„Cyganka Aza będzie miała w całej Polsce niewątpliwe i wielkie powodzenie. Byłoby może lepiej, gdyby nowa poznańska wytwórnia Diana wybrała na swój debiut scenarjusz efektowniejszy i lepiej opracowany, ale i w powieści Kraszewskiego mieści się przecież sporo tematów bardzo wdzięcznych z kinowego punktu widzenia, a dla publiczności polskiej niezmiernie zajmujących. Urok, jaki bije z polskich krajobrazów i polskich strojów przeciwważa w zupełności największe atrakcje filmów zagranicznych, a każdy lepszy moment gry – budzi na widowni szmer uznania.
Ustaliwszy ten ciepły i przyjazny stosunek naszej publiczności do Cyganki Azy należy z kolei podkreślić duże walory filmu. Walory są przedewszystkiem techniczne: obaj operatorzy (Fassbender i Wywerka) spisali się dobrze, pod względem zdjęć i oświetlenia film stoi na poziomie współczesnym.
Wypada również podkreślić dyskretną, ładną kreację Skalskiej w roli Motruny (szkoda, że urody tej miłej artystki nie wyzyskano w zdjęciach pierwszoplanowych) oraz mocno i barwnie zarysowaną postać Azy w interpretacji Jedyńskiej, wybitnej tancerki poznańskiej.
Najlepszą kreację męską dał Piekarski, który już poprzednio zwrócił na siebie uwagę w rolach charakterystycznych (Zazdrość; Otchłań pokuty). Dobrą maskę starego cygana stworzył Chmielewski, a nieco operowym, ale niezłym w ujęciu swej roli był Bracki”.
(B., Cyganka Aza, Kino dla Wszystkich 1926 nr 13)
„Można mieć pewne zastrzeżenia co do wyboru tematu i wartości samego scenarjusza, można z łatwością wyliczyć usterki w sposobach traktowania plenerów (niewyzyskanie widoków Ojcowa) i w reżyserji (brak momentów kinowych, przewaga rutyny teatralno-operowej), ale nad tem wszystkiem góruje jeden niezaprzeczony fakt: film jest polski, trafia do serc widzów, budzi w nich gorące zainteresowanie i nie znika z pamięci bez śladu, jak większość utworów obcych. Spontaniczne oklaski, jakie wybuchały przy każdej udatnej scenie podczas inauguracyjnego pokazu w Filharmonji, świadczą, jak czujnie i jak sympatycznie reaguje publiczność polska na każdy dodatni objaw rozwoju naszej młodej sztuki filmowej, jak ochoczo i manifestacyjnie zachęca przedsiębiorców i artystów filmowych do wytrwania i do dalszej owocnej pracy. Cyganka Aza odznacza się zresztą zdjęciami tak czysto i artystycznie wykonanemi, że pod tym względem stanowi nowy etap w szybkiej ostatniemi czasy ewolucji filmów polskich. Jest to zasługą obu operatorów: Maxa Fassbendera (z „Ufy” berlińskiej), który wykonał plenery i Alberta Wywerki, warszawianina (doskonałe wnętrza). Na ogół można powiedzieć, że Wywerka śmiałością pomysłów i zmysłem malarskim góruje nad swoim niemieckim kolegą.
O reżyserji Twardyjewicza trudno wogóle coś powiedzieć, bo nie wyczuwa się w obrazie czujnego oka i pewnej ręki realizatora. O braku czujności świadczy choćby drobny napozór, ale bardzo znamienny szczegół, że chłopi i cyganie paradują w filmie w niepokalanej bieli koszul i sukman, co nasuwa reminiscencje operowe, ale kłóci się z wymaganiami realizmu kinowego. Naogół scenarjusz nie jest traktowany wzrokowo, lecz narracyjnie; wyjątek stanowi jeden kapitalny szczegół: kiedy młoda mężatka, Motruna, z nagłem wzruszeniem tuli się do męża i szepce mu do ucha jakieś słodkie wyznanie, reżyser, zamiast wyjaśniającego napisu, daje wymowny obrazek: bocian na dachu. Oto szczęśliwy i rzetelnie kinowy pomysł!
Z wykonawców na pierwszy plan pod względem kinowego traktowania gry wysunął się Piekarski w epizodycznej roli „głupiego Janka”. Wybitnego tego artystę wyróżniliśmy już w kilku filmach, jak Zazdrość i Otchłań pokuty; daje on zawsze sylwetki mocne i realistyczne. Kreacją swoją w Cygance Azie dowiódł Piekarski, że tkwi w nim materiał na polskiego Lona Chaney’a, tj. na najlepszego wykonawcę ról charakterystycznych z podkładem pewnej potworności. Świetną maskę charakterystyczną stworzył Chmielewski w roli