„Jedna z najwytworniejszych restauracyj w Warszawie. Stylowy lokal, wyfraczona służba, dyskretna muzyka, wyborna kuchnia – ale…
- Czegoś tu brak – rozmyślałem, rozglądając się po sali – aha, już wiem! Brak pięknych kobiet!
Istotnie, na sali pełno było mężczyzn, zajętych rozmową o interesach, ale ani jednej ładnej kobiety.
- Co za posępny nastrój!
Ledwie zdążyłem sformułować tę refleksję, gdy nagle, jak gdyby promień złotego słońca wtargnął do piwnicy: wszystkie głowy zwróciły się ku wejściu, nowe życie jak gdyby wstąpiło w muzyków: orkiestra ucięła skocznego fox-trotta.
Środkiem szła piękna kobieta, w jasnym toczku na płomiennych włosach, w białem futerku, drobna, zgrabna, szykowna, istna figurka z La Vie Parisienne. Za nią podążał śniady brunet, o wyrazistej twarzy aktora i bujnej czuprynie poety, poznałem w nim wnet reżysera Newolina. Czyżby pięknem zjawiskiem była p. Lipińska, którą widziałem w roli dziewczyny wiejskiej podczas nakręcania Moralności pani Dulskiej?
To była ona… i za chwilę siedzieliśmy przy jednem stoliku, zajęci żywą i nieco bezładną rozmową.
- Zdjęcia ukończone?
- Tak. Teraz pracuję nad montażem – odparł Newolin.
- A pani?
- A ja wyjeżdżam jutro do Wiednia – rzekła artystka z cudownym uśmiechem. – Mam wystąpić w Kammerspiele i w serji koncertów, gdzie odtwarzać będę piosenki rosyjskie, niemieckie i francuskie.
Uderzyłem się w czoło.
- Ach, prawda! U nas pani debiutuje na ekranie, a zagranica zna panią jako świetną śpiewaczkę i diseuse wysokiej klasy! Korzystam z okazji i biorę panią na spytki. Musi mi pani wszystko powiedzieć o sobie!
Czarująca artystka roześmiała się serdecznie.
- Ależ owszem. Powiem krótko. Występowałam przeważnie w Wiedniu w Theater der Komiker i w Theater an Wien (operetka). Występowałam również w Berlinie w Haller Revue.
- A w Warszawie? Dlaczego pani taka niełaskawa dla naszego miasta?
Śliczna towarzyszka posmutniała.
- Chciałabym bardzo występować w Warszawie, ale nie mam odpowiedniego repertuaru polskiego. Muszę dostosować się do gustu Warszawy. Zdążyłam ją już poznać. Bo nie tylko każdy kraj, ale każde miasto ma swój odrębny gust.
- A jaki jest gust Warszawy według pani?
- Zdaje mi się, że tu cenią nie tyle humor, ile uczucie i patos. A przecież niekiedy w refrenie lekkiej piosenki jest więcej prawdy i głębi niż w patosie dramatu.
- Jaki jest pani właściwy rodzaj?
- Diseuse. Mój „genre” to Yvette Guilbert i Plewickaja. Lubię specjalnie pieśni ludowe, zwłaszcza dawne. Mój repertuar: od Bacha do… jazzbandu. Śpiewam wszystko, co wyśpiewać można!”
(L. B. Wywiad z nową gwiazdą ekranu polskiego, Kino dla Wszystkich 1929 nr 103)
„Śpiewa, recytuje, mimoplastykuje *, tańczy, parodjuje, robi wszystko, co w jaknajszerszym zakresie „diseusy” leży. Akompanjuje sobie po większej części sama i ślicznie. Słowem, jest wszechstronna. Języki opanowuje wszystkie bez najmniejszej trudności, polskim włada wybornie, ba nawet mazurskim djalektem posługuje się doskonale. Wszystkie nastroje ma w swojej mocy, żadna z subtelności tekstu czy też myśli kompozytora nie uchodzi jej oku, wszystkie najdrobniejsze szczegóły wydobywa na wierzch i podaje słuchaczowi z przedziwnym wdziękiem. Posiada na zawołanie najrozmaitsze barwy głosu od szorstkości rosyjskiego mużyka aż do słodyczy matki śpiewającej kołysankę, od męskich basów Sinobrodego rycerza aż do szeptu Hindele, pełnego poezji i uczucia. Nie nadużywa niczego, nie podkreśla z intencją niczego, wszystko, co czyni jej produkcję tak niezmiernie interesującą: humor, dowcip, temperament, inteligencja, wdzięk i różnorodność wyrazu, zdaje się przychodzić samo na zawołanie, bez namysłu, jak gdyby było improwizowane ku własnej radości i ku zachwytowi audytorjum.
Dela Lipińska jest w swym zawodzie wirtuozką i trudno sobie wyobrazić, aby taki artyzm można było uzyskać bez pracy. Ale gruntem tych rzeczy jest talent, po prostu fenomenalny, w połączeniu z darami natury, których sztuką nie można w żaden sposób wyrobić. Artystka umie świetnie wywoływać efekty charakterystyczne, ale liryka pełna prostoty nie kosztuje jej żadnego wysiłku. Gdy założy na głowę chusteczkę Marysi czy Kasi jest prześliczna… A więc w dodatku do tego fenomenalnego talentu wprowadza na estradę młodość jeszcze i urodę.
