki epizod uchwycony przez kamerę Vlassaka miał miejsce w rejonie ulicy Królewskiej i Ogrodu Saskiego, prawdopodobnie 5 sierpnia 1944 roku”.
(S. Ozimek, Film polski w wojennej potrzebie, PIW, Warszawa 1974, s.174)
Zdjęcia nakręcone przez Henryka Vlassaka w czasie Powstania Warszawskiego zostały wykorzystane w roku 2014 w filmie Jana Komasy Powstanie Warszawskie. Operator został za nie pośmiertnie nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej (2015).
Henryk Vlassak urodził się 6 sierpnia 1905 roku w Rydze w rodzinie pochodzenia węgierskiego. Jego ojciec Ferdynand był architektem i scenografem. Na początku lat 20-tych Vlassakowie przenieśli się do Polski.
Ferdynand Vlassak rozpoczął współpracę z kinematografią. Był autorem scenografii m.in. do dwóch filmów Henryka Szaro Jeden z 36 (1925) i Czerwony błazen (1926). Prawdopodobnie pod wpływem ojca, 20-letni Henryk również spróbował swoich sił na tym polu. Zaprojektował dekoracje do dramatu sensacyjnego Wampiry Warszawy (reż. Wiktor Biegański, 1925). Film został bardzo dobrze przyjęty, a jego praca doceniona. Mimo to nie poszedł w ślady ojca. Dołączył do swojego brata Ferdynanda jr, który od roku 1928 pracował jako operator. Asystował mu na planie melodramatu Dzikuska (reż. Henryk Szaro, 1928). Poznał tam drugiego operatora, sprowadzonego z Wiednia, Juliusza Marsa, który zaproponował mu wspólną pracę przy realizacji dramatu Człowiek o błękitnej duszy (reż. Michał Machwic, 1929). Film nie zdobył uznania, zdjęcia również. Tadeusz Kończyc, recenzent tygodnika Świat, pisał: „Pomimo że przy tym filmie pracowało aż dwóch operatorów – jeden zagraniczny, a drugi swojski: Juljusz Mars i Henryk Vlassak (a może właśnie dlatego, że aż dwóch!) – zdjęcia wypadły fatalnie. A właściwie tak jakby ich nie było”.
Nieco lepsze opinie zyskały pierwsze samodzielne zdjęcia Henryka Vlassaka w filmie Mascotte (1930), początkującego dopiero reżysera Aleksandra Forda. Film miał złą prasę, ale zdjęcia zostały zauważone.
„Kilka efektownych zbliżeń ślicznej twarzyczki głównej bohaterki, kilka udatnych zdjęć ruchowych, niektóre ładne zdjęcia z natury – oto wszystko, co można o tym filmie powiedzieć dobrego” – pisał dziennikarz Expressu Porannego. Również w dramacie morskim Straszna noc (reż. Konstanty Meglicki, 1931) jego zdjęcia okazały się lepsze niż sam film. Dziennikarz Kina oceniał - „Dzięki technice Vlassaka, który wydobył z nastrojów morskich rozliczne i prześliczne efekty, morze odegrało swoją rolę bez zarzutu. Żałujemy niemal, że spora część akcji toczy się na lądzie, tak ponętnie faluje, wzdyma się, iskrzy i oddycha morze w tym filmie”.
25-letni Henryk Vlassak zaczął uchodzić za specjalistę od zdjęć plenerowych. Ich „wyjątkowo wysoki poziom” – jak pisał recenzent Kuriera Porannego - zaprezentował (w duecie ze swoim rodakiem, operatorem Laszlo Schafferem) w roku 1932 w melodramacie Henryka Szaro Rok 1914, rozgrywającym się w czasie I wojny światowej.
Najważniejszym filmem w karierze Henryka Vlassaka okazał się dramat historyczny z czasów potopu szwedzkiego Przeor Kordecki – obrońca Częstochowy (reż. Edward Puchalski, 1934). Doświadczony krytyk filmowy Józef Fryd pisał w dzienniku Dobry Wieczór! Kurier Czerwony: „Na szczególną pochwałę zasługują zdjęcia młodego i utalentowanego operatora Henryka Vlassaka, które oszałamiają wprost przepychem różnorodności i ciekawemi ujęciami. Znać, że artysta ten przystosował swoją pracę do powagi tematu, nie dopuszczając żadnych eksperymentów”. O jego talencie entuzjastycznie wyrażał się też recenzent dziennika ABC: „Bohaterem wieczoru jest operator Henryk Vlassak. /…/ Wdzięczny temat, malownicze stroje, dały mu sposobność osiągnięcia, zwłaszcza w plenerach, szczytów sztuki operatorskiej, stawiając go w rzędzie pierwszych operatorów europejskich. W zdjęciach, dokonywanych w atelier, są jeszcze pewne niedociągnięcia, ale te drobiazgi da się przy większem doświadczeniu zwalczyć, a wtedy będziemy mieli w nim operatora wielkiej miary”.
