- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1934
- Premiera: 22 XII 1934
Pierwowzór literacki
nowela Kazimierza Andrzeja Czyżowskiego
Opracowanie scen wojskowych
Aparatura
Tobis-Klangfilm
Atelier i laboratorium
Falanga
Obsada aktorska:
Maria Modzelewska (Maria Pleszczyńska, żona Stanisława),
Tola Mankiewiczówna (Krzysia jako dorosła, siostrzenica Pleszczyńskiego),
Franciszek Brodniewicz (pułkownik Gończa, dowódca pułku),
Witold Conti (major Jan Załęski),
Władysław Walter (doktor Demol),
Aleksander Żabczyński (Stanisław Pleszczyński, dziedzic majątku, mąż Marii),
Stanisław Sielański (Grześ, ordynans majora Załęskiego),
Irena Skwierczyńska (Barbara, gospodyni doktora Demola),
Maria Żabczyńska (Agata, kucharka Pleszczyńskich),
Wanda Jarszewska (gospodyni doktora Demola),
Niunia Szalonek (Krzysia jako dziecko, siostrzenica Pleszczyńskiego),
Czesław Skonieczny (wachmistrz Patyczek),
Wojciech Ruszkowski (rotmistrz Teofil Jakubek),
Władysław Lenczewski (major Lasota),
Andrzej Bogucki (oficer w kasynie),
Wacław Pawłowski (oficer w kasynie),
Leszek Pośpiełowski (oficer w kasynie),
Jerzy Sulima-Jaszczołt (oficer w kasynie),
Ziemowit Karpiński (żołnierz w oddziale pułkownika Gończy),
Feliks Żukowski (Antek, ochotnik w oddziale pułkownika Gończy),
Leopold Morozowicz (członek komisji poborowej),
Henryk Kubalski
- Treść
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
- Piosenki
Pułkownik Gończa obejmuje dowództwo pułku kawalerii. W czasie spotkania żołnierze, biorąc za wzór swojego dowódcę, żartobliwie deklarują, że nigdy się nie ożenią. Gończa prosi majora Jana Załęskiego, by odszukał swój pamiętnik z czasów I wojny światowej.
Rok 1914. Jan zaciąga się do Legionów. Oddział pod dowództwem Gończy zatrzymuje się we dworze w Pleszczowicach. Gościny udziela im małżeństwo Marii i Stanisława. Kobieta wpada w oko Gończy, ale ona jest wierna mężowi. Jan bawi się z kilkuletnią Krzysią, która na pamiątkę wręcza mu małą piłeczkę. Żołnierze rekwirują konie. Do oddziału dołącza Stanisław i parobek Antek. Po drodze zatrzymują się u doktora Demola. On także decyduje się ruszyć z nimi na wojnę. W czasie jednej z walk ginie Stanisław. Jan zostaje postrzelony. Przed śmiertelną raną ratuje go piłeczka od małej Krzysi.
Po wielu walkach Gończa i Jan trafiają do obozu internowania w Szczypiornie. Udaje im się stamtąd uciec. Jadą do Pleszczowic. Gończa opowiada pogrążonej w rozpaczy Marii o ostatnich chwilach jej męża.
Rok 1934. Pułk kawalerii pod dowództwem pułkownika Gończy wyrusza na manewry. Grupa „biała” pod dowództwem majora Załęskiego ma zająć rejon Pleszczowic. Jan zatrzymuje się we dworze, gdzie spotyka dorosłą już Krzysię. Wspominają zabawy sprzed lat. Dziewczynę adoruje towarzyszący Janowi rotmistrz Jakubek. W sąsiednim dworze u doktora Demola zatrzymuje się pułkownik Gończa, dowódca grupy „czerwonej”. Razem idą na polowanie, na które przyjeżdża też Maria. Rotmistrz Jakubek zdradza Krzysi i Marii, że żołnierzy obowiązują „śluby ułańskie”. Wieczorem do dworu przyjeżdża Gończa. Jan i Krzysia, którzy darzą się uczuciem, biorą go „do niewoli”, by wyznał miłość Marii i zakończył celibat. Gończa i Maria długo ze sobą rozmawiają.
Rano przychodzi rozkaz, by udaremnić atak grupy „białej”. „Czerwoni” z doktorem Demolem ruszają do Pleszczowic, by „odbić” Gończę. Pułkownik wyrzeka się „ślubów ułańskich” i prosi o rękę Marię. Na ślubnym kobiercu staje też Jan i Krzysia oraz ordynansi obu oficerów, którzy podbili serca miejscowych służących.
