- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1927
- Premiera: 13 X 1927
Tytuł angielski
THE CALL OF THE SEA
Obsada aktorska:
Maria Malicka (2 role: Hanka / księżniczka, bohaterka powieści czytanej przez Stacha),
Jerzy Marr (2 role: Stach, syn młynarza, kapitan statku / królewicz, bohater powieści czytanej przez Stacha),
Mariusz Maszyński (Karol Skarski, zakochany safanduła),
Nora Ney (Jola, córka Van Loosa),
Antoni Różański (młynarz, ojciec Stacha),
Józefa Modzelewska (żona młynarza, matka Stacha),
Oktawian Kaczanowski (pan Ostojski),
Stanisława Słubicka (pani Ostojska),
Antoni Bednarczyk (Van Loos, właściciel żaglowca),
Stefan Szwarc (Rudolf Minke, bosman, herszt bandy przemytników),
Henryk Rzętkowski (2 role: przemytnik; trębacz, bohater powieści czytanej przez Stacha),
Michał Halicz (przemytnik),
Czesław Danecki (przemytnik),
Janusz Ziejewski (wachtowy),
Aleksander Maniecki (sternik Karlsen),
Nina Świerczewska (pokojówka),
Stefan Hnydziński (parobek w młynie),
Tadeusz Fijewski (Stach jako dziecko),
Krysia Długołęcka (Hanka jako dziecko),
Izabella Kalitowicz (miss Phlipps, guwernantka małej Hanki),
Jan Czapski (lichwiarz),
Stanisław Hryniewiecki (kapitan torpedowca ORP Kujawiak - w roli samego siebie),
Jan Giedroyć (zastępca kapitana torpedowca ORP Kujawiak - w roli samego siebie),
Mieczysław Rudnicki (kapitan okrętu szkolnego ORP Generał Sosnkowski - w roli samego siebie),
Władysław Wolski (oficer Polskiej Marynarki Wojennej - w roli samego siebie),
Karol Korytowski (szef Sztabu Dowództwa Floty - w roli samego siebie),
Eugeniusz Podolski (oficer w hydroplanie - w roli samego siebie),
Feliks Baczyński (pilot hydroplanu - w roli samego siebie),
Wiesława Morecka (gość na imieninach Hanki),
Olga Polińska (gość na imieninach Hanki),
Mary Alma (była narzeczona Karola)
- Treść
- O filmie
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
|
Nora Ney
|
Dwunastoletni Stach, syn młynarza, zaczytuje się w powieściach o morzu, marzy o podróżach po dalekich oceanach, egzotycznych krajach i szalonych przygodach. Po latach zostaje oficerem na wielkim żaglowcu handlowym i cieszy się dużym zaufaniem właściciela okrętu, Van Loosa. Zdobywa też serce jego córki, Joli. Bosman Rudolf, który kocha się w Joli i ją napastuje, zostaje wyrzucony z okrętu przez jej ojca. Bosman postanawia zemścić się na Stachu. Van Loos proponuje Stachowi, by został jego wspólnikiem i zięciem. Stach zgadza się i jedzie do swoich rodziców po błogosławieństwo. W rodzinnej wsi spotyka Hankę, towarzyszkę swoich dziecięcych zabaw, córkę właściciela majątku, w którym rodzice Stacha dzierżawią młyn. Dawna przyjaźń i wspomnienia sprawiają, że Stacha i Hankę zaczyna łączyć miłość. Stach postanawia zerwać z Jolą. Hanka jednak, by pomóc rodzicom w podupadającym gospodarstwie, decyduje się wyjść za mąż za bogatego sąsiada, Karola. Zrozpaczony Stach zaciąga się do polskiej marynarki i poświęca się pracy nad wynalazkiem. Kiedy dowiaduje się o tym bosman Rudolf, jeden z członków szajki przemytników, Stach zostaje napadnięty i uwięziony na starym kutrze.
Tymczasem Hanka zrywa z Karolem i przyjeżdża do Gdańska, by odszukać Stacha. Przypadkiem dowiaduje się, że jej ukochany został uprowadzony. Hanka powiadamia policję. W wyniku pościgu za kutrem przemytników ginie bosman Rudolf, a Stach zostaje uwolniony. Nic już nie stoi na przeszkodzie miłości Stacha i Hanki.
Film Zew morza to najwcześniejszy zachowany film Henryka Szaro, jednego z najważniejszych reżyserów polskiego kina przedwojennego, absolwenta słynnej szkoły przy Teatrze Narodowym w Piotrogrodzie. Był uczniem Wsiewołoda Meyerholda, rosyjskiego reżysera i aktora, propagatora konstruktywizmu w teatrze, a także twórcy pierwszych ekranizacji Przybyszewskiego. Henryk Szaro specjalizował się w adaptacjach dzieł literackich, m.in. Mocny człowiek (1929), Dzieje grzechu (1933), Ordynat Michorowski (1937). Realizował także filmy o tematyce żydowskiej, m.in. Ślubowanie (1937).
Zew morza, zrealizowany według scenariusza popularnego wówczas powieściopisarza, Stefana Kiedrzyńskiego, jest przykładem filmu przeznaczonego dla szerokiej publiczności. Wątek miłosny splata się z sensacyjną akcją, która rozgrywa się, po raz pierwszy w polskim kinie, na morzu. Dodatkowym walorem są liczne sceny plenerowe m.in. w Gdańsku, w Gdyni i w Pucku. W obsadzie znane i lubiane gwiazdy – Maria Malicka, Jerzy Marr, Nora Ney. Do ról dzieci został ogłoszony konkurs. Rolę 10-letniego chłopca otrzymał Tadeusz Fijewski i - jak się okazało - była ona filmowym debiutem jednego z największych polskich aktorów powojennych.