Po takim sukcesie Henryk Vlassak na brak pracy nie narzekał. Rok 1935 wypełniły mu zdjęcia do dwóch komedii Nie miała baba kłopotu Michała Waszyńskiego i Kochaj tylko mnie Marty Flantz.
Ciekawym doświadczeniem okazała się współpraca z Janem Nowiną-Przybylskim. Jego film Pieśń o Wielkim Rzeźbiarzu (1936) był „poetycką wizją przeżyć Marszałka Józefa Piłsudskiego i narodu polskiego”. Niestety, cenzura nie dopuściła go na ekrany.
W tym samym roku Henryk Vlassak spotkał się z doświadczonym operatorem Albertem Wywerką na planie Wiernej rzeki, ekranizacji powieści Stefana Żeromskiego w reżyserii Leonarda Buczkowskiego. Obaj przyczynili się do jej sukcesu. Dziennikarz Wiadomości Filmowych pisał: „pochwała należy się operatorom, którzy dali zdjęcia jasne, przejrzyste, oryginalne w ujęciach, pełne nastroju, dostosowanego do atmosfery całego filmu”. Razem pracowali też przy realizacji dramatu historycznego Kościuszko pod Racławicami (reż. Józef Lejtes, 1938). Jakość ich zdjęć została nagrodzona przez ministra Spraw Zagranicznych na Targach Wschodnich we Lwowie.
Wiosną 1939 roku Henryk Vlassak został zaangażowany do zdjęć w dramacie Bogurodzica (reż. Jan Fethke, Henryk Korewicki). Film miał przedstawiać dalsze losy bohaterów melodramatu Pod Twoją obronę (reż. Edward Puchalski, Józef Lejtes, 1933), który był jednym z największych sukcesów polskiej kinematografii w latach 30-tych. Wybuch II wojny światowej uniemożliwił jednak jego realizację.
W latach 30-tych Henryk Vlassak był również autorem zdjęć do wielu filmów krótkometrażowych.
Do najciekawszych należą: film reklamowy z roku 1933 Ja mam! Ty masz! On będzie miał! 508! (z udziałem Leny Żelichowskiej), prezentujący wchodzące na polski rynek auto Fiat 508; reportaż o ziemi huculskiej Zew Trombity (reż. Ireneusz Plater-Zyberk, 1934); film dokumentalny COP – Stalowa Wola (reż. Jerzy Gabryelski, 1939) poświęcony budowie Centralnego Okręgu Przemysłowego.
Te akurat ocalały, ale większość z filmów krótkometrażowych zaginęła. Brak również – oprócz niekompletnych informacji prasowych - dokumentacji związanej z ich realizacją. Jego pełny dorobek w tej dziedzinie nie jest więc możliwy do ustalenia.
Tuż po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu 1939 roku, Henryk Vlassak kręcił zdjęcia dokumentujące obronę Warszawy. Wstąpił do Armii Krajowej i działał jako operator „Wania” w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. W czasie Powstania Warszawskiego był autorem wielu zdjęć z walk w Śródmieściu m.in. nakręcił atak niemieckich czołgów, przed którymi pędzono, jako „żywe tarcze”, ludność cywilną.
We wrześniu 1944 roku Henryk Vlassak został pojmany przez Niemców. Razem z żoną trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie. Udało im się z niego uciec. Dotarli do Losonc na Węgrzech. Tam znaleźli się w obozie dla przesiedleńców. Pod koniec 1944 roku mieli być deportowani do Niemiec. Udało im się jednak przedostać do Budapesztu, który w lutym 1945 roku został zdobyty przez Armię Czerwoną. Przez jakiś czas Henryk Vlassak pracował jako tłumacz. Był też trzykrotnie aresztowany ze względu na podobieństwo jego nazwiska do rosyjskiego wojskowego oskarżonego o kolaborację z Niemcami.
W listopadzie 1946 roku Vlassakowie dostali zgodę od Rosjan na powrót do Polski. Zatrzymali się w Innsbrucku. Ze względu na swoją działalność w AK Henryk Vlassak miał obawy przed represjami w Polsce. Pod koniec grudnia wraz z żoną dotarł do Rzymu. W krótkim czasie małżeństwo planowało wyemigrować do Ameryki Południowej lub Afryki. Nie udało im się to ze względu na chorobę Henryka Vlassaka.
Zmarł w trakcie pobytu w sanatorium w listopadzie 1947 roku w Rzymie. Miał zaledwie 42 lata.
Losy Henryka Vlassaka, od końca Powstania Warszawskiego do jego śmierci, były przez wiele lat nieznane. W roku 2023 informacje na ten temat, ustalone na podstawie zagranicznych dokumentów, opublikował w Internecie dziennikarz Marek Teler.