„Twierdząc, że najlepszym aktorem scen zbiorowych w polskich filmach jest młodzież – popełniamy właściwie wielką niesprawiedliwość. Zapominamy o tym czynniku niezawodnym, jaki stanowią – ułani. Ułani na koniach, z lancami i szabelkami, zawsze wykonywają swą rolę czarująco. Pod jednym wszakże warunkiem: muszą być „w kupie” – inaczej mówiąc, jeśli komparsami są po prostu autentyczni „chłopcy malowani, łaskawie wypożyczeni”. Biada ambitnym indywidualnościom, które odrywają się od rodzimego szwadronu i wypływają na pierwszy plan ekranu! W filmie robi się bardzo nieładnie, kiedy taki ułan zaczyna udawać filozofa albo uprawiać miłość.
W stosunku do poprzednich naszych filmów ułańskich Śluby stoją zresztą na wyższym poziomie. Mają jako tako sensowną treść i ładne plenery. Ale zważywszy, że na farsę mają za duże pretensje „psychologiczne” (?), a zato o wiele zamało komizmu sytuacyjnego, na komedję zaś w lepszym stylu – są mało dowcipne; zważywszy, że posługują się w nielitościwy sposób „sztampami”: arje miłosne pod oknami! garnkotłuk i ordynans!! i to do drugiej potęgi!!! (aż dwie pary) i wiele, wiele innych; zważywszy, że mimo pewnych wysiłków w kierunku „oryginalności”, akcja pozostaje niezmiernie banalna, a przytem niezbyt szczęśliwie związana (początek nie łączy się formalnie z całością) - zważywszy to wszystko należy życzyć reżyserowi, który zdobył się na kilka szczęśliwych, szczerze zabawnych pomysłów, operatorowi, który wykazał się dużą kulturą zdjęć, i wreszcie kompozytorowi, którego piosenka o pannie i ułanie jest zresztą pełna wdzięku – aby przestali się wreszcie trzymać kurczowo ogona końskiego i zwrócili swe możliwości w innym kierunku.
Z aktorów, poza niezawodnym Walterem, na uwagę zasługuje tylko Modzelewska, której gra, raczej nierówna, ma jednak kilka bardzo dobrych i kulturalnych momentów i zdradza duże „możliwości potencjalne” w stosunku do ekranu”.
(Zastępca, Śluby ułańskie, Wiadomości Literackie 1935 nr 2)
„Zbyt może wiele spodziewaliśmy się po Ślubach ułańskich i dlatego spotkał nas przykry zawód. Trudno, najdowcipniejsza nawet anegdotka najdowcipniejszego generała, opracowana przez początkującego literata (K. A. Czyżowski), a potem przez zdolnego autora kabaretowych poezji (M. Hemar) - może mieć ponętny tytuł i temat, ale nie stanowi jeszcze scenarjusza filmowego, mającego swe specjalne, niezłomne prawa, których łamanie i lekceważenie mści się niezawodnie. Zwłaszcza, gdy rzecz dostaje się w ręce reżysera (M. Krawicz), wielce sympatycznego, ale jako żywo nie będącego ucieleśnieniem ułańskiej fantazji.
W rezultacie zamiast dziarskiej, tętniącej rytmem galopujących koni, w szybkiem tempie rozwijanej akcji otrzymaliśmy załamującą się co chwila, utykającą w dłużyznach i chaotycznie prowadzoną opowieść o amorach dwóch oficerów, przyczem na początku filmu przydługi sen jednego z nich opowiada, jak się wszystko jeszcze za legjonowych czasów zaczęło.
Oczywiście, nie brak w filmie rzeczy dobrych. Przedewszystkiem plenery inż. Gniazdowskiego ze zwykłem u niego mistrzostwem fotografowane, dalej kilka dobrych pomysłów (przebudzenie oficera, inscenizacja piosenki, wzięcie do niewoli pułkownika podczas manewrów), kapitalnie zagrana rola Waltera, sympatyczna aparycja pary Mankiewiczówna – Conti, dobre epizody charakterystyczne Skoniecznego, Sielańskiego, Skwierczyńskiej i Żabczyńskiej, kulturalna gra Modzelewskiej, miłe melodje piosenek. Brodniewicz źle się czuje w roli pułkownika. Śliczne są zdjęcia manewrów, dokonane przy udziale 7-go pułku ułanów.
Udźwiękowienie szwankuje i to nietylko w scenach plenerowych, nakręconych kiepską aparaturą PATa, nie nawet w atelier, co trudno usprawiedliwić.