W filmie udział wzięli oficerowie i szeregowcy Polskiej Marynarki Wojennej oraz Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku. Zdjęcia kręcono na dwóch torpedowcach ORP Kujawiak i ORP Generał Sosnkowski. Część zdjęć zrealizowano na żaglowcu Lwów, należącym do Szkoły Morskiej w Tczewie. W filmie wykorzystano również hydroplan LeO H-13 z Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku.
Premiera filmu odbyła się 13 października 1927 roku w dwóch kinach warszawskich:
- o godz. 16.15 w kinie Apollo przy ul. Marszałkowskiej 106; muzykę na żywo wykonała orkiestra pod kierunkiem M. Szternberga
- o godz. 18 w kinie Casino przy ul. Nowy Świat 50; muzykę na żywo wykonała orkiestra pod kierunkiem Adama Furmańskiego
"A więc wypływamy na coraz szersze wody… Nareszcie, po długim błąkaniu się w ciasnem kole dramatów, których akcja lawirowała zazwyczaj między hrabiowskim salonem i apaszowską spelunką, otworzyły się przed filmem polskim wspaniałe i niezmierzone horyzonty, pozwalające snuć horoskopy, iż nasza kinowa wytwórczość krajowa znajduje się w przededniu całkowitego zniwelowania dystansu, jaki oddzielał ją dotąd od produkcji wielkoświatowej.
Do postawienia tego rodzaju prognozy upoważnia stanowczo nowy obraz wytwórni Leofilm pt. Zew morza. /.../
Skonstatować należy, iż pierwszem i dominującem wrażeniem, nasuwającym się przy oglądaniu Zewu morza jest uczucie rzetelnej satysfakcji, jaką sprawia realizacja tego filmu, stojąca bezsprzecznie na wysokości najbardziej nawet wygórowanych wymagań. Reżyser Szaro okazuje się tu skończonym artystą w swoim fachu, umiejącym stosować niespodziewane pointy, a pogoni za nowemi drogami – te drogi istotnie odnajdywać. To też, nie mówiąc już o doskonałem tempie całości szereg scen Zewu morza otrzymało oprawę, na której znać koronkowość roboty intelektualnej i wysoce utalentowanego twórcy o wyrobionym smaku, doskonale dającego sobie radę zarówno z odtwarzaniem nastrojów (baśniowy wstęp, noc księżycowa na morzu) oraz tła środowiska (wiejska poczta pantoflowa), jak i w kształtowaniu dramatycznych efektów (brawurowa gonitwa aut, pościg hydroplanu za statkiem, emocjonujący moment pertraktacji statku ściganego i ścigającego). /.../
Miłą niespodziankę sprawia też gra wykonawców. Pełnym blaskiem jaśnieje tu uroda p. Malickiej. Przyznać trzeba, że wielkiej tej artystce rutyna teatralna wyszła jedynie na korzyść, pozwalając jej grać i poruszać się z naturalnym wdziękiem, bez cienia owej specyficznej sztywności i sztuczności, charakteryzującej przeważnie debiuty ekranowe. Nadzwyczaj zgrabna i zwinna p. Nora Ney ma już zdaje się swoje „wyrobione” koło wielbicieli. P. Jerzy Marr ujmuje wdziękiem młodzieńczej postaci. Natomiast zupełnie nie podobał się p. Maszyński, który rolę swą zbytecznie przeszarżował. W każdym razie składna całość obrazu świadczy chlubnie o tem, że w zasłużonej wytwórni Leofilm pokładać można wielkie nadzieje, a za najlepszą miarę wartości Zewu morza służyć może entuzjastyczne przyjęcie, jakiego film ten doznał ze strony warszawskiej publiczności”.
(Kino dla Wszystkich 1927 nr 52)
„Miłą niespodziankę sprawił mi nowy film polski Zew morza realizacji Henryka Szaro. Jeszcze parę takich filmów, a uprzedzenie do polskiej produkcji kinowej minie bezpowrotnie. Zew morza składa się z trzech, nierównej wartości, części. Najlepsza, zdaniem mojem, jest część trzecia, której tematem naczelnym – jest morze i w której następstwo wypadków nabiera iście amerykańskiego tempa, zrywając z „polską modą” tasiemcowego przedłużania akcji.
Morze – ten najfotogeniczniejszy element kina zostało uchwycone w całej swej okazałości. Jest to niemałą zasługą operatora Seweryna Steinwurcla. /.../ Gra aktorów budzi radosne nadzieje na przyszłość. /.../ Nora Ney – ma przed sobą wielką przyszłość. Może ona śmiało pretendować o palmę pierwszeństwa nawet zagranicą; takie typy są przez zagranicę – poszukiwane".
(Kino-Teatr 1927 nr 17)
Zew morza – jak to pięknie brzmi w państwie, które od niespełna roku rozpoczęło na serjo budować flotę morską i rozbudowywać własny port. Szaro rzuca się z motyką na słońce – mówili sceptycy. Jedno z dwojga, albo morze będzie – albo film. Szaro jednak dopiął swego celu. Pokazano nam film naprawdę morski i naprawdę interesujący.
