Wielki Książę Konstanty postanawia poślubić polską hrabiankę Joannę Grudzińską. Joanna kocha majora Waleriana Łukasińskiego, konspiratora, przywódcę loży wolnomularzy i bojownika o wolność Polski. Gdy Wielki Książę oświadcza się o rękę hrabianki, Joanna zmuszona jest zaręczyny te przyjąć - mogłaby mieć wpływ na przyszłość ojczyzny i losy Polaków. Łukasiński zostaje zdemaskowany i skazany na więzienie. Jest także torturowany, lecz nie wydaje żadnego z towarzyszy. Joanna tymczasem zostaje małżonką Konstantego mi zyskuje tytuł Księżnej Łowickiej.
Wybucha Powstanie Listopadowe. Joanna ukrywa Konstantego przed spiskowcami i umożliwia mu opuszczenie Belwederu. Major Łukasiński zostaje uwolniony przez powstańców.
Kontrowersyjna ekranizacja powieści Wacława Gąsiorowskiego, niezwykle popularnego przed wojną pisarza historycznego. Film powstał w związku z 100 rocznicą wybuchu Powstania Listopadowego. Dość swobodne podejście do faktów historycznych przez autora scenariusza sprawiło, że film wzbudził protesty wielu historyków i krytyków filmowych. Jednak znakomita dramaturgia, monumentalna oprawa - wspaniała scenografia autorstwa Stefana Norrisa, jednego z najlepszych polskich scenografów dwudziestolecia międzywojennego, piękne kostiumy – spowodowały, że film cieszył się w latach 30-tych wielką popularnością, nie tylko w kraju, ale także za granicą.
W filmie w świetnie odtworzonych realiach epoki znakomicie sprawdzili się kadeci Szkoły Podchorążych z Ostrowi Mazowieckiej. Do sukcesu przyczyniła się też doborowa obsada. W roli tytułowej wystąpiła „królowa polskiego ekranu” Jadwiga Smosarska. Z wyczuciem zagrała trudną rolę arystokratki, Polki – patriotki, która musi dokonać wyboru między obowiązkiem wobec ojczyzny a miłością. W roli księcia Konstantego wystąpił wielki Stefan Jaracz. Księżna Łowicka to jeden z najważniejszych filmów historycznych przedwojennej Polski.
"Przodujący film polski w obecnym sezonie. Wątpliwe, czy nasza produkcja, skrępowana kryzysem i brakiem środków technicznych, zdobędzie się rychło na coś w tym rodzaju. Należy się więc, przedewszystkiem, szczere uznanie kierownikom wytwórni "Blok" i twórcom Księżny Łowickiej za wyczyn w naszych warunkach niezwykły. Film zakrojono na dużą skalę. Dzieje nieszczęśliwej miłości Joanny Grudzińskiej, późniejszej Księżny Łowickiej i majora Łukasińskiego, któremu sądzone było po 30 przeszło latach dokonać życia w Szlisselburgu, postać gwałtownego, choć niepozbawionego dobrych chęci, satrapy W. Ks. Konstantego, zaś na dalszym planie wzbierający ferment rewolucji narodowej, która wybucha przy dźwiękach Warszawianki – to wszystko składa się na mocny akord wrażeń wzrokowych i słuchowych, osiągając chwilami wysokie napięcie. Zwłaszcza imponująco wypadły sceny plenerowe (rewja na placu Saskim i degradacja Łukasińskiego), co jest zasługą wytrawnego operatora inż. Gniazdowskiego. /.../
Z licznego zespołu wykonawców pierwsze miejsce należy się Węgrzynowi, który umiał postać Łukasińskiego przepoić romantyzmem tej epoki, czyniąc z niego bohatera w stylu byronicznym. Jaracz, który po raz pierwszy wystąpił na ekranie w roli doniosłej, uczynił z W. Księcia bestję gwałtowną, nieobliczalną, splot złych i dobrych impulsów, despotę i tchórza. Jadwiga Smosarska w roli Księżny Łowickiej podbiła znów serca i oczy widowni zarówno piękną, stylową aparycją, jak i grą, niepozbawioną szczerych akcentów dramatycznych".