Parę tygodni staranniejszego opracowania scenarjusza, więcej żyłki żołnierskiej i sprawności w reżyserji – a mógłby z tego być bardzo piękny film. Szkoda…”
(A. Ruszkowski, Śluby ułańskie, ABC 1934 nr 362)
„Bezpretensjonalny, miły film lawirujący szczęśliwie pomiędzy dramatem z łezką a komedją z „dobrem zakończeniem”. Zasługą reżysera M. Krawicza i scenarzystów (K. A. Czyżowskiego i M. Hemara) jest to umiejętne przeplatanie scen komedjowych dramatycznemi, wynikające jako naturalna konieczność akcji. /…/ B. przyjemny jest koloryt wsi. Ładnie ujęto sceny wojskowe. Zwłaszcza efektownie wypadła rewja i wymarsz na manewry. Aktorzy spisali się jak najlepiej.
Modzelewska zbyt mocno forsowana na balzakowską kobietę była przecież dostatecznie urocza, aby zdobyć sympatycznego Brodniewicza. Mankiewiczówna – bezpośrednia, szczera, doskonale czuła się w roli zakochanej w pięknym ułanie. Contiemu należy się wyróżnienie zwłaszcza za wykonanie piosenki. Dobry materjał głosowy. Walter, Skonieczny, Skwierczyńska, Żabczyńska, Sielański „robili” humor, dyskretnie i z powodzeniem.
Wyróżnić trzeba Żabczyńskiego, Lenczewskiego i Ruszkowskiego oraz maleńką Szelonkównę. Hemara muzyka doskonale pasowała do charakteru filmu. Zwłaszcza piosenka To jest awans dla panny – pełna werwy, życia, utrzymana w dobrym stylu wojskowym.
Reasumując, udany film, mogący liczyć na powodzenie”.
(J. Fryd, Śluby ułańskie, Dobry Wieczór! Kurier Czerwony 1934 nr 355)
„Ten film daje bardzo wiele miłych wrażeń. Scena po scenie płyną wartko i lekko. Wykonawcy – same gwiazdy sceny i ekranu polskiego.
Przedewszystkiem Marja Modzelewska – znać prawdziwą artystkę. Śpiewa jak słowik, czaruje talentem i wdziękiem. Zarzucić jej można tylko, że za mało śpiewa i że w ciągu dwudziestu lat, na przestrzeni których toczy się akcja, nic a nic się nie postarzała i nie zmieniła. Mała Krzysia zmieniła się w dorosłą pannę na wydaniu, a jej ciocia w porównaniu do niej przez ten czas… odmłodniała.
Franciszek Brodniewicz jest pod każdym względem „first class”. Gra jego jest szczera i naturalna, mówi wyraźnie i swobodnie, wygląda pięknie, jednem słowem – aktor na wielką miarę.
Tola Mankiewiczówna – polska Mac Donald’ka – śpiewa ślicznie i jest jak zawsze czarująca i miła.
Witold Conti bardzo ładnie śpiewa, a gorzej mówi. Wygląda w mundurze dobrze, tylko – jak na szczeniaka uciekającego z gimnazjum do wojska – wygląda za staro, a jak na majora po trzydziestce, wygląda za młodo. Błąd w charakteryzacji.
Władysław Walter w roli szlagona – doktora jest doskonały, nie wpada w szarżę, jest w miarę komiczny, w miarę wzruszający.
Miłą niespodziankę zrobił nam Czesław Skonieczny, grał wyjątkowo z umiarem, nie popadając w trywjalność.
Sielański był komiczny w roli ordynansa. Tylko ze śpiewem gorzej.
Ruszkowski w roli kochliwego rotmistrza zrobił świetnego „typka”.
Bardzo komiczne są w roli kucht Skwierczyńska i Żabczyńska.
Polska Shirley Temple (Niunia Szalonek) jest milutka, ale jej jeszcze bardzo daleko do swej amerykańskiej koleżanki. Brak jej jeszcze swobody przed objektywem, mówi powoli z deklamatorskim akcentem i widać, że stara się pozbyć dziecinnego akcentu, co jest właśnie największym wdziękiem małej Shirley.
Dowcipne dialogi, dobre „gagi”, ładne piosenki, polskie wojsko, doskonały montaż, wszystko to składa się na dobry film. Pomysł z pamiętnikiem bardzo udany i nie przeciągnięty.
Piosenki Hemara melodyjne. Tylko, że dwie piosenki na taki film to za mało. W dodatku jedna z nich ciągle się powtarza jako leitmotiv. Pan Hemar mógłby się zdobyć na trochę więcej”.
(Irena Pobóg-Grabowska, Śluby ułańskie, Kino 1935 nr 1)
Przy realizacji filmu współpracowały następujące firmy:
- toalety Marii Modzelewskiej i Toli Mankiewiczówny – firma Goussin Cattley ul. Mazowiecka 4
- mundury legionowe i uzbrojenie – kostiumernia Domu Żołnierza
- meble i rekwizyty – firma Antykwariat Dekoracyjny ul. Nowy Świat 64
Zdjęcia nakręcono m.in. w majątku Dłużew w okolicach Mińska Mazowieckiego.