Opracowując film p. Szaro doskonale przemyślał każdy szczegół, wyczuł granicę pomiędzy fałszywym patosem a szczerym sentymentem i utrzymał całość filmu w granicach tego ostatniego. Nastrój w swoim filmie robi p. Szaro środkami niezwykle prymitywnymi. Wziąć chociażby taką scenę nad sadzawką, albo znakomite zdjęcie morskie Steinwurzla. Elementy są tu proste, a nader dobitnie do widza przemawiające. Zew morza nie posiada również zasadniczej wady wszystkich dotychczasowych filmów polskich: scen niepotrzebnie wydłużonych. Bardzo dobrze zmontowany film trzyma uwagę widza w ustawicznem napięciu, przynosząc co chwila sceny doskonale zagrane, utrzymane na bardzo wysokim poziomie technicznym.
Cały zespół artystów spisał się znakomicie. Marja Malicka, która po raz pierwszy grała w „prawdziwym” filmie, wykazała niepospolite zdolności w tym kierunku i wyjątkową fotogeniczność. Cały swój czar i urok sceniczny zachowała ona w całości na ekranie. Wielka szkoda, że niewszystkie jej zbliżenia są pod względem technicznym udane. P. Jerzy Marr, wynalazek p. Szaro, wnosząc z jego pierwszego filmu, ma przed sobą wielką karjerę filmową. Postęp w grze, jaki jest widoczny na przestrzeni Zewu morza, pozwala sądzić, że z bardzo dobrymi warunkami zewnętrznymi łączy ten artysta talent bardzo dobrze zapowiadający się.
Marjusz Maszyński w groteskowej roli starego kawalera na każdym metrze budzi salwy śmiechu na widowni. W pomniejszych rolach najlepiej spisali się p. Świerczewska (szkoda, że tak mało ją pokazano), p. Nora Ney (pierwszorzędny materjał na role charakterystyczne), Różański, Szwarc, Hnydziński i inni. Z każdego aktora wydobyto jego prawdziwą, istotną wartość.
Jednem słowem film udany. A że będzie miał wielkie powodzenie – to też jest pewne”.
(ABC 1927 nr 286)
„Druga część obrazu pt. Zew morza, zawierająca porwanie bohatera, wykradzenie papierów, pościg i walkę – jest bardzo dobrą i efektowną. Czuć w niej dużą sprawność reżyserską. Pierwsza część obrazu, jak i prolog, grzeszy rozwlekłością, przesadnym sentymentalizmem i nagromadzeniem olbrzymiej ilości zgoła zbytecznych szczegółów i szczególików. /…/
Zdjęcia są bardzo ładne, niektóre, jak np. studjum stawu, śliczne. Dużo malarskości w dekoracyjnem ujęciu obrazu, pewna cecha swojskości w doborze epizodów. P. Malicka wygląda na ekranie uroczo, a Nora Ney zdumiewa temperamentem i subtelnością mimiki.
Z pośród mężczyzn wybija się przedewszystkiem Maszyński, którego humor i temperament, jak również i mimika, są również świetne na ekranie, jak i na scenie”.
(Ika., Robotnik 1927 nr 284)
„Z radością konstatujemy na wstępie, iż twórcy tego filmu porzucili tym razem utarty szablon salonu i występku w „jaskiniach zbrodni”, który charakteryzował dotychczasowy dobór scenarjuszów. /…/ Tym razem dominuje w nowym filmie morze, to polskie wyśnione morze z naszą marynarką, z naszemi hydroplanami i naszymi junakami, którzy już zdążyli ukochać dalekie horyzonty wodnych przestworzy. A że element propagandy przewija się równolegle z ciekawą akcją, że twórcy tego filmu zadbali o precyzyjne wykończenie technicznej strony obrazu, dając czyste, jasne i plastyczne zdjęcia, więc widz osiąga wiele satysfakcji, tem bardziej że równie jasną i pogodną jest fabuła scenarjusza.
Niedociągnięcia? Pewnie, że są, i to niejedne, nie chcąc jednak psuć zgóry przychylnego nastroju dla tego filmu, a przedewszystkiem ze względu na cenne jego walory propagandowe, pominiemy te braki milczeniem.
Zanotować należy przy sposobności, że podobnie, jak w niejednym wypadku czyniła to armja, marynarka wojenna, zdając sobie sprawę z doniosłego znaczenia tego pierwszego polskiego filmu morskiego, przyjęła żywy udział w filmie, dając możność zapoznania się z wieloma pięknemi i interesującemi momentami życia na morzu, i to na pokładzie polskich statków”.
(Zew morza, Ilustrowany Tygodnik Polski 1927 nr 37)
„Pierwszy z szeregu zapowiedzianych filmów tegorocznej produkcji krajowej – Zew morza, wypadł wyjątkowo dobrze i nie zawiódł pokładanych w twórcy jego, reżyserze Henryku Szaro – nadziei. Film ten ukazał nam w całej pełni urok naszego morza, pozwolił zachwycić oczy cudownym krajobrazem morskim i majestatycznem pięknem naszej marynarki wojennej. To wprowadzenie widza w strefę zdrowego, świeżego powietrza, to zerwanie z uświęconym tradycją zwyczajem kumania się filmu polskiego ze spelunkami apaszowskiemi, dancingami i brudami wielkomiejskiemi – jest największą zaletą tego nowego filmu.
Zew morza wybił filmowi polskiemu okno na świat twórczości europejskiej, zapożyczając od niej odpowiednie tempo, dobrą reżyserję i grę artystów oraz poprawny scenarjusz. Nie bądźmy jednak szowinistami na punkcie produkcji krajowej – Zew morza nie jest jeszcze filmem, stojącym na najwyższym szczeblu. Budzi on dużo zastrzeżeń, świadczy jednak o polepszającym się stale poziomie filmów produkcji krajowej oraz o opanowaniu przez twórców wszystkich zawiłych tajników techniki i reżyserji.
