- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1935
- Premiera: 3 X 1935
Aparatura
Tobis-Klangfilm
Obsada aktorska:
Adolf Dymsza (Tadeusz Rosołek, pracownik lombardu vel Wacuś, brat Tadeusza),
Jadwiga Andrzejewska (2 role: Kazia Wolska, krawcowa; Anioł Stróż, postać ze snu Wacusia),
Mieczysława Ćwiklińska (Zofia Centkowska, bogata wdowa),
Władysław Grabowski (doktor Łęcki, adorator Centkowskiej),
Jerzy Marr (2 role: Roman, brat cioteczny Kazi; diabeł, postać ze snu Wacusia),
Konrad Tom (dyrektor szkoły kosmetycznej),
Józef Orwid (2 role: dyrektor lombardu; piastunka, postać ze snu Wacusia),
Michał Halicz (Cygan),
Irena Skwierczyńska (Cyganka),
Jerzy Kobusz (bramkarz),
Feliks Chmurkowski (nauczyciel),
Leon Recheński (woźny w szkole),
Eugeniusz Koszutski (Antoni, portier w lombardzie),
Maria Korska (matka Kazi),
Klemens Mielczarek (Kuba, kolega Wacusia na stancji),
Chór Dana (pracownicy lombardu),
Adam Wysocki (Stopka, pracownik lombardu),
Tadeusz Bogdanowicz (Ząbiński, pracownik lombardu),
Wincenty Nowakowski (Kufka, pracownik lombardu),
Mieczysław Fogg (Gawronek, pracownik lombardu),
Helena Zarembina (klientka w lombardzie),
Aniela Rolandowa (pokojówka Centkowskiej),
Bolesław Mierzejewski (kelner),
Stefan Szczuka (właściciel restauracji),
Wacław Zdanowicz (klient w lombardzie),
Leopold Morozowicz (mężczyzna w restauracji),
Józef Porębski (mężczyzna w restauracji),
pies Puk (pies Kazi)
- Treść
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
- Piosenki
Tadeusz Rosołek, urzędnik lombardu, jest oczarowany Kazią Wolską, jedną z klientek, która z powodu kłopotów finansowych oddaje pod zastaw zegarek. Kobieta, która mieszka z mamą w dużym domu, prosi go o pomoc w znalezieniu chłopców w wieku szkolnym na stancję. Kiedy żaden z kandydatów nie znajduje akceptacji, Rosołek przebiera się za chłopca i jako Wacuś, młodszy brat, zamieszkuje u Wolskiej, by być bliżej ukochanej. Od tej pory prowadzi podwójne życie. Rower chowa w krzakach w ogrodzie, ubranie i tornister w psiej budzie, a wchodzi i wychodzi przez okno.
Od początku jest zazdrosny o Romana, którego bierze za narzeczonego Kazi. Po „szkole” pomaga ukochanej, która jest krawcową, rozwozić gotowe suknie. Jedna z klientek, Centkowska, bogata wdowa uwielbiająca dzieci, jest nim zachwycona. Po incydencie z Kubą, kolegą ze stancji, z którym gra w kości, Kazia zaprasza Tadeusza do domu i prosi, by zabronił bratu uprawiać hazard. Mężczyzna dokonuje cudów zręczności, by mistyfikacja nie wyszła na jaw.
Pani Centkowska z pomocą swojego adoratora, doktora Łęckiego, przywozi zabawki dla Wacusia.
„Chłopiec” skarży się na brata, że ze strachu przed nim musiał schować się w kominie. Wzburzona wdowa chce adoptować Wacusia. Wysyła Łęckiego do lombardu, by umówił spotkanie z jego bratem. W wyniku nieporozumienia na spotkanie z panią Centkowską przychodzi zamiast Rosołka czterech pracowników lombardu.
W niedzielę odbywa się szkolny mecz piłki nożnej. Kazia i jej kuzyn Roman przychodzą kibicować Wacusiowi. „Chłopiec”, by kłamstwo nie wyszło na jaw, podstępem pozbywa się bramkarza i zajmuje jego miejsce.
