- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1935
- Premiera: 23 XII 1935
Tytuł angielski
LOVE MANOEUVRES
Dystrybucja (na Małopolsce i Śląsku)
Credo-Film
Obsada aktorska:
Loda Halama (Leda Montelli, córka pułku),
Tola Mankiewiczówna (baronowa Kolmar),
Aleksander Żabczyński (hrabia Niko Quanti, porucznik huzarów),
Stanisław Sielański (ordynans porucznika Quanti),
Mira Zimińska (Lucyna, pokojówka baronowej),
Ludwik Sempoliński (książę von Lampenstein, adorator baronowej),
Józef Orwid (hrabia Waldemar, stryj Nika),
Amelia Rotter-Jarnińska (hrabina Leonia, ciotka Nika),
Helena Rolandowa (hrabina Babetta, ciotka Nika),
Aleksander Bogusiński (Hilary, stryj Nika),
Maria Żabczyńska (Cyganka),
Adam Aston (śpiewający Cygan),
Irena Grywiczówna (pokojówka Ledy Montelli),
Roman Dereń (kamerdyner baronowej),
Andrzej Bogucki (huzar),
Aleksander Suchcicki (huzar),
Bolesław Mierzejewski (huzar),
Andrzej Karewicz (huzar),
Feliks Żukowski (huzar),
Mieczysław Bil-Bilażewski (huzar),
Marian Domosławski (generał),
Jerzy Bukowski (oberżysta),
Eugeniusz Koszutski (gość w oberży),
Ziutek Kudła (chłopak),
Stanisław Dobrzyniec (skrzypek w zespole cygańskim)
- Treść
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Piosenki
W Skowar, stolicy państwa Skumbria, stacjonuje pułk huzarów. Generał dowiaduje się z gazety o skandalicznych zabawach swoich żołnierzy na dancingu. Za prowodyra uznany zostaje porucznik Niko Quanti, słynący z rozrywkowego stylu życia. Rodzina postanawia ożenić go z bogatą rozwódką, baronową Kolmar.
W kasynie odbywa się bal kostiumowy. Niko uwodzi nieznajomą w masce, nie wiedząc że to baronowa. W tym czasie Leonia i Babette, ciotki Nika, odwiedzają go w mieszkaniu. Zastają jedynie pijanego ordynansa. Na balu pojawia się Leda, córka pułku, ubrana w identyczną suknię jak baronowa. Niko, przekonany, że to z nią flirtował, złości się, że dał się nabrać. Kiedy znów spotyka „Ledę”, której twarz przesłania maska, zwierza się, że rodzina postanowiła ożenić go z baronową, z którą nie mógł wytrzymać nawet jej mąż. W czasie pocałunku spada z jej twarzy maska. Niko jest zaskoczony, że uwodził nie Ledę, tylko nieznajomą. Próbuje ją zatrzymać, ale kobieta pospiesznie wychodzi z kasyna.
Rano ciotki Nika dają mu pieniądze na spłatę długów. Jednocześnie oświadczają, że dopóki nie ustatkuje się i nie ożeni się z baronową, nie będą wspierać go finansowo. Warunkiem ma być też wizyta u baronowej w towarzystwie stryja Waldemara. Niko, który ma swój plan, nie chce świadka. Prosi więc Ledę, by zajęła się stryjem. W kiepskim nastroju jedzie do karczmy, gdzie bawią się koledzy z pułku. Cyganka wróży mu szczęście u boku pięknej blondynki, duże pieniądze oraz ślub.
Rano w drodze do posiadłości baronowej Niko i jego ordynans zamieniają się mundurami i rolami. Baronowa i jej pokojówka Lucynka, wyglądając przez okno, zauważają podstęp. Postanawiają także zamienić się rolami. Porucznik rozpoznaje w „pokojówce” nieznajomą z balu. Prosi ją, by zachowała jego podstęp w tajemnicy przed baronową. W trakcie obiadu, podczas którego baronowa i Niko odgrywają role służących, niespodziewanie zjawia się książę von Lampenstein, adorator baronowej. Ordynans, udający porucznika, wyrzuca go z pałacu. Podczas spaceru Niko oświadcza się „pokojówce” i przekonuje ją o swojej miłości.
W tym samym czasie rozwija się romans między „baronową” i „Nikiem”. Oboje zezwalają „służbie”, by zabawiła się w karczmie. Tam zjawiają się huzarzy z Ledą na czele. Niko z ukochaną uciekają przed nimi. W mieszkaniu zastają obie ciotki i stryja Waldemara. Niko oświadcza, że ożeni się z „pokojówką”. Dopiero teraz orientuje się, że jest nią baronowa. Ordynans zaręcza się z Lucynką. Huzarzy, którzy również zjawiają się w mieszkaniu Nika życzą zakochanym szczęścia.