Pewne zastrzeżenia budzi przedewszystkiem scenarjusz, posiadający dobre walory sztuki teatralnej, a nie odpowiadający właściwym wymogom filmu. Wady scenarjusza, a właściwie jego luki, nie pozwoliły też reżyserowi na wygranie wszystkich momentów i wytworzyły w akcji pewne nawet niedociągnięcia. Z tego jednak scenarjusza potrafił Szaro nie tylko wydobyć szereg doskonałych efektów, ale i nadał całości dobrą oprawę, wyposażył w odpowiednie tempo, unikając przewlekłości akcji (poza prologiem, który zato ukazał nam dwoje ślicznych dzieci, czujących się zupełnie dobrze wobec aparatów). Na uwagę zasługuje zwłaszcza emocjonująca gonitwa aut oraz ściganie kutra przez torpedowiec. Wprowadzenie do akcji hydroplanów, zaznajomienie widza z pracą na okrętach wojennych – wszystko to są pomysły nowe, godne właściwego uznania. Duży efekt wywołuje „bezdenne” auto oraz wiejski „telegraf bez drutu”.
Z wykonawców ról głównych wysuwa się na czoło Marja Malicka, która, choć za mało wyzyskana przez reżysera, czarowała prostotą ujęcia roli i wdziękiem. Artystka teatralna dała dobrą szkołę gry niejednemu domorosłemu „zawodowemu” artyście filmowemu. Pozyskanie utalentowanej artystki dla ekranu należy przyjąć z gorącem zadowoleniem. Partnerowi jej, Jerzemu Marrowi, scenarjusz dał małe pole do popisu, trudno więc powiedzieć coś konkretnego o jego talencie i sposobie gry. Pozostali wykonawcy wywiązali się ze swych zadań naogół zupełnie dobrze. Dotyczy to zwłaszcza Marjusza Maszyńskiego, który dał dobry (choć może nazbyt teatralnie ujęty) typ zakochanego safanduły, dalej Oktawa Kaczanowskiego i Janusza Ziejewskiego – świetnego sportowca i pływaka. W epizodach wyróżnili się Modzelewska, Hnydziński i Różański.
Specjalne słówko uznania należy się Sewerynowi Steinwurclowi za doskonałe, stojące zupełnie na poziomie europejskim, zdjęcia. Fotogeniczność morza oraz marynarki wojennej – wyzyskana została przezeń w sposób wyjątkowo staranny i dobry.
Zew morza wystawia chlubne świadectwo jego twórcom: reżyserowi, operatorowi i artystom”.
(J. R. Zew morza, Kurier Polski 1927 nr 286)
„Obraz Zew morza właściwie nie jest obliczony na dłuższą metę. Jest to spontaniczny akt radości z powodu odzyskania polskiego morza. Pod ten akt radości podłożono amerykański scenarjusz z czarnymi charakterami, kradnącymi polskiemu oficerowi marynarki doniosły wynalazek – i obraz gotowy.
Poważniej myśląc, jest to rzecz nie rewelacyjna, nosząca cechę, ot sfilmowanej wycieczki morskiej – gdyby nie to, że patrzymy na obraz z wielkiem uczuciem dumy i moralnej satysfakcji. Oto widzimy poraz pierwszy w filmie polskie morze, polskie wybrzeże, polską flotę, polskich marynarzy – słowem ten kawałek polskości, który niedawno przytuliliśmy do siebie ze czcią i radością. M.in. do zdjęć użyto statku szkolnego Lwów, śmigłego pięciomasztowca o zgrabnej sylwetce oraz torpedowca Kujawiak. Okraszono obraz kilkunastu nastrojowymi wycinkami krajobrazu polskiego morza. Również pięknym jest początek obrazu, w formie lektury bajki.
W filmie zauważyliśmy rzecz pocieszającą. Wreszcie mamy nowe niewidziane dotychczas twarze we filmie. Należy to podkreślić z całą stanowczością, że film polski wtedy wkroczy na drogę prawdziwie twórczych wysiłków, jeżeli zacznie szukać aktorów poza teatrem. Mamy na tem polu najgorsze doświadczenia. Wprawdzie Marja Malicka gra w teatrze i gra jej w kinie gorsza jest od teatralnej – ale mimo to jej postać była zjawiskiem miłem i świeżem. Ciekawym nabytkiem, z którego można coś będzie zrobić jest J. Marr, twarz o dobrych walorach, przytem materjał teatrowi obcy i tem podatniejszy dla kina.
Zew morza pozostawia po sobie nietrwałe może, ale miłe wrażenie pięknego uśmiechu Malickiej i owego kawałka ziemi, opłukanego wodą Bałtyku, który jest naszą dumą i nadzieją na przyszłość”.
(Nowy film polski Zew morza, Głos Narodu 1927 nr 333)
Kostiumy i rekwizyty dostarczył Teatr Polski, o meble, przybranie wnętrz i wytworne drobiazgi zadbali: Dom Sztuki ul. Chmielna 5, Pałac Sztuki ul. Trębacka 2 oraz firma W. Golińskiej ul. Senatorska 25, samochody zapewniła firma Morris, natomiast mundury Jerzego Marra wykonała pracownia Adam ul. Nowy Świat 34.
Zdjęcia do filmu nakręcono m.in.