Któregoś dnia Kazia odprowadza Wacusia do szkoły. Nie chcąc się zdradzić, chłopak wchodzi do pierwszej napotkanej, jak się okazuje, szkoły kosmetycznej. Kiedy Kazia orientuje się, że zaszła pomyłka, prowadzi Wacusia do męskiego gimnazjum. Uczniowie rozpoznają w nim bramkarza, przez którego przegrali mecz. Rzucają się na niego z pięściami. Z opresji wybawia go nauczyciel matematyki, ale zadaje mu trudne zadanie. Wacuś nie odpowiada, pospiesznie wychodzi z klasy, by zdążyć do pracy w lombardzie. Nie ma czasu zmienić ubrania. Klienci nie chcą, by obsługiwał ich młokos w uczniowskim stroju. Rozżalony Wacuś idzie do restauracji. Zamawia wódkę i mimo „uczniowskiego” wieku zostaje obsłużony, bo ma pieniądze. Ku radości wszystkich gości śpiewa wesołe piosenki. Zabawę przerywa Kazia i Roman, który wcześniej widział, że Wacuś wchodzi do restauracji. Zabierają go do domu.
Kiedy Kazia mówi mu, że Roman jest jej kuzynem, Wacuś nie kryje radości. Kuba znajduje w ogrodzie garnitur i tornister swojego współlokatora. Wacuś przyznaje się, że jest Tadeuszem i wyznaje miłość Kazi.
„Nie można powiedzieć, że Wacuś jest chłopczykiem o nadmiernym rozumie. Nie można mu zarzucić ani zbytniej inwencji w dowcipie, ani zbytniej wymyślności w konceptach, za pomocą których chce uzyskać względy swej ukochanej. Można nawet śmiało powiedzieć, że dobry chłopczyna pęta się po ekranie dość pustym i nudnawym, którego ani scenarzysta, ani też reżyser nie zdołali ukształtować z nadmierną fantazją. Wacuś jednakże miał szczęście.
Natrafił na Dymszę. I dzięki temu odmieniły się jego losy, dzięki temu każdy jego ruch stał się komiczny, każde słowo wywołuje śmiech, każdy prostolinijny kawał nabiera groteskowej treści – widz usposobiony jest zresztą od pierwszej chwili tak dobrotliwie, że śmieje się, choć nie ma potemu dostatecznej racji, a może właśnie dlatego. Dymsza ma zapas drobnych groteskowych pociągnięć, wystarczy, że nie dopnie swej garderoby, że umazany na czarno przelezie przez komin, że spojrzy z bezradnym liryzmem, aby absurd stał się uzasadniony w jakimś czwartym wymiarze i aby widz uległ sugestji wesołości.
Dymsza urodził się dla filmu, drga w rytmie ekranu, tylko dla Dymszy nie urodził się u nas jeszcze reżyser i scenarzysta. I dlatego Dymsza musi się zadowolić Marszałkowską ulicą, choć równie dobrze mógłby się znaleźć na Boulevard des Italiens lub na Kurfurstendamm.
Wacuś zresztą uczynił jeszcze jeden doskonały wybór. Wybrał sobie za opiekunkę Ćwiklińską. I znowu cudownym sposobem wypełniły się komedjową atmosferą wszystkie puste miejsca. Ćwiklińska rusza się świetnie, świetnie moduluje głos, ma tę swobodę i tę pełnię gestu, której brak jest niemal wszystkim naszym aktorkom filmowym. Bardzo dobry jest również Grabowski, nieźle wywiązuje się ze swego zadania Andrzejewska”.
(Stefania Zahorska, Wacuś, Wiadomości Literackie 1935 nr 42)
„Pierwsza może polska krotochwila filmowa, w której scenarjusz oparty jest na nienowych wprawdzie, ale wysoce komicznych pomysłach, w której sytuacje mają, jak to mówią, „ręce i nogi”, a wszystko „trzyma się kupy”. Kupy śmiechu. Przyznać trzeba Wacusiowi, że jego humor jest bezpretensjonalny, ale szczery i to, co się w tej farsie dzieje jest, oczywiście, trochę naciągane, ale nie bierze rozbratu ze zdrowym rozsądkiem.
I pośmiać się można, i jaki taki sens wyłowić. P. Napoleon Sądek, autor scenarjusza, spisał się wcale dobrze, jego debiut jest udany, ma on prawo odtąd uważać się za scenarzystę filmowego, który umie układać sytuacje, stawiać figury, wydobywać komizm. Reżyser Waszyński, odkąd zaprzestał tworzenia filmów na jedno kopyto w nieprawdopodobnej ilości (jak w ubiegłym sezonie) i trochę odpoczął – potrafił się zdobyć w Wacusiu na mnóstwo drobnych, ale interesujących szczegółów i związał całość dość mocno, utrzymując ją w odpowiednim tempie. Być może jest to zasługa i kierownika produkcji, p. J. Rosena, którego filmy miały zwykle jedną cechę: dążenie do osiągnięcia dobrych rezultatów małemi środkami.