„Pierwszym z wielu walorów Manewrów miłosnych – to jego robota reżyserska, pełna inwencji zarówno w pomysłowej i niebanalnej inscenizacji, jak i w konstrukcji poszczególnych ról oraz w zawiązaniu i rozwiązaniu fabuły.
Chodzi o treść lekką, niewymuszoną, nastręczającą wiele akcji, przeplecioną pełnemi nastroju scenami miłosnemi, komedjowemi, a często groteskowemi, które pobudzają widzów do huraganów śmiechu. /…/ Akcja płynie wartko, bez ustawania żywego tempa; przerzuca się ze środowiska w środowisko: raz w kasynie oficerskiem, nagle na plenerze, to znów w pałacu hrabiny lub na imponującym balu, w karczmie, w oranżerji, na tarasie, w dostojnych komnatach. A wszystkie te sceny przeplecione doskonałą muzyką, żywą, sentymentalną, nastrojową. Każdy takt muzyczny, wypełniony melodyjnemi motywami, wpada w ucho z łatwością, wywołując nastrój, o który realizatorom tak bardzo widać szło. Tę kapitalną muzykę skomponował Henryk Wars i trzeba powiedzieć, bez obaw o przesadę, że tym razem stanął na wysokości zadania, którego można mu pozazdrościć. Wars pisał swoją muzykę, jakby ze specjalnem nastawieniem, z intencją, która dowodzi, że współczesny widz radby odpocząć po muzyce jazzowej, stęskniony do dawnej, „poczciwej” muzyki lirycznej i romantycznej.
Równoczesne prowadzenie akcji poprzez trzy główne i równoległe role kobiece – to również szczęśliwy pomysł realizatorski, który nasuwa, szczególnie w operetkach, nieograniczone możliwości reżyserskie i aktorskie. Te trzy role wykonały: Tola Mankiewiczówna, Mira Zimińska i Loda Halama. /…/ Mankiewiczówna w roli hrabiny Colmar, rozśpiewanej, zakochanej, młodej i pięknej wdówki, miała dużo czaru i wdzięku, a pieśni przez nią wykonane były na poziomie osławionych zagranicznych gwiazd filmowych. Mira Zimińska natomiast dała zasób swojego niezrównanego humoru, budząc huragany śmiechu. Loda Halama zaś lepsza była w tańcu niż w prozie, czardasza w końcowym fragmencie filmu wykonała z pasją i porywającą żywiołowością.
Ale na czoło wykonawców wysunął się bezsprzecznie Stanisław Sielański. Aktor ten, marnowany dotychczas w niewłaściwych rolach, w których nie miał wiele do powiedzenia, tym razem wykazał nieprzeciętną klasę vis comica. Opanowanemi środkami, grą subtelną i sugestywną pobudzał do spazmatycznego śmiechu.
I wreszcie Aleksander Żabczyński. I ten, pełen charme’u amant, o doskonałych warunkach zewnętrznych, miłym głosie, którym dysponuje w sposób kulturalny – tym razem „rozegrał się”. Był szczery, bezpośredni, przekonywujący. Szkoda tylko, że zarówno on, jak i Mankiewiczówna mieli zbyt mało do śpiewania. W ramach tego świetnego filmu zmieściłby się jeszcze niejeden numer muzyczny. Szkoda również, że romans cygański w karczmie, numer, który powinien był wywrzeć duże wrażenie, pozwolono wykonać śpiewakowi bez temperamentu, nieumiejącemu się zdobyć na ekspresję i wyraz dramatyczny, jakich wymagał ten przepiękny utwór muzyczny.
Ale mniejsza o to i kilka innych przeoczonych drobiazgów, jak na przykład, nieoświetlone zupełnie okna kasyna oficerskiego w czasie wielkiego balu, faktem jest, że reżyserja Manewrów miłosnych zasługuje na najwyższe uznanie, przedewszystkiem za dbałość o poziom kulturalny. Zasługa to reżyserów Jana Nowiny-Przybylskiego i Konrada Toma, którzy w realizację włożyli cały zasób inteligencji, wiedzy, doświadczenia, a przedewszystkiem polotu artystycznego. Bravissimo!”