- w Warszawie - w hali fabryki żelaza, założonej przez Aleksandra Patzera, na rogu ulic Leszno i Wroniej
- w Gdańsku
- w Gdyni
- w Pucku
- na żaglowcu Lwów, należącym do Szkoły Morskiej w Tczewie
- na torpedowcu ORP Kujawiak, jednym z pierwszych okrętów polskiej marynarki wojennej
- na statku szkolnym ORP Generał Sosnkowski
- na jachcie żaglowym Gazda
- z udziałem hydroplanu Leo H-13 z Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku
23 czerwca 1927 roku w warszawskiej gazecie ABC ukazało się następujące ogłoszenie:
„Wytwórnia filmowa Leo-film, przystępując w lipcu do realizacji filmu morskiego podług scenarjusza Stefana Kiedrzyńskiego pt. Zew morza, za naszem pośrednictwem poszukuje dwoje dzieci w wieku 8-12 lat w celu obsadzenia ról dziecinnych. Zgłoszenia wraz z fotografją (możliwie w tonach czarnych) należy kierować do 1 lipca bądź do p. reżysera Szaro (wytwórnia Leo-film Nowy Świat 39), bądź też do redakcji ABC, Szpitalna 12”.
Wobec dużego zainteresowania termin zgłoszeń dzieci przedłużono do 20 lipca 1927 roku. O wynikach konkursu gazeta ABC poinformowała 4 września 1927 roku:
"W skład jury konkursowego wchodziły następujące osoby: red. L. Brun, Stefan Kiedrzyński, red. Kołłupajło, red. T. Kończyc, artysta malarz Norblin, operator S. Steinwurzel, red. E. Świerczewski, reż. H. Szaro.
Po przejrzeniu całego zebranego materiału jury jednogłośnie stwierdziło, że dwaj kandydaci najbardziej odpowiadają warunkom konkursu: Krysia Długołęcka i Tadzio Fijewski. Na pierwszej stronie zamieszczamy podobizny młodocianych laureatów konkursu, którzy z pewnością nie zawiodą pokładanych w nich nadziei, tembardziej, że kierować niemi będzie wytrawna dłoń jednego z najlepszych polskich reżyserów. /…/
Podkreślić musimy bardzo doniosły fakt dobrania młodocianych artystów właśnie w drodze konkursu. Takie przypadkowe wykrycie ludzi potrzebnych do filmu powinno dać dobrą wskazówkę naszym reżyserom, przebywającym w systematycznem poszukiwaniu dobrego i świeżego materjału aktorskiego”.
W czasie realizacji filmu Zew morza Krysia Długołęcka i Tadzio Fijewski nazywani byli "dziećmi ABC".
ABC 1927 r., nr 244
Warto dodać, że konkurentem Tadzia Fijewskiego do roli w filmie Zew morza był 13-letni wówczas Witold Zacharewicz, popoularny później aktor, znany m.in. z ról w Barbarze Radziwiłłównie (1936), Róży (1936) i Znachorze (1937).
ABC 1927 r., nr 182
Zdjęcia do filmu Zew morza kręcono na następujących statkach:
ŻAGLOWIEC LWÓW
W roku 1920 Szkoła Morska w Tczewie zakupiła żaglowiec Lwów od zagranicznego armatora. Statek został przystosowany do celów szkoleniowych, ale jednocześnie pozostawiono w nim ładownię, by mógł odbywać również rejsy handlowe i zarabiać na swoje utrzymanie. Żaglowiec Lwów był w latach 20-tych chlubą polskiej marynarki. W tym okresie odbył wiele rejsów do portów Bałtyku, Morza Śródziemnego, Północnego, Czarnego oraz Atlantyku. W sierpniu 1923 roku jako pierwszy polski statek przekroczył równik w drodze do Brazylii.
Pływał do roku 1929. W roku 1930 banderę statku przekazano żaglowcowi Dar Pomorza, który od tej pory był statkiem szkoleniowym Szkoły Morskiej w Gdyni. Lwów trafił do Marynarki Wojennej i był wykorzystywany m.in. jako koszary dla załóg łodzi podwodnych oraz magazyn. W roku 1938 statek został przekazany na złom.
W roku 1927 - w okresie kręcenia zdjęć do filmu Zew morza - dowódcą okrętu był kapitan Konstanty Matyjewicz-Maciejewicz. W latach 30-tych był również dowódcą żaglowca Dar Pomorza. Nazywany był „kapitanem kapitanów”.
|
Tygodnik Morze 1926 r., nr 10 |
|
|
Kadr z filmu Zew morza. |
ORP KUJAWIAK
ORP Kujawiak należał do grupy sześciu okrętów floty niemieckiej, które po I wojnie światowej Polska otrzymała – w ramach odszkodowań wojennych - od Rady Ambasadorów. Był jednym z pierwszych okrętów polskiej marynarki wojennej. Służbę rozpoczął w grudniu 1921 roku w składzie Dywizjonu Torpedowców. 29 kwietnia 1923 roku podczas pobytu Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego w Gdyni na uroczystości poświęcenia Tymczasowego Portu Wojennego podniesiono na Kujawiaku – jako na pierwszym okręcie wojennym - chorągiew Prezydenta Rzeczypospolitej. Prezydent Wojciechowski wraz z premierem gen. Władysławem Sikorskim na pokładzie Kujawiaka odbyli krótką przejażdżkę po morzu.
W roku 1924 statek wyposażono we francuskie armaty morskie i podwójne wyrzutnie torped. Przez pewien okres pełnił funkcję artyleryjskiego okrętu szkolnego. W roku 1937 ORP Kujawiak został wycofany z czynnej służby. Był wykorzystywany m.in. do przewozu węgla dla okrętów podwodnych. We wrześniu 1939 roku służył jako zapasowy zbiornik ropy. Później został zdobyty przez Niemców i prawdopodobnie trafił na złom.