Obsada Wacusia to właściwie Adolf Dymsza. Doskonały w każdym calu, pełen umiaru w najryzykowniejszych sytuacjach, wyborny zwłaszcza w znakomitej scenie na boisku. Świetna Ćwiklińska, wyborny Grabowski, pyszny Orwid – to otoczenie Dymszy. Andrzejewska – źle obsadzona, ale ma sceny bardzo miłe. Doskonale się spisał chór Dana”.
(Kurier Warszawski 1935 nr 276)
„Główną przyczyną powodzenia polskich filmów jest ich kameralność. Największym czynnikiem atrakcyjnym pewna specyficzna swojskość – fakt zebrania szeregu aktorów znanych dobrze skądinąd, z kabaretu, czy sceny i pokazania ich w niezwykłych przebraniach. Potem wszyscy biegną zobaczyć Smosarską w roli chłopca (Czy Lucyna to dziewczyna), albo „przebraną za brzydką” (Dwie Joasie), a potem dzielą się wrażeniami: „za bardzo się zbrzydziła”, „ale można poznać” – i t. p. O treść scenariusza mniejsza.
Dymszę pokazywano już jako kobietę (to najdowcipniejsze) i jako ułana, a nawet jako policmajstra i zdawał się, że na tem zasób tradycyjnych figur naszego filmu się wyczerpał. Tymczasem wymyślono jeszcze zupełnie nowe przebranie – za dziecko. Jest to metoda sięgająca dawnych dobrych czasów Pata i Patachona – poza prymitywizmem ma tę wadę, że poza granicami kraju i zasięgu popularności bohaterów ludowych traci na atrakcyjności, skutkiem czego możliwości eksportowe naszej produkcji są minimalne. Oczywiście trąbi się dużo o tem, że jakiś tam film gdzieś tam w Estonji, czy przez kurtuazję do Niemiec kupiono – ale nikt tego nawet zbytnio na serjo nie bierze.
Wacusia ratuje Dymsza, ten największy dziś niewątpliwie komik polski, pełen swoistego, andrusowskiego humoru i niespożytego temperamentu. Dzięki niemu film mam momenty wprost kapitalne. Niestety, poza tem stare dzieje. Aktorzy gadają jak w teatrze, a nawet jeszcze gorzej, bo mniej swobodnie, co znaczna poprawa projekcji dźwiękowej bardzo uwydatnia. Film nie ma ciągłości, wegetuje od kawału do kawału, im więcej ich jest, tem mniej kłopotliwych, niezdarnie wypełnianych dłużyzn.
Wacusia zrobiła wytwórnia Rex-Film. Sądząc po ilości wytwórni, możnaby sądzić, że polski film jest w rozkwicie. Blok-Muzafilm, Quadra, Uranja, Kino-Film, Star-Film, Rex-Film, a wszędzie te same nazwiska: Waszyński, Krawicz, Ford – Dymsza, Smosarska, Bodo, Ina Benita, Sielański, Walter, Mankiewiczówna i t. d. Przeważnie na jednym filmie działalność się kończy i znów powstaje nowy „koncern”. Oj, geszeft, geszeft!”
(Andrzej Mikułowski, Wacuś, Prosto z Mostu 1935 nr 43)
„Pomysłowy scenarjusz p. Sądka ucierpiał stosunkowo niewiele. Przygoda młodego urzędnika lombardu (Adolf Dymsza), który z powodzeniem udaje sztubaka, żeby zamieszkać na stancji u miłej panienki (Jadzia Andrzejewska) zawiera tak potężną dawkę humoru, że pozwala to już patrzeć przez palce na pewne usterki realizacji. Tembardziej, że Wacusiem jest fenomenalny Dymsza. Ten świetny komik, siejący szczere złoto wesołości ze scen rewjowych i teatralnych, zdobył dopiero teraz naprawdę popisową rolę także na ekranie.
W poprzednich filmach – z wyjątkiem Antka policmajstra – ten dynamit śmiechu wybuchał tylko fragmentarycznie. Tutaj – eksploduje od początku do końca.
