„- Która z dotychczasowych ról najbardziej pani odpowiadała?
- Naogół mam szczęście, bo prawie zawsze dostaję role, które mi odpowiadają. Bardzo podobała mi się m.in. Amelka Raczyńska w Dziewczętach z Nowolipek. Muszę zaznaczyć, że w ogóle wolę raczej role dramatyczne, bardziej się z nimi zżywam. Już od chwili przeczytania drehbuchu żyję życiem postaci, którą mam odtwarzać. W nagrywaniu przeszkadza mi może trochę brak ciągłości treściowej, jak np. w Dziewczętach z Nowolipek, gdzie sceny ludowe – ślub ze starym aptekarzem – nagrywane były na początku.
- Czy nie męczy pani taka ustawiczna, bez przerwy niemal, praca w atelier?
- Jest to bez wątpienia bardzo nużące. Zdarzało mi się, że kręciłam od godziny 6 rano do 9 wieczór. Ale tak lubię moją pracę, daje mi ona tyle zadowolenia, że nie narzekam zupełnie na zmęczenie.
- A co może pani powiedzieć o swych partnerach oraz reżyserach?
- Ostatnio pracowałam z reżyserami - Lejtesem, Gardanem i Szaro. Wszyscy trzej doskonale rozumieją aktora i potrafią wydobyć zeń jego rzeczywistą wartość. A partnerzy? Kiedy przed paru laty śniłam jako mała dziewczynka nieśmiałe i ciche marzenia o filmie, nie spodziewając się nawet ich ziszczenia, zobaczyłam kiedyś na ekranie Franciszka Brodniewicza. Byłam tak zachwycona jego grą, że zamierzałam napisać do niego list. A tymczasem, w zeszłym roku, ja sama byłam jego partnerką w Ordynacie Michorowskim. W Dziewczętach z Nowolipek partnerował mi Włodzimierz Łoziński, którego zresztą uważam za jednego z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia.
- Czy ma pani jakieś upatrzone dla siebie role, które chciałaby pani zagrać?
- Czasami, gdy widzę na ekranie jakiś film, który mi się specjalnie podoba, chciałabym zagrać taką postać, jaką odtwarza w nim ta lub inna artystka. Podobała mi się np. niesłychanie rola Katarzyny Hepburn w Zbuntowanej i rola Danielle Darrieux w Mayerlingu.
- Czy nie zdarzyła się pani kiedy okazja wyjazdu zagranicę?
- Niedawno, kiedy bawił w Warszawie dyr. Covdin z Hollywoodu, miałam propozycję wyjazdu. Być może, że kiedyś z niej skorzystam, narazie jednak chciałabym nagrać kilka filmów w kraju, poza tym wiążą mnie bardzo z Polską więzy rodzinne, a więc narazie przynajmniej zostaję tutaj”.
(Aleksandra Justynówna, Nasze wywiady – Kariera najmłodszej polskiej gwiazdy filmowej, X Muza 1937 nr 15)
Tamara Wiszniewska urodziła się 20 grudnia 1919 roku w Dubnie na Wołyniu. Jej ojciec był Ukraińcem, matka – Polką. Gimnazjum ukończyła w Łucku. Marzyła o karierze artystki. Za zgodą rodziców zamieszkała u ciotki w Warszawie. Rozpoczęła naukę tańca w szkole Tacjanny Wysockiej. Należała do najbardziej utalentowanych uczennic, które występowały w teatrach i lokalach rozrywkowych. Na scenie zadebiutowała w roku 1934.
W komedii Szekspira Sen nocy letniej (reż. Leon Schiller, Teatr Polski) tańczyła jako jeden z elfów.
W roku 1935 w czasie występu w Adrii zwrócił na nią uwagę Paul Wegener, słynny niemiecki reżyser, który przyjechał do Warszawy, by skompletować obsadę aktorską do swojego nowego filmu. W ten sposób niepełnoletnia Tamara Wiszniewska znalazła się w obsadzie dramatu historycznego August Mocny, niemiecko-polskiej koprodukcji.
Po udanym europejskim debiucie młodziutką aktorką od razu zainteresowali się polscy filmowcy. Wystąpiła w drugoplanowych rolach w dwóch ekranizacjach powieści Heleny Mniszkówny – Trędowata (reż. Juliusz Gardan, 1936) i Ordynat Michorowski (reż. Henryk Szaro, 1937). „Świetna aparycja, dużo wdzięku – i co najważniejsze – naturalność i swoboda w grze” – pisała recenzentka tygodnika Bluszcz. Większą rolę, jednej z bohaterek Dziewcząt z Nowolipek, zaproponował jej w roku 1937 Józef Lejtes. Trudne przeżycia młodej dziewczyny w ciąży, opuszczonej przez mężczyznę, z którym chciała związać się na stałe, oddała - jak pisał dziennikarz Wiadomości Literackich - „z prostotą w najlepszym gatunku”.
Niedługo przed premierą Tamara Wiszniewska poślubiła starszego o ponad 10 lat Władysława Mikosza, współwłaściciela wytwórni Femika-Film, którego poznała na planie Ordynata Michorowskiego. Małżeństwo z wpływowym przedsiębiorcą ułatwiło jej dalszą karierę.