W roku 1927 - w okresie kręcenia zdjęć do filmu Zew morza - dowódcą okrętu był kapitan Stanisław Hryniewiecki, a jego zastępcą kapitan Jan Giedroyć.
|
Zdjęcie z tygodnika "Morze", 1927 r., nr 7 |
|
|
Scena filmu Zew morza rozgrywająca się na pokładzie statku. |
GENERAŁ SOSNKOWSKI
Pierwotnie statek Generał Sosnkowski był rosyjskim holownikiem. Został zdobyty przez Polaków w roku 1920 w czasie wojny polsko-bolszewickiej. W latach 1927-1930 pełnił funkcję statku szkolnego, wyposażonego na dziobie w wyrzutnie torped, a na rufie w tory minowe. W latach 1931-1939 pełnił funkcję statku sanitarnego. We wrześniu 1939 roku statek na rozkaz dowódcy został zatopiony. Wkrótce potem został wydobyty przez Rosjan i odesłany do remontu. Po zmianie nazwy na Kamanin służył we Flotylli Dnieprzańskiej. We wrześniu 1941 roku został zatopiony na Dnieprze. W roku 1944 został wydobyty i wcielony ponownie do Flotylli Dnieprzańskiej.
W roku 1927 – w okresie kręcenia zdjęć do filmu Zew morza – dowódcą statku był kapitan Mieczysław Rudnicki.
|
Zdjęcie z tygodnika "Morze" 1928 r., nr 2
|
|
Kadr z filmu Zew morza, scena na pokładzie okrętu szkolnego marynarki ORP "Generał Sosnkowski". |
JACHT GAZDA
Jacht żaglowy należący do urzędu rybackiego, pełnił funkcję statku dozorującego w porcie rybackim w Gdyni.
|
Kadr z filmu Zew morza |
W jednej ze scen filmu Zew morza pojawia się hydroplan (wodnosamolot) typu Liore Olivier H-13 w wersji szkolnej o numerze bocznym 1-3. Była to jedna z czterech maszyn francuskich zakupiona w roku 1924 dla Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku. Hydroplany te to pierwsze w morskim lotnictwie polskim fabrycznie nowe maszyny, które zastąpiły używane od roku 1920 przestarzałe samoloty niemieckie i włoskie.
|
Hydroplan LeO H-13 o numerze bocznym 1-3 w porcie w Pucku |
|
|
Hydroplan w scenie filmu Zew morza |
Serdecznie dziękujemy Panu Profesorowi Andrzejowi Olejko z Uniwersytetu Rzeszowskiego, historykowi specjalizującemu się w tematyce polskiego lotnictwa, za pomoc w identyfikacji hydroplanu.
Stefan Kiedrzyński, powieściopisarz i autor scenariusza, tak pisał o filmie Zew morza:
„Chciałem chociażby w najskromniejszej mierze przyczynić się do popularyzacji naszego morza i naszych drogich i dzielnych marynarzy. Jesteśmy od tak niedawna narodem morskim, a świadomość posiadania morza w szerokich sferach naszego narodu jest tak świeża, a nawet niezbyt jasna, że uważałem za swój obowiązek przystępując do pisania scenarjusza, poświęcić swą pracę przypomnieniu szerokim masom naszych widzów kinematograficznych, że bądź co bądź jesteśmy narodem morskim, a posiadanie okna na Europę jest czemś tak ważnem i wielkiem, że należy o tem pamiętać w każdej godzinie życia.
Wartość samego filmu zależy oczywiście od wielu czynników, których sprawności w tej chwili nie mogę i nie chcę przesądzać. Jednego jestem pewny: wszyscy biorący udział w realizowaniu mego scenarjusza uczynili wszystko, co leżało w ich mocy, aby film wypadł jaknajlepiej, a więc gwiazda teatrów szyfmanowskich p. Malicka, przemiły Marjusz Maszyński, urocza p. Nina Świerczewska i wszyscy pozostali wykonawcy: Nora Ney, J. Mar, Hnydziński, Kaczanowski itd. na czele z reżyserem p. Szaro”.
(Comoedia 1927 nr 32-33)
Tak o pracy na planie filmu Zew morza pisała ówczesna prasa:
„I.
Cichy i spokojny Puck przeżył w tych dniach nielada sensację: przybył tam reż. Henryk Szaro wraz ze swym artystycznym zespołem, aby nakręcić kilka scen do filmu pt. Zew morza według scenarjusza Stefana Kiedrzyńskiego. Pojawienie się samochodów, wiozących artystów wzbudziło w Pucku sensację. Zwartym szeregiem obstąpiono operatora p. Steinwurzla, podziwiając połyskujące w słońcu aparaty i przyrządy. Niemniejszą sensację wzbudzili artyści. Panią Malicką natychmiast obstąpiły tłumy wielbicieli, podziwiające zarówno uroczy uśmiech, jak i filmową szminkę znakomitej artystki; zewsząd kierowano na nią aparaty fotograficzne, prosząc o pozowanie do zdjęcia. Jej urodziwy partner, p. Jerzy Marr, podbił serca wszystkich Pucczanek; pp. Szwarc, Halicz i Rzętkowski w rolach czarnych charakterów budzili trwogę, a p. Maniecki, któremu przyprawiona broda dodaje aż za wiele powagi, wywołał wielkie zainteresowanie. Najbardziej sensacyjna była scena porwania oficera marynarki, p. Marra. W scenie tej brały udział dwa samochody, którym niezwykle trudno było manewrować w wąskich uliczkach, przepełnionych publicznością. To też reż. Szaro zmuszony był wezwać na pomoc policję, której przybycie umożliwiło wreszcie ukończenie sceny.
II.