Obok Dymszy rehabilituje się po swoich zbyt groteskowych występach filmowych niezrównana Mieczysława Ćwiklińska, która po raz pierwszy w naszej produkcji, wnosi na ekran prawdziwy styl komedjowy i finezyjną kulturę gry. Krzywda się dzieje za to Jadzi Andrzejewskiej, źle obsadzonej w bezbarwnej, szablonowej roli. Wadliwe zbliżenia (wstyd, panie Wywerka!) szkodzą także aparycji tej młodziutkiej, bardzo utalentowanej, lecz nie zawsze dobrze kierowanej artystki. /…/
W rolach pomniejszych i w epizodach zasługują na uznanie: Władysław Grabowski, Irena Skwierczyńska, Jerzy Kobusz, Eugenjusz Koszutski, Marja Korska, Jerzy Marr i mały Klimek Mielczarski w roli „prawdziwego” sztubaka. Chór Dana, zręcznie wpleciony w akcję, reprezentuje, acz w niedostatecznej mierze, właściwy sobie dowcip i kunszt wokalno-muzyczny”.
(L. B. Wacuś czyli Dymsza odmłodzony, Kino 1935 nr 42)
Przy realizacji współpracowały następujące firmy:
- meble artystyczne – Otto Pfefferkorn ul. Bielańska 4
- łóżka stalowe – Jarnuszkiewicz, Konrad i Sp. ul. Grzybowska 25
- abażury – Iris ul. Wierzbowa 8
Relacja z planu.
„Atelier dźwiękowe Falanga. U wejścia na halę dźwiękową tabliczka: „Stop! Wejść, gdy światło zgaśnie!” Przez jedną chwilę zdaje się, że jesteśmy w lombardzie. Taksator… kasa… ogonki…! Nie, to dekoracja inż. Rotmila i Norrisa do Wacusia. „Świetna dekoracja, wygoda, nie ma w Warszawie takiego lombardu…” - wzdycha jeden ze statystów, widocznie częsty gość lombardowy.
Gwizdek!
„Zapal Dodka! Przysuń Jadzię!” Co to takiego? „Widzi pan” – objaśnia mnie jeden z elektryków – „u nas każda lampa jest, że tak powiem ochrzczona… Reri, Dodek, Misza…”
Gotowe!
Przed aparatem stoi facet z czarną tabliczką, na której kredą wypisano cyfry 146. Co to za numeracja? Oznacza to numer sceny, bo filmu nie nakręca się według kolejności akcji, lecz wszystkie sceny w tej samej dekoracji. Czarna tabliczka nazywa się klaps.
„Światło! Cisza na hali! Zaczynamy!”. To reżyser Michał Waszyński. Właśnie rozpoczęto zdjęcie – Dymsza śpiewa wraz z chórem Dana:
„W niedzielę, w niedzielę
Na duszy, na ciele,
Tak błogo, tak miło,
Że ach…!”
Piosenka bardzo dobra. Nic dziwnego, muzyka Dana, słowa Tuwima. Zdjęcia skończone. Kabina dźwiękowa sygnalizuje, że wszystko w porządku”.
(pw, Wacuś, nowa filmowa komedja polska, Wiadomości Filmowe 1935 nr 16)
To jest Wacuś
(muz. Władysław Dan, sł. Julian Tuwim)
wykonanie w filmie: Adolf Dymsza
U nas w budzie
Głupie ludzie
I szczeniaki, i knajaki,
Same dranie
Te sztubaki!
Jeden, za to
Nie jest matoł,
Ale mędrzec
I to właśnie ja!
Bo ja jestem genialny Wacuś,
Nie laluś, cacuś,
Nie klituś-bajduś, a któś!
Ktoś niezwykły, co w głowie ma cóś,
Genialny Wacuś,
Sam nie wie, co, ale cóś!
Wunderkind, okaz,
Typek na pokaz,
Cuduś, kawior i łosoś!
Kantuś, Spinozuś,
Kantuś, Spinozuś,
Nasz cudowny bubuś!
Bo ja jestem genialny Wacuś,
Co w głowie ma cóś
Sam nie wie, co, ale cóś!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Adolf Dymsza, orkiestra. Syrena-Record 1935
- Tadeusz Faliszewski, orkiestra. Syrena-Record 1935
- Orkiestra pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Eugeniusz Bodo. Columbia 1935
W niedzielę
(muz. Władysław Dan, sł. Julian Tuwim)
wykonanie w filmie: Jadwiga Andrzejewska i chór Dana
W poniedziałek wielka nuda
I we wtorek źle,
W środę rzadko co się uda,
Czwartek wlecze się,
I w piątek żadnych pociech,
I w sobotę pech,
Dopiero po sobocie
Radość, frajda, śmiech!
W niedzielę, w niedzielę
Na duszy, na ciele
Tak błogo, tak miło
Bez trosk!
W niedzielę, w niedzielę
Jest rajskie wesele
I serce topnieje
Jak wosk
A więc fruń aniele
I spijaj z kwiatków miód!
Tylko dziś, w niedzielę,
Możliwy jest ten cud!
W niedzielę, w niedzielę
Raz jeden, niewiele
Zrezygnuj ze wszystkich
Swych cnót!
Ptaszek ćwierkiem daje sygnał
Halo, w górę nos
I tak śpiewa, jakby wygrał
Na loterii los.
Z uśmiechem przyjaciela
Słońce staje w drzwiach.
Dlaczego? Bo niedziela,
A w niedzielę, ach!
W niedzielę, w niedzielę
Na duszy, na ciele
Tak błogo, tak miło
Bez trosk!
W niedzielę, w niedzielę
Jest rajskie wesele
I serce topnieje
Jak wosk
A więc fruń aniele
I spijaj z kwiatków miód!
Tylko dziś, w niedzielę,
Możliwy jest ten cud!
W niedzielę, w niedzielę
Raz jeden, niewiele
Zrezygnuj ze wszystkich
Swych cnót!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Jadwiga Andrzejewska, orkiestra. Syrena-Record, 1935
- Tadeusz Faliszewski, orkiestra. Syrena-Record 1935
- Chór Dana, fortepian. Odeon 1935
- Chór Juranda. Syrena-Record 1935
- Orkiestra pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Eugeniusz Bodo. Columbia 1935
Nie mogę żyć bez ciebie
(muz. Władysław Dan, sł. Julian Tuwim)
wykonanie w filmie: chór Dana
- Zakochałem się
I nie wiem sam
Co zrobić mam
- Miłość dręczy mnie
I męczy mnie
Miłosny kram
- I choć kręcę się,
Jak głupi fryc
Nie mogę nic!
Nie mogę żyć bez ciebie
I z tobą też nie,
A kocham tak namiętnie
I tak bezbrzeżnie
Jest na frasunek trunek,
Lecz mnie to szkodzi,
Więc jaki jest ratunek
Najdroższa ma?
Nie mogę śnić o tobie,
Bo nie śpię miesiąc,
A przecież śnić o tobie
Nie można nie śpiąc.
Więc straszną czuję trwogę,
Bo nie śpię przecież,
Dlatego, że nie mogę
Bez ciebie żyć!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Chór Dana, orkiestra taneczna pod dyr. Jerzego Gerta. Odeon 1935
- Chór Juranda. Syrena-Record 1935
- Mieczysław Fogg, orkiestra. Syrena-Record 1935
Telefony
(muz. Władysław Dan, sł. Julian Tuwim)
wykonanie w filmie: chór Dana
Hallo, hallo, hallo, hallo!
Hallo, hallo, hallo!
Proszę? Nie słyszę. Kogo? Nie rozumiem!
Wandziu, ubóstwiam! Powiedzieć Ci nie umiem!
Pan miał oddać, panie Sztycki, pan nie oddał, panie Sztycki, pan jest zbrodniarz, panie Sztycki!
Czego pan się drzesz?
Kocham, rób ze mną co chcesz!
Co?! I pan mnie też!
Ja proszę pani? Nie proszę pani. Tak proszę pani. Skąd proszę pani!
Przestań pan, dosyć!
Jak cię mam prosić?
Panie Sztycki, pan jest cham!
Rozkosz Ci i szczęście dam!
Hallo! No hallo!
Hallo, hallo, ani rusz…
H-A-L-L-O i już!
Wandziu, aniele!
Niech się pan odczepi!
Gdzie są pieniądze?
W Ziemiańskiej będzie lepiej.
Pan mnie okradł, panie Sztycki!
Mój aniele seraficki!
Tu nie klub izraelicki, panu klepki brak!
Sługa, uszanowanie!
A pana niech szlag!
Nie! Tu lombard, tak:
Zaraz, proszę pana…
L – jak lody
O – jak ody
M – jak mama
B – jak brama
A – jak apteka
R – jak Rebeka
D – jak wie pan kto… jak Dan!
D nie T, zrozumiał pan?
Lombard! Nie lampa: L-O-M-B-A-R-D
Kocham!
Lombard! Powieś się!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Chór Dana, orkiestra taneczna pod dyr. Jerzego Gerta. Odeon 1935