W roku 1938 urodziła córkę i aż trzykrotnie pojawiła się na ekranach. Drugoplanowe role w dramatach Michała Waszyńskiego Kobiety nad przepaścią i Druga młodość umocniły jej aktorską pozycję. Natomiast tytułowa rola w melodramacie Dziewczyna szuka miłości (reż. Romuald Gantkowski) okazała się przełomem. Film, choć propagował ważną ideę rozwoju lotnictwa, a także współpracę polonijnych środowisk z ojczyzną, nie miał dobrej prasy. Pisano o nieudolnej realizacji, o antypropagandzie poruszanych tematów. Dziewczyna szuka miłości wykreowała jednak nową urodziwą parę. Tamara Wiszniewska jako córka zamożnego polonusa z Brazylii i Mieczysław Cybulski jako lotnik-konstruktor samolotów – nie zebrali co prawda pochlebnych opinii za grę, ale wizerunkowo wypadli bez zarzutu.
Z końcem 1938 roku kariera 20-letniej zaledwie aktorki nabrała zawrotnego tempa. Leonard Buczkowski powierzył jej dużą i wymagającą rolę w Białym Murzynie, uwspółcześnionej ekranizacji powieści Michała Bałuckiego. Wcieliła się w kapryśną i egoistyczną hrabiankę. Po tragicznej śmierci narzeczonego (Aleksander Żabczyński) ulega po wielu perypetiach lekarzowi (Jerzy Pichelski), którego uczuciem kiedyś gardziła. Pokazała, jak pisał recenzent Kina, „dużą ekspresję dramatyczną, zarówno w twarzy, jak i w głosie”. Nie ustrzegła się jednak częstego błędu młodych aktorów. Za bardzo grała „na siebie”, dbając mniej o kontakt z partnerami, a bardziej o swój wygląd i ustawienie.
W następnych miesiącach zagrała mniejsze, ale znaczące role w melodramatach U kresu drogi (reż. Michał Waszyński, 1939), Żona i nie żona (reż. Emil Chaberski, 1939) i Przez łzy do szczęścia (reż. Jan Fethke, 1939). Powiększyła swój dorobek aktorski o trzy postaci - utalentowanej skrzypaczki, oddanej pielęgniarki i panny na wydaniu. Tamarę Wiszniewską w tych rolach można podsumować zdaniem recenzenta tygodnika Kino – „urodziwa i poprawna”. Jednocześnie trwały przygotowania do realizacji dramatu Bogurodzica (reż. Jan Fethke, Henryk Korewicki), przedstawiającego dalsze losy bohaterów filmu z roku 1933 Pod Twoją obronę (reż. Edward Puchalski, Józef Lejtes), a także ekranizacji powieści Marii Rodziewiczówny Straszny dziadunio (reż. Michał Waszyński). Oba projekty nie zostały jednak zrealizowane.
Ostatnim filmem Tamary Wiszniewskiej okazał się Testament profesora Wilczura (reż. Leonard Buczkowski), będący kontynuacją Znachora (1937) i Profesora Wilczura (1938), ekranowych sukcesów Michała Waszyńskiego. Zagrała w nim jedną z głównych ról. Nieliczne informacje o tej produkcji nie pozwalają jednak określić jej aktorskiego zadania. Ostatnie zdjęcia nakręcono w pierwszych dniach wojny, a film pojawił się na ekranach w styczniu 1942 roku. Po zakończeniu II wojny światowej uznano go za zaginiony.
W czasie okupacji Tamara Wiszniewska przebywała wraz z mężem w Warszawie. Władysław Mikosz był współwłaścicielem słynnej restauracji Adria, do której wstęp mieli wtedy wyłącznie Niemcy. Był posądzany o kolaborację, ale w rzeczywistości współpracował z Armią Krajową, przekazując informacje zasłyszane w lokalu. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego małżeństwo z małym dzieckiem opuściło stolicę. Dotarli do Pragi czeskiej. Wkrótce potem Władysław Mikosz został wywieziony na roboty do Niemiec. Po zakończeniu II wojny światowej dzięki pomocy amerykańskich żołnierzy, stacjonujących w Czechach, Tamara Wiszniewska dotarła do Niemiec. Przy pomocy Czerwonego Krzyża udało jej się odnaleźć męża. Przez jakiś czas przebywali w obozie dla przesiedleńców w Altenstadt w Bawarii.
Pod koniec 1950 roku wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Pięć lat później dostali amerykańskie obywatelstwo. Zamieszkali w Rochester. Początkowo Tamara Wiszniewska pracowała w fabryce przy montowaniu soczewek w lornetkach, a także w sklepie z futrami. Później zatrudniła się jako recepcjonistka w Muzeum George’a Eastmana, założyciela firmy Kodak.
Pod koniec życia zachorowała na nowotwór piersi.
Tamara Wiszniewska zmarła w Rochester 13 kwietnia 1981 roku. Miała 61 lat.