W Gdyni przy nakręcaniu filmu Zew morza omal nie zdarzył się nieszczęśliwy wypadek: filmowano scenę pościgu kutra przemytniczego, w której ścigający torpedowiec Kujawiak daje ostry strzał do umykającego kutra. Pocisk przebiegł w odległości zaledwie 15 m od rzekomego celu. Jak widzimy filmowanie niezawsze jest bezpieczne.
Reż. Henryk Szaro z iście amerykańskim rozmachem prowadził sceny pościgu, zaprzągłszy do pracy torpedowiec, kuter, holownik i hydroplan. Zwłaszcza udała mu się scena „desantu”, kiedy po zwinięciu żagli kutra na znak poddania się część załogi torpedowca udała się tam szalupą. Niezwykłą uprzejmość i bardzo wydatną pomoc okazali przytem dowódca Kujawiaka kpt. mar. St. Hryniewiecki i kpt. mar. Gedroyć. Tymczasem operator, p. Steinwurzel, chwytał na taśmę… co się dało: na każdym kawałeczku pokładu i mostków, gdzie tylko mógł się pomieścić człowiek.
Królowała na torpedowcu urocza gwiazda naszej sceny, a obecnie i filmu, p. Marja Malicka, która oczywiście podbiła serca całej załogi. Niezliczoną ilość razy musiała wchodzić na schodki i drabinki, które nazwała „wyrafinowanemi”, a po których jednak zręcznie się uwijała, wspinając się aż na górny mostek, skąd jej jasny szal powiewał najbardziej „fotogenicznie”. Dwaj bardzo młodzi gentlemani, którzy podpłynęli łódką aż pod sam statek, nie mogli się powstrzymać od entuzjastycznych okrzyków: „Brawo, Malicka!”, które towarzyszyły tej scenie.
Zupełnie inaczej przedstawiała się grupa na „kutrze przemytniczym”. W roli kutra wystąpił śliczny jachcik żaglowy Gazda, wiozący bandę przemytników i porwanego oficera, p. Jerzego Marra; p. Marr był naprawdę „porwany”, zwłaszcza zaś jego mundur, który zwisał w żałosnych strzępach po walce z przemytnikami; pozatem p. Marr był pokrwawiony (szminką) oraz związany sznurami i ciśnięty pod pokład (naprawdę!). Za te wszystkie męki czekała go jednak nielada nagroda: pocałunek p. Malickiej w scenie finału.
P. Szwarc, bardzo przewrotny, bardzo niegolony i z fajką w zębach przewodził przemytnikom pp. Haliczowi, Daneckiemu, Rzętkowskiemu i murzynowi, którzy pracowali przy żaglach, zwijając, rozwijając, „hisując” i przekładając, jak starzy marynarze. Praca to była niełatwa, zwłaszcza kiedy lunął ulewny deszcz i podniósł się silny wiatr, który zakończył zdjęcia. Gazda kołysał się… za bardzo, a przemytnicy przemokli do nitki, postanawiając zaraz po ukończeniu filmu przenieść się na jakiś większy statek, mniej wrażliwy na igraszki fal. Nie obyło się tego dnia i bez zabawnych epizodów: „murzyna”, który nieodszminkowany czekał z walizkami na auto, wzięto za złodzieja i chciano aresztować; „przemytników” zaś, którzy nieprzebrani weszli na taras kawiarni, aby się rozgrzać szklanką herbaty, wzięto za skończonych łapserdaków. Łapserdaki okazali się sympatyczną bracią aktorską i wnet rozpoczęli rozmowę na temat najważniejszy z ważnych: „czy jutro będzie pogoda?” – Była pogoda”.
(Mieczysław B-ski, Jak się tworzy pierwszy polski film morski?, Kino Dla Wszystkich 1927 nr 47)
Tak o pracy na planie filmu Zew morza pisała ówczesna prasa:
„W starym lokalu fabrycznym na rogu Leszna i Wroniej, gdzie gnieździły się ongi Wampiry Warszawy, młody reż. Henryk Szaro nakręca Zew morza. W korytarzu snują się zakuci w stal rycerze, słychać gwar basowych głosów, szczęk srogich mieczy i tarcz żelaznych. Niesamowite wrażenie wywiera olbrzymi brodacz w kolczudze i w hełmie z ciemnemi okularami na wydatnym nosie i z papierosem w opancerzonej grubą rękawicą dłoni. A oto, w przyległym pokoju, inny rycerz o szlachetnej, stroskanej twarzy krzyczy w telefon głębokim basem:
- A zwłaszcza uważaj, żeby pieczeń nie była znów przypalona!
Z okna parterowej hali rozlega się przeraźliwy dźwięk trąby i okrzyk:
- Rycerze, korsarze, straż, heroldzi – na salę! Zaczynamy!
Średniowieczne bractwo rzuca niedopałki i hurmem szczękając bronią, wali podziemnem przejściem do głównej hali, gdzie w głębi widać tron królewski, a przy nim – dwóch obnażonych do pasa, atletycznych trabantów, wspartych na mieczach, godnych Longina Podbipięty. Operator Steinwurcel na wysokiem rusztowaniu troskliwie nastawia swój nowy francuski aparat o niebywałej podobno precyzji. Wtem czyni się ogólne poruszenie. Wśród rosłych rycerzy i srogich korsarzy zjawia się nieziemskie zjawisko: to Marja Malicka, królewna i władczyni filmowego państwa i wszystkich obecnych serc. Olśniony niewymowną pięknością i blaskiem oczu, jakiemi nie może poszczycić się chyba żadna wytwórnia świata, ucałowałem podaną mi łaskawie łapkę uroczej królewny, która pospieszyła poskarżyć się harmonijnym głosikiem, że straszliwy blask jupiterów przyprawił ją o ból w oczach i że okrutny reżyser znęca się nad nią godzinami, mimo że już upada ze znużenia. Lubię i cenię niezmiernie p. Henryka Szaro, ale na te słowa żałosnej skargi wezbrała we mnie straszliwa nienawiść i żądza krwi. Schyliłem się do uszka królewny i szepnąłem:
- Rozkaż tylko, o Pani! Wnet zwołam tych oto dzielnych rycerzy, którzy krwawą miazgę zrobią z twoich prześladowców…
Zanim królewna zdążyła odpowiedzieć, reż. Szaro krzyknął:
- Na miejsca! Zaczynamy!