(Kino 1932 nr 39)
„Księżna Łowicka jest niewątpliwie jednym z tych filmów, które zaszczytnie świadczą o postępach, jakie czyni ostatnio kinematografja polska. Zwłaszcza o ile chodzi o należyte tempo akcji, piękno zdjęć i efektowną reżyserję wykazuje Księżna Łowicka duże wartości, świadczące pochlebnie o dążnościach ku tworzeniu całości filmu polskiego, stojącego na równi ze zdobyczami filmu europejskiego. Szkoda jedynie, że sam scenarjusz filmu nie może obejść się bez „wspomnień carskich”, które już doprawdy stały się przysłowiowe dla filmu polskiego.
Specjalne omówienie należy się aktorom. Stefan Jaracz w roli Wielkiego Księcia Konstantego stwarza kapitalną, na długo niezapomnianą kreację. Świetny w ruchu i masce, doskonały ten aktor interpretuje rolę w ten sposób, że mimo wszystko budzi pewną dozę sympatji do Wielkiego Księcia, a należy zaznaczyć, że wywołanie tego wrażenia, mimo, że niełatwe, było dla filmu rzeczą bardzo ważną. Jadwiga Smosarska w rolach kostiumowych jest dużo lepszą, niż jako wieczna „cnotliwa panienka z cichego polskiego dworku”, posiada duży wdzięk i zacięcie właściwe tej roli. Doskonali są też, niezawodzący jak zwykle, Józef Węgrzyn i Artur Socha. Podnieść również godzi się dobrą synchronizację muzyczną w melodyjnem opracowaniu prof. Rybickiego oraz dobre nagranie dialogów, które w pełni mogą być zrozumiałe”.
(Przegląd Filmowy, Teatralny, Radjowy 1932 nr 178)
„Najnowszy film wytwórni Blok-Film pt. Księżna Łowicka pod względem wizualnym nie pozostawia prawie nic do życzenia, niestety strona głosowa nie dotrzymuje pola. Film ten obywa się całkowicie bez napisów, na pochwałę zasługuje inteligentny montaż taśmy, zręczne ujęcie reżyserskie (Krawicz i Warnecki). Mimo, iż jest to film poważny, o akcji dramatycznej, zdołano utrzymać całość na kulturalnym poziomie. Świetne zdjęcia Gniazdowskiego niemało przyczyniają się do podniesienia wartości filmu. Brak wielkiej ilości statystów w scenach zbiorowych (np. w rewji „na pl. Saskim” albo podczas maskarady w Łazienkach) – hamuje rozmach reżyserji i nie daje oczekiwanych wrażeń, lecz przecież i tak parada wojskowa, dzięki sprawnej postawie szkoły podchorążych wypadła pomyślnie. Za to scenę degradacji Łukasińskiego wytrzymano od początku do końca. Rodowodu niektórych ujęć reżyserskich możnaby szukać w twórczości ekranowej znakomitego Francuza, Abla Gance’a. Gorzej nieco przedstawia się sprawa dialogów: są przeważnie niewyraźne. Wprawdzie i tak domyślamy się ich treści, ale to nie wystarcza. Z wykonawców należy przedewszystkiem wymienić Jaracza, Smosarską, Węgrzyna i Zelwerowicza”.
(Jar., Nowy film polski, Tygodnik Ilustrowany 1932 nr 38)
Z Księżną Łowicką jednak sprawa jest bardziej skomplikowana. Wytwórnia „Blok” specjalizuje się mianowicie w filmach „wielkich”, bardzo historycznych i bardzo patrjotycznych. Takie - powiedzmy - pogotowie narodowe na ekranie, taka stała w bezszmerowym w systemie apoteoza polskiego bohaterstwa, takie w ogóle szlify, szable, szeregi i orły. Regulamin tej służby narodowej został oparty na doświadczeniach filmu Na Sybir, który jak wiadomo, zdobył polski rekord powodzenia i kasy i trzymał go aż do chwili, dopóki Dziesięciu z Pawiaka nie zgarnęło dla siebie palmy pierwszeństwa. Księżna Łowicka jest próbą pobicia własnego rekordu wysokości - już niemalże lot do stratosfery, który, zdaje się, zostanie jednak zakończony fiaskiem.
Dwa założenia tego filmu, kasowe i narodowe, zostały - trzeba to przyznać - zupełnie niezgorzej uzgodnione, i od tej strony film jest zupełnie w porządku. Gorzej wyglądają jego założenia historyczne. Historja jest wogóle wielką przeszkodą w rozwoju historycznego filmu polskiego. Należałoby napisać ją na nowo na potrzeby ekranu, usunąć wszelkie niepotrzebne komplikacje społeczne, polityczne, psychologiczne i faktyczne. Wtedy dopiero okazałoby się najoczywiściej, że Askenazy, który podkreśla tragiczny i patologiczny dualizm wielkiego księcia Konstantego, jego rozdarcie uczuciowe i moralne, dwoistość stosunku do Polski, zależność wewnętrzną od polskiej kultury i nieokiełznane, barbarzyńskie pastwienie się nad nią - okazałoby się, że Askenazy, rozpinając sylwetę tej postaci na krańcowych przeciwieństwach, jest po prostu - niefotogeniczny. Że bardziej zgodne z duchem polskiego filmu jest zrobienie z Konstantego zwykłej małpy o jednym tylko małpim mianowniku. W ten sposób upraszcza się wiele problematów historycznych i innych. Dotyczy to w równej co najmniej mierze Łukasińskiego, który - jak zapewniają historycy - nic z Joanną Grudzińską nie miał wspólnego. Ale czyż można się dziwić, że mimo to nie mógł oprzeć się wdziękom Smosarskiej? Wymagała tego zresztą znowuż fotogeniczność tematu i godna podkreślenia prostota dramatycznego układu. Ważniejsze zresztą od tego faktycznego sprostowania historii jest psychologiczne „ufotogenicznienie” Łukasińskiego, którego ujęcie przez scenarjusz i przez Węgrzyna domaga się po prostu interwencji Tow. Ochrony Zabytków Przeszłości. Podobnie ma się sprawa z tłem ogólnem uliczno-kawiarniano-powstańczem.
Otóż trzebaby jednak jakiemiś zasiekami obronić historję przed nieodpowiedzialnymi sportsmenami z filmu. Prawda, że w stosunku do uchwytności faktów historycznych, w stosunku do mierników historycznej „prawdy” istnieją teraz daleko idące zastrzeżenia, że relatywizm lub też subjektywizm historyczny ma poważnych wyznawców. Ale jeśli postawi się znak zapytania nad objektywizmem historji, to tem bardziej ważna staje się druga alternatywa: wartość historycznej koncepcji jako takiej, poprostu artyzm ujęcia. Co jednak począć z „historją”, która zamiast talentu ma banały, fakty wyrzuca za płot i czcigodnym historycznym trupom trepanuje czaszki. To jest gorsze od sekty w Helsinkach.
Na tym banalizowaniu źle wychodzą talenty aktorskie. Nie mają miejsca dla rozwinięcia inwencji intuicji psychologicznej, degenerują się w schematach. Taki charakter aktorsko-zdegenerowany ma kreacja Węgrzyna, i zupełnie nie na poziomie jego scenicznych kreacji stoi rola Jaracza. Jedynie Smosarska czuję się doskonale w powodzi banalności i pływa po nich nieruchoma, bezmyślna, z niezmiennym uśmieszkiem na buzi.
W jednem tylko widać postęp w tym filmie: w zdjęciach. Są czyste, precyzyjne, jasne - bez nadmiernej inwencji plastycznej, ale zato technicznie uczciwe. Jest to zasługa p. Gniazdowskiego.