(M.S. Manewry miłosne szturmem zdobywają całą Polskę, Wiadomości Filmowe 1936 nr 1)
„Jest to bezwarunkowo najlepszy film polski w sezonie. Nie przez swą treść lub specjalnie oryginalny scenarjusz, lecz ze względu na filmowe podejście do całości, na budowę djalogów, technikę zdjęć i tonu, a wreszcie na grę aktorów. Film posiada wszelkie warunki na zdobycie rynków zagranicznych. /…/ Nie ma tutaj zawikłanej akcji, głębszego znaczenia itp., a jednak typy postawione są doskonale, dowcipy naprawdę wesołe, nie szmoncesowate, muzyka (H. Wars) miła i wdzięczna. Zasługę przypisać należy w pierwszym rzędzie K. Tomowi i Nowinie-Przybylskiemu – reżyserom. Osobna pochwała należy się operatorowi oraz laboratorjum.
Z aktorów na plan pierwszy wysunęli się: Halama – jako córka pułku, Mira Zimińska – wspaniała pokojówka, używająca obcych wyrażeń, Żabczyński, Sielański – doskonały ordynans, Mankiewiczówna i Orwid w roli podstarzałego lowelasa. Stanowczo zły był aktor, grający rolę szefa pułku, a niepotrzebny i odstraszający swą tępą twarzą – Karewicz. Pozatem psy, konie, dużo powietrza (nawet w scenach atelierowych, robionych z rozmachem), Sempoliński i dwie leciwe aktorki warszawskie, „odstawiające” ciocie.
Film zobaczyć warto, choćby w tym celu, aby przekonać się o dużym kroku naprzód produkcji polskiej”.
(Manewry miłosne, Kurier Polski 1935 nr 359)
„W Manewrach miłosnych widać dbałość o bogactwo i zmienność treści plastycznej ekranu (dużo zdjęć wózkowych i kombinowanych). Natomiast scenariusz jest ubogi. W pierwszej części utworu o b. niezawiłym węźle intrygi, prawie nic się nie dzieje, wskutek nadmiernie powolnego rozwoju akcji, drugą ożywiają Zimińska i Sielański, śmiesząc publiczność jako pokojówka i ordynans przebrani za swych państwa. W tych figlach co prawda (i dowcipnych w tym miejscu dialogach) b. mało jest kina, a dużo kabaretu. Sielański ze swą flegmą przypomina sposób bycia komików amerykańskich, a inteligentna gra Zimińskiej ma w sobie dużo finezji. Mankiewiczówna ładnie śpiewa i nic poza tym; jej partner Żabczyński jest swobodny i bez wyrazu. Nie wyzyskano znakomitej tancerki Lody Halamy, która w tym filmie przypomina rumaka przebierającego nogami na uwięzi. Jest tu również hrabia, gubiący spodnie, życzymy filmom krajowym, by co rychlej zagubiły podobne pomysły.
Całość (wzorowana ściśle na operetkach filmowych zagranicznych) obok wspomnianych już zalet natury wizualnej, nie posiada – cennej w takich wypadkach – płynności rytmicznej”.
(Kandyd, Manewry miłosne, Myśl Narodowa 1936 nr 2)
Sceny balu nakręcono w kasynie w Otwocku. Ten reprezentacyjny gmach, którego budowa rozpoczęła się w roku 1927, został oddany do użytku w czerwcu 1933 roku. Obecnie mieści się w nim Liceum Ogólnokształcące im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Tak o tym słynnym budynku pisał Jerzy S. Majewski, dziennikarz i varsavianista:
„W komedii Manewry miłosne neobarokowe rzeźby bobasów z paradnych schodów otwockiego kasyna pojawiają się już w pierwszych scenach. Operator Albert Wywerka, filmując je nadał im wiele monumentalizmu. W tle po niebie płynie armada chmur, a rzeźby tonące w słońcu sfilmowane od dołu i rozrzeźbione z barokową fantazją sprawiają wrażenie kolosalnych. /…/ Kolumnową fasadę kasyna w całej okazałości oglądamy w kolejnych scenach filmu. Budynek gra rolę kasyna I Pułku Ułanów w fikcyjnym państewku Skowarii. O zmierzchu podjeżdżają pod niego limuzyny. Eleganckie pary dostojnie wchodzą po półkolistych schodach. /…/ Gmach kasyna w Otwocku znakomicie odegrał rolę dekoracji do jednej z lepszych polskich komedii lat międzywojennych. Elegancki i zachowawczy zarazem znakomicie wpisywał się w sielankowy obraz urody życia w spokojnym, idealnym państewku, gdzie jedynym problemem były kłopoty sercowe”.
(Jerzy S. Majewski, Gazeta Wyborcza, 10.07.2009)
Film Manewry miłosne był także wyświetlany w USA. Loda Halama, która w roku 1938 odbywała tournee po Ameryce, była gościem specjalnym na jednym z pokazów. W liście do tygodnika Kino relacjonowała:
„Byłam w Buffalo na premierze Manewrów miłosnych – przyjmowana byłam po królewsku z majorem miasta na czele, z policją motocyklową, która zatrzymała dla naszego auta ruch. Film bardzo się tu podobał – szczególnie śmieli się z Zimińskiej i Sielańskiego”.
(Loda Halama pisze z Ameryki, Kino 1938 nr 3)
Jak za dawnych lat
(muz. Henryk Wars - sł. Jerzy Jurandot)
w filmie wykorzystano tylko refren w wykonaniu Toli Mankiewiczówny
Świat nasz wyglądał jaśniej
Kiedyś, za dawnych dni,
Gdy się wierzyło w baśnie,
Gdy się wierzyło w sny.
Jakież rozkoszne dreszcze
Bajki budziły w nas...
Wróćmy w tę przeszłość
Jeszcze raz.
Powróćmy jak za dawnych lat
W zaczarowany bajek świat,
Miłością swoją w piękną baśń
Me życie zmień,
Za siódmem morzem, z dala stąd
Znajdziemy czarodziejski ląd
I szczęście da nam każda noc
I każdy dzień.
I w bajce to nie będzie cud,
Że księcia los z Kopciuszkiem splótł,
Że nagle jakiś dobry duch
Obudził miłość w sercach dwóch.
Powróćmy jak za dawnych lat
W zaczarowany bajek świat,
I w życiu może zdarzyć się
Cudowna baśń.
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Orkiestra „Syrena-Record”, refren śpiewa Tola Mankiewiczówna, 1935
- Orkiestra taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Adam Aston, 1935
- Orkiestra taneczna pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Stefan Witas, 1935
- Orkiestra pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Janusz Popławski, 1935
- T. Dziadosz z orkiestrą pod dyr. Iwo Wesby'ego 1935
Taka noc, walc i my
(muz. Henryk Wars - sł. Jerzy Jurandot)
wykonanie w filmie: Tola Mankiewiczówna, Aleksander Żabczyński
Księżyc za oknem od dawna już zbladł,
W oczach wiruje, zatacza się świat,
Niesie nas, łączy i wiąże
Walczyk książę, walczyk chwat.
Gwarno i rojno, i jasno jest w krąg,
Serce się chyli, oddzwania jak gong,
Czy to ten walczyk uczynił? Czy zawinił
Uścisk rąk?
Taka noc i walc, i my
To jak pieśni tony trzy
A gdy razem noc i walc i serce
Tworzą tercet, coś w nas drży.
W sercu pozostaną mi
I ta noc, i walc, i ty
Bo po prostu walc, nasz walc
Przez nocy tej czas
Pierwsze drgnienia serc obudził w nas.
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Tola Mankiewiczówna, orkiestra „Syrena-Record”, 1935
- Orkiestra pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Janusz Popławski, 1935
- Orkiestra taneczna pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Marian Demar, 1935
- T. Dziadosz z orkiestrą pod dyr. Iwo Wesby'ego, 1935
Jak trudno jest zapomnieć
(muz. Henryk Wars - sł. Jerzy Jurandot)
wykonanie w filmie: Adam Aston
Czy chcesz, czy nie,
Coś nagle w piersi drgnie,
Słodyczą spadnie w serce twoje
Pożarem z krew.
I już w twój świat
Na zawsze ktoś się wkradł,
I wiesz, że musisz kochać wiecznie,
Że na nic gniew.
Tylko raz spotkasz kogoś,
Tylko raz spojrzysz w twarz,
Pójdziesz znów swoją drogą,
Lecz już cierń w sercu masz.
Jak trudno jest zapomnieć,
Gdy ktoś ci serce skradł.
Jak trudno jest zapomnieć,
Gdy ktoś przesłonił świat.
Tęsknota jest zawzięta,
Przez wiele dręczy dni,
Jak smutno jest pamiętać,
Jak trudno zwalczyć łzy.
Gdy miłość mocna, krwią tętniąca
Złączy serca dwa,
W dwa serca wniesie promień słońca,
Obu szczęście da.
Jak trudno jest zapomnieć,
Gdy ktoś ci szczęście skradł,
Jak smutno jest ogromnie
Samotnie iść przez świat.
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Orkiestra pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Janusz Popławski, 1936
- Chór Juranda z tow. fortepianu, 1936