I cały orszak rycerzy, piratów, niewolników, oprawców ruszył naprzód, a na czele szła potulnie biedna królewna, mrużąc prześliczne oczy pod oślepiającem światłem reflektorów. Rój dziewczątek biegł przed nią, sypiąc jej kwiaty pod stopy.
Tak oto szła Marja Malicka, perła i chluba sceny polskiej, na zdobycie laurów gwiazdy filmowej. Symboliczny pochód. Z głębi serca życzyłem uroczej królewnie nowej, wielkiej, światowej tym razem, sławy…”
(L.B., Kurier Warszawski 1927 nr 228)
Tak o realizacji filmu Zew morza mówił reżyser Henryk Szaro:
„- Na jakim poziomie znajduje się mój film? Nie łudźmy się. W granicach naszych możliwości zrobienie filmu skończenie artystycznego jest niemożliwością. Wszakże w granicach tych właśnie możliwości szedłem konsekwentnie w kierunku raz obranego celu i w żadnym wypadku nie ustąpiłem przed piętrzącemi się trudnościami. Samą realizację starałem się utrzymać w formie realistycznej. Problem miłosny został potraktowany przez autora scenarjusza p. Kiedrzyńskiego nader wzniośle, posiada jednak przytem szereg momentów sensacyjnych. Mam za sobą już pewne doświadczenie w pracy filmowej, wszakże poraz pierwszy miałem bezpośrednią styczność z morzem na filmie. W filmie morskim, nieskrępowany brakiem atelier i odpowiednio wyszkolonych statystów, reżyser łatwiej może rozwinąć swą inwencję i lepiej opracować każdy szczegół. Dlatego też jeżeli film morski spotka się z życzliwem przyjęciem ze strony publiczności, nie zawaham się na przyszły rok wraz z niezastąpionym operatorem Steinwurzlem wybrać się nad Bałtyk.
- Aktorzy?
- W filmie każda rola jest bardzo ważna, lecz na pierwszym planie jest praca zbiorowa. Czyż potrzebuję zaznaczać, że Malicka jest czarująca, a Maszyński potrafi rozśmieszyć najbardziej ponurego nieboszczyka. Na świetnego amanta zapowiada się niemal przypadkowo przezemnie zaangażowany Jerzy Marr. /…/ W tem miejscu korzystam ze sposobności, by podziękować redakcji ABC za konkurs – tą drogą wyłowiłem dwie grube rybki. Są to urocza Krysia i utalentowany Tadzio. W pewnych momentach gra ich może posłużyć za wzór dla starszych kolegów.
- Zatem film zapowiada się doskonale?
- To powie dopiero prasa i publiczność, ja zaś osobiście nigdy nie jestem z siebie zadowolony. Zawsze tkwi we mnie przekonanie, że mógłbym to zrobić lepiej”.
(Jak kręcę film? ABC u reżysera Szaro, ABC 1927 nr 279)
Tak o pracy z dziećmi na planie filmu Zew morza mówił reżyser Henryk Szaro:
„- Tylko nie patrzcie się nigdy na aparat – poucza reż. Szaro dwoje drobnych dzieci przygotowanych do filmowania. Na uszminkowanych twarzyczkach zarówno dziewczynki, jak i chłopczyka maluje się łatwo zrozumiałe przejęcie. Nic w tem dziwnego. Nie każdemu zdarzy się w tak młodym wieku pozować przed objektywem filmowym i w dodatku grać w pierwszym polskim morskim filmie. Są to dzieci ABC – Tadzio Fijewski i Krysia Długołęcka, wybrani do filmu Zew morza za pośrednictwem ABC.
- Weź to jabłko, mała – powiada do Krysi reż. Szaro – i siadaj na gałęzi.
Gałąź mocna, słoniaby wytrzymała, lecz cały personel wypróbowuje jej moc przed usadowieniem się artystki.
- Bardzo jest ciekawa robota z dziećmi – zwierza mi się reż. Szaro. – Czasem po kilkanaście razy trzeba scenę powtarzać, a czasem pierwsze zdjęcie daje wynik wymarzony. Tutaj materjał mam bardzo podatny, dzieci nieraz podświadomie robią właśnie to, co odpowiada treści filmu. Praca z dziećmi wymaga też zupełnie swoistych sposobów – jedno zdanie wypowiedziane podniesionym tonem już je wyprowadza z równowagi i uniemożliwia dalsze filmowanie.
Niemniej odpowiedzialną pracę ma przy zdjęciach dziecięcych operator Steinwurzel. Uchwycić na taśmę filmową potrzebny wyraz twarzy dziecka, który nieraz przewija się bardzo rzadko – jest to praca, wymagająca wielkiego zasobu wiedzy i anielskiej cierpliwości. A to i p. Szaro i p. Steinwurzel posiadają w znacznej ilości”.
(Dzieci ABC pracują przy zdjęciach do filmu morskiego, ABC 1927 nr 249)
- Kadry
- Materiały prasowe
- Fotosy
- Fotodokumentacja
- Programy filmowe