(Stefania Zahorska, Jeszcze jeden film „patrjotyczny", Wiadomości Literackie 1932 nr 44)
Na recenzję Stefanii Zahorskiej odpowiedział scenarzysta filmu Wiktor Brumer:
"Do redaktora „Wiadomości Literackich”
W związku ze sprawozdaniem p. Stefanii Zahorskiej z filmu p. t. Księżna Łowicka pozwalam sobie na następujące uwagi. W utworze historycznym nie odgrywają żadnej roli odstępstwa historyczne, jeżeli tło jest zgodne z przeszłością. A to tło odmalowano w Księżnej Łowickiej ze ścisłością w najdrobniejszych nawet szczegółach. Rzecz charakterystyczna, że wybitni historycy epoki ówczesnej nie mają o te „odstępstwa” pretensyj właśnie ze względu na to, że tło przedstawiono zgodnie z prawdą.
Jeżeli chodzi o poszczególne postaci, to zarówno bierność i niezdecydowanie Joanny jaki neurastenję Konstantego oraz mocny charakter Łukasińskiego przedstawiono zgodnie z historją. „Wymysłem” był jedynie „romans” między Joanną a Łukasińskim, będący koncepcję literacką autora powieści, Wacława Gąsiorowskiego. Mam wrażenie, że koncepcją szczęśliwszą niż przedstawienie prawdziwego długoletniego stosunku Łukasińskiego ze skromną aktoreczką Teatru Narodowego.
Pani Zahorska zarzuca, że z Konstantego zrobiono „małpę” „o jednym tylko małpim mianowniku”. Przeczy temu dosadnie szereg scen i posiedzeń świadczących właśnie o przeciwieństwach tkwiących w tej postaci. Wymienię bodaj tylko sceny po śmierci cara.
Rzecz dziwna, że pani Zahorska pomija milczeniem te sceny dramatyczne (jak np. degradację Łukasińskiego), które na widzach wywierają największe wrażenie a które odtworzono ściśle na podstawie materjałów historycznych.
Dziwię się też że p. Zahorska nie dostrzegła w filmie niczego więcej poza „bombą” patrjotyczną: że nie zauważyła tragedii osobistej Joanny, która zerwała węzły, łączące ją z jednym światem, a nie potrafiła zasymilować się w nowem środowisku".
(Wiktor Brumer, O prawdę historyczną w filmie Księżna Łowicka, Wiadomości Literackie 1932 nr 46)
Meble i rekwizyty stylowe wypożyczył Pałac Sztuki ul. Trębacka 2; futra Jadwigi Smosarskiej zapewniła firma Maksymiliana Apfelbauma ul. Marszałkowska 125, a inne kostiumy – pracownia Zofii Grabowskiej.
„Ponura sala. Tajemnicze zamaskowane postacie. Na stole, okrytym czarnem suknem, szarfa ze złotemi literami: „Vincere aut Mori”. Przed krzesłem przewodniczącego: urna, trupia czaszka, młot i miecz – insygnja władzy masońskiej trzeciego stopnia. Po bokach, na postumentach – dwa świeczniki sześcioramienne. Na ścianach – cztery trupie czaszki z piszczelami. Oto tło obrad Loży Wolnomularstwa Narodowego (którego twórcą i przewodniczącym był Łukasiński), odtworzonej wiernie według wskazówek najwybitniejszego polskiego znawcy masonerji, Stanisława Małachowskiego-Łempickiego, sędziego Sądu Okręgowego, dla realizowanej obecnie Księżnej Łowickiej. Opisana scena wskazuje moment, gdy jeden ze spiskowców, poeta i śpiewak Szczygieł wskazuje przewodniczącemu Łukasińskiemu, że wśród „braci” znajduje się zdrajca i szpieg Wielkiego Księcia Konstantego – Sznajder. Przy okazji zdjęto też pełny ceremonjał lóż masońskich, który w ten sposób po raz pierwszy na świecie ukaże się na ekranie”.
(Kino 1932 nr 24)
„Dnia 29 listopada 1831 roku, wnet po wybuchu powstania, grupa podchorążych pod dowództwem Nabielaka napadła na Belweder w poszukiwaniu w. ks. Konstantego. Tę właśnie scenę odtworzono w realizowanym dźwiękowcu Księżna Łowicka. Gromada „podchorążych” zabrała się do dzieła tak ostro, że wnet polała się krew… Grający Nabielaka artysta Kazimierz Jarocki poważnie zranił się, wyłamując drzwi komnaty wielkiego księcia. Wywalano bowiem drzwi karabinami, przyczem padający kawał dekoracji przeciął Jarockiemu wskazujący palec prawej ręki”.
(Kino Dla Wszystkich 1932 nr 22)
Relacja z planu.
„W południe zaglądam na chwilę do Falangi. Zdjęcia Księżny Łowickiej w atelier dobiegają końca. Pędzę po schodach i… o mały włos nie wpadam na zdjęcie t.j. przed objektyw. Bezpośrednio za wojłokową zasłoną, chroniącą wnętrze od szmerów przedsionka, kryje się wąska uliczka. Latarnia wyświetla wystawę z omszałemi butelkami węgrzyna. To zacna kawiarnia Honoratka, słynna w owe czasy na kraj cały. Pod gotyckiemi łukami sklepienia, w tych szaro-zielonych ścianach zawieszonych cennemi obrazami epoki, padło niejedno ważkie słowo. Przy lampce miodu lub kieliszku starego węgrzyna zagrzewało się serce do boju i wytrwania. Oto grupa oficerów i szlachty rozprawia nad dębowym stołem. Granatowe, bronzowe mundury, żółte, czarne kołnierze. Z ramion zrzucone płaszcze. Nastrój ciężki. Każde słowo pełne treści. Poznaję Wysockiego. Mówi zdyszanym głosem: „I pomyśleć: taki oficer. Gdy spojrzałem mu w oczy, wiedziałem, że dzieło jego musimy prowadzić dalej!”… „Tak” – jak jeden mąż odpowiadają słuchacze. Łatwo się domyśleć, że mówią o Łukasińskim. Scena ta i ramy tworzą taką całość, że zapominam o nastawionym obiektywie. Zatracam świadomość, że ten żar padający zgóry, to jupitery, a nie dobroczynne słońce, które w wędrówce po niebie zatrzymało się na chwilę, by gorętszem promieniem zaświecić nad głowami tych bohaterów – praojców wolnej ojczyzny… Z zadumy budzi mnie dźwięk suchy, ostry dwuch zamykanych tabliczek z numerem kolejności zdjęcia.
Zaczynam się rozglądać. Oto i cały prawie sztab Bloku. Reżyseruje Janusz Warnecki. Niedaleko szynkwasu dostrzegam uroczą postać dziewczęcą w różowym muślinowym czepeczku, spod którego wyglądają ciemno-blond loczki. Prosty nosek, szaro-niebieskie pełne wyrazu oczy. Po chwili rozmawiam już z tą nadobną jedynaczką, oprócz niej niema dziś żadnej kobiety. Pani Erwicz – kelnerka Honoratki, objaśnia mnie, kiedy będą zdjęcia, jak są obsadzone role. „Niech pani spojrzy, jaka śliczna jest pani Smosarska, przyszła w tej chwili” – przerywa mi pisanie pani Erwicz. Rzeczywiście! Księżna Łowicka w cywilu! Więc maleńki czarny toczek i ciemnozielony kostium. Mignęła jak meteor i już jej niema. I na mnie czas. Następnego dnia w południe pędzę do Honoratki. Deszcz leje, zimno nie pozwalają przejść przez jezdnię, gdzie się człekowi podoba. Błoto pryska z pod kół. Psiakość! Brr! Aby prędzej dotrzeć do tego świata złudzeń…
Tłumy. Gwar. Gorąco. Wszystkie lampy zapalone. U Honoratki pełno. Niema ani jednego wolnego miejsca. Dorodni oficerowie obsiedli ławy, popijając miód i czarną kawę. Opodal dwu szlachciców rozgrywa partyjkę domina: i oni raczą się, ale węgrzynem. Naprzeciwko dwaj obywatele położyli cylindry na stole i konspiracyjnie szepcą. Muszą to być ważne sprawy, bo nawet pieśń przy dźwiękach gitary nie rozchmurza ich oblicz. A jest to pieśń nielada! Śpiewa ją Szczygieł, poeta-spiskowiec w czarnym surducie:
Piorun strzaskał dębinę
Tyś mnie dziewczę ściskała,
Mówiąc: sama nie zginę!