Uległem na chwilę obawie, czy przypadkiem niezrównane wykonanie moich kilku piosnek nie podszeptuje mi powyższych słów admiracji. Ale przyjęcie entuzjastyczne, jakiego doznaje Dela Lipińska od słuchaczy (sala była przepełniona) zadaje kłam moim skrupułom. Ona zachwyca wszystkich bez wyjątku”.
* przedstawianie sztuki za pomocą ubioru, mimiki i gestu
(St. Niewiadomski, Dela Lipińska, Kurier Polski 1932 nr 302)
Dela (Daniela) Lipińska urodziła się 20 grudnia 1905 roku w polskiej rodzinie żydowskiego pochodzenia. Dzieciństwo i młodość spędziła w Petersburgu, gdzie jej ojciec, inżynier chemik pracował w jednej z fabryk.
Od najmłodszych lat – jak sama mówiła – „ciągnęło ją do sztuki”. Ukończyła Konserwatorium w Petersburgu,
najstarszą wyższą szkołę muzyczną w Rosji, kierowaną wtedy przez wybitnego kompozytora Aleksandra Głazunowa. Uczęszczała też do szkoły dramatycznej Wsiewołoda Meyerholda.
W roku 1924 wyjechała z całą rodziną do Berlina. Tam zadebiutowała w rosyjskim teatrze Maski, w którym reżyserem był Borys Newolin. Wkrótce potem wyszła za niego za mąż. Wszechstronny talent sprawił, że zaczęła występować jako diseuse (artystka śpiewająca i recytująca teksty w konwencji dramatycznej) w berlińskich i wiedeńskich kabaretach, a także teatrach rewiowych. Zdobyła rozgłos, co zaowocowało koncertami w wielu innych krajach.
Jeszcze w okresie kina niemego, w roku 1926, wzięła udział w niemieckim filmie dokumentalnym Der Sprechende Film, pierwszym dźwiękowcu zrealizowanym w Europie. Był to jednak nieudany pod względem technicznym eksperyment.
Trzy lata później wystąpiła w pierwszym polskim filmie dźwiękowym Moralność pani Dulskiej, na motywach dramatu Gabrieli Zapolskiej, który – na zaproszenie debiutującej wytwórni Heros - zrealizował jej mąż Borys Newolin. Dela Lipińska jako główna bohaterka, wiejska dziewczyna, która w poszukiwaniu pracy przyjeżdża do miasta, pokazała się z jak najlepszej strony. Zagrała z wielką naturalnością, wyczuciem i wdziękiem. Recenzenci byli wyjątkowo zgodni – „prawdziwie piękna kreacja zasługująca na uznanie”, „jest przemiłem zjawiskiem”, „pierwsza obecność na ekranie budzi szczere zainteresowanie jej kolejnymi rolami”. Nie wystąpiła już jednak w żadnym filmie.
Poświęciła się karierze scenicznej i „sztuce miniatur”, jak nazywała swój muzyczny, taneczny i recytatorski repertuar. Najczęściej występowała w Niemczech. W roku 1933 po dojściu Hitlera do władzy Dela Lipińska podzieliła los artystów pochodzenia żydowskiego. Izolowani od życia publicznego, mogli występować jedynie w ramach organizacji Judischer Kulturbund (Żydowski Związek Kulturalny), w zamkniętych salach wyłącznie przed publicznością żydowską. Dela Lipińska uważała, że w tej sytuacji politycznej sztuka nie powinna dzielić, lecz „zbliżać ludzi różnych narodów”. W ciągu pięciu lat dała dziesiątki koncertów. Nie tylko w Niemczech i Austrii, ale także w Wielkiej Brytanii, Francji, Szwajcarii, na Węgrzech i Łotwie.
Co roku przyjeżdżała też do Polski. Do swojego programu, oprócz pieśni rosyjskich, niemieckich i francuskich, włączyła utwory polskie skomponowane m.in. przez Stanisława Niewiadomskiego. Jej występy w Warszawie, Krakowie, Wilnie, Lwowie i Łodzi przyjmowane były przez publiczność entuzjastycznie. Recenzenci też nie szczędzili pochwał, nazywając ją „władczynią piosenki” i „wirtuozką obdarzoną fenomenalnym talentem”. Stanisław Niewiadomski tak ją oceniał po jednym z koncertów: „Wszystkie nastroje ma w swojej mocy, żadna z subtelności tekstu czy też myśli kompozytora nie uchodzi jej oku, wszystkie najdrobniejsze szczegóły wydobywa na wierzch i podaje słuchaczowi z przedziwnym wdziękiem. Posiada na zawołanie najrozmaitsze barwy głosu od szorstkości rosyjskiego mużyka aż do słodyczy matki śpiewającej kołysankę, od męskich basów Sinobrodego rycerza aż do szeptu Hindele, pełnego poezji i uczucia. Nie nadużywa niczego, nie podkreśla z intencją niczego, wszystko, co czyni jej produkcję tak niezmiernie interesującą: humor, dowcip, temperament, inteligencja, wdzięk i różnorodność wyrazu, zdaje się przychodzić samo na zawołanie, bez namysłu, jak gdyby było improwizowane ku własnej radości i ku zachwytowi audytorjum”.
Prawdopodobnie tuż przed wybuchem II wojny światowej Dela Lipińska opuściła z mężem Niemcy i dotarła do Londynu. Od roku 1945 nadal koncertowała. Udzielała się też w środowisku żydowskich emigrantów. Na początku lat 50-tych występowała w Nowym Jorku. Brak jednak dokładnych informacji o jej powojennej działalności artystycznej.
Dela Lipińska zmarła 11 lipca 1984 roku w Wielkiej Brytanii.