Tak o filmie Śluby ułańskie mówił w wywiadzie dla Wiadomości Filmowych Witold Conti:
„- Wrażenia ze zdjęć?
- Dla mnie zdjęcia do tego filmu były specjalne, bo rozpocząłem je, gdy tylko ukończyłem służbę wojskową i myślałem, że odpocznę trochę po wojsku. A tu znów wojsko, manewry, mustra. Słowem, był to jakby dalszy ciąg mojego życia obozowego tyle tylko, że na filmie przynajmniej zaawansowałem na majora, co mi się przedtem nie udało.
- Jak się panu w ogóle ten film wydał?
- Ciekawy. Pół-dramat, pół komedja, a wszystko – historja.
- Jak to?
- Bo film jest osnuty na prawdziwem zdarzeniu, opowiedzianem przez Gen. Wieniawę-Długoszewskiego i K. A. Czyżewskiego Krawiczowi i Gardanowi. Wyobraża w zręcznym skrócie filmowym epopeę 1 pułku ułanów Beliny od chwili wyruszenia na front w roku 1914 do czasów dzisiejszych. Wszystko oczywiście w… stylizacji.
- A ogólna charakterystyka filmu?
- Wydaje mi się pogodny, jasny, słoneczny, umiejętnie zaprawiony łezką i humorem, miłością i ułańską brawurą. Śliczne są piosenki Hemara. Jego tekst i jego muzyka. Cudne!”
(H. L. Niemasz pana nad ułana, rozmowa z Witoldem Conti, Wiadomości Filmowe 1934 nr 20)
Awans dla panny
(muz. i sł. Marian Hemar)
wykonanie w filmie: Maria Modzelewska, Tola Mankiewiczówna, Witold Conti
Co stąd, że panna śliczna,
Co stąd, że ma usta jak miód,
Kiedy taka niesympatyczna,
Że lubić ją daremny trud.
Za siebie kryje ręce
I słodką odwraca twarz.
To nie tak, jak w tej piosence,
Którą miła ma zapewne znasz:
Kiedy ułan powie pannie „o ukochana”,
To nie wypada już pannie gniewać się ani śmiać,
Bo to jest honor dla panny, to jest order dla panny,
Więc proszę baczność, i zamknąć oczy i usta dać!
Kiedy panna usłyszy „kocham cię” z ust ułana,
To już tak musi być, że kocha go,
Bo to jest honor dla panny, to jest order dla panny.
Zrozumiano? Zrozumiano! No, no!
Co stąd, że ułan śliczny,
Co stąd, że serce mi zwiódł,
Kiedy trąbka za oknem zagra
Zatrzymać go daremny trud.
Przysięgi wszystkie kłamią,
Nad tobą inna jest moc,
Która wyrwie cię z moich ramion…
Słyszysz trąbki głos w tę jedną noc.
Kiedy ułan powie „żegnaj mi ukochana”,
To nie wypada już pannie skarżyć się, ani łkać,
Bo to jest honor dla panny, bo to jest order dla panny,
Więc proszę baczność, i otrzeć oczy, i usta dać.
Kiedy panna usłyszy „żegnaj mi” z ust ułana,
To już tak musi być. Zrób krzyża znak,
Bo to jest honor dla panny, bo to jest order dla panny.
Zrozumiano? Zrozumiano… No tak…
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Maria Modzelewska, przy fortepianie Jerzy Belzacki, 1934
- Witold Conti, orkiestra „Syrena-Record”, 1934
- Orkiestra „Columbia” pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Maria Modzelewska, 1934
- Orkiestra „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Andrzej Bogucki, 1934
Jak całować - to ułana
(muz. i sł. Marian Hemar)
wykonanie w filmie: Stanisław Sielański, Czesław Skonieczny
Cywila może piękna płeć
Szanować i poślubić,
Z cywilem można dziecko mieć,
Można go nawet lubić.
Lecz w życiu czyż rozchodzi się
Wyłącznie o szacunek?
Co robi, skoro wchodzi w grę
Panieński pocałunek!
Chcesz coś więcej w sercu czuć,
To przepraszam pannę, wróć!
Jak całować, to ułana!
I w to naturalnie, w to naturalnie jemu graj!
I gdy na śmierć jest panna zakochana,
No to naturalnie, to naturalnie jego raj!
Bo w sercu ułańskim, gdy wyłożyć je na dłoń
Na pierwszym miejscu panna jest, przed panną tylko koń!
Dlatego jak całować to ułana!
I on naturalnie, on naturalnie też, jak chcesz!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Tadeusz Faliszewski i Chór Juranda, orkiestra „Syrena-Record”, 1934
- Orkiestra „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Andrzej Bogucki, 1934