W głosie żar. Czyż mogą pozostać obojętne serduszka kelnerek? Jedna stoi zasłuchana, bojąc się ruszyć, druga tacę przyciska do łona i przechodzą koło śpiewaka, najgorętsze ócz niebieskich rzuca mu spojrzenie. Ta trzecia niebieskooka uwija się w głębi. Może właśnie tym krzątaniem chce stłumić serca bicie?
A piękna pani Honoratka siedzi za szynkwasem. Słucha i patrzy. Wiadomo, że serce ma gorące i głowę nie bylejaką, co rachować umie. Czyżby inaczej szynkwas uginał się pod tyloma półmiskami? Czego tam nie ma! Szynki, mięsiwa, jajka, pączki, frukty, świeże ananasy. Antałki piwa. Miodu butelki.
Pieśń na wszystkich wywiera wrażenie. Gruszczyński ją śpiewa. Piękne brzmienie głosu podkreśla prymityw melodji i słów. Jak to czasami dobrze robi! Odpręża zmęczony mózg i nerwy. Ale precyzyjność aparatury dźwiękowej nie podlega nastrojom. Ostatnia strofka trwa 30 sekund, a tymczasem musi odpowiadać dwudziestu metrom taśmy. Więc należy nietylko ją przyspieszyć, ale zmienić cały ruch obrazu w danej chwili. Reżyser Warnecki niestrudzenie, z największą cierpliwością i uprzejmością daje wskazówki, poucza. Aktorzy po pięć, osiem, dziesięć razy powtarzają tę samą scenę. zawsze jednakowo chętnie. Reżyser Krawicz i Szebego pomagają, od czasu do czasu rzucając dowcipną uwagę, to miłem słowem zachęty. Inżynier Gniazdowski jakgdyby zrośnięty z potworem-aparatem natęża wzrok artysty-operatora i wodzi niem za grającemi postaciami”.
(Aniela Waldenbergowa, Wizyta w atelier, Kino 1932 nr 28)
Nie trzeba wcale słów (muz. Feliks Rybicki - sł. Janusz Warnecki) wykonanie w filmie: Stanisław Gruszczyński
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
Adam Aston, Orkiestra Taneczna „Columbia” pod dyr. Henryka Golda, 1932
Potok płynie doliną, Nad potokiem jawory, Tam ja z tobą dziewczyno Słodkie spędził wieczory. Noc się krótką zdawała, Żegnamy się świtaniem, Miłość sen nam zabrała, Miłość żyje niespaniem.
Nikt nie wiedział, nie szydził, Niebo świadek jedyny, Jam się nieba nie wstydził – Miłość była bez winy. Wraz się burza zerwała, Piorun strzaskał dębinę, Tyś mnie dziewczę ściskała, Mówiąc „Sama nie zginę”
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki: nie nagrano
Któż to jest Powiedz waćpan nam to Również w dzień, czy też w noc głuchą Gdzie go nie proszą, wnet się zjawi tam I ośle swe nastawia ucho Każdą ploteczkę chwyta w lot, Każdą ploteczkę chwyta w lot, Któż to jest? Powiedz waćpan nam! Któż to jest – zgadnij waćpan sam!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki: nie nagrano
Fotosy
Programy filmowe
Fotodokumentacja
Stefan Jaracz, Jadwiga Smosarska
Lucjan Żurowski, Jadwiga Smosarska, Stefan Jaracz, Jan Szymański
Juliusz Łuszczewski [w środku]
Jadwiga Smosarska
Jadwiga Smosarska
Stefan Jaracz, Jadwiga Smosarska
Jóżef Węgrzyn
Józef Węgrzyn
Jadwiga Smosarska, Kazimierz Jarocki, Witold Kuncewicz
Strona Internetowa współfinansowana przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu
Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.
Główny serwis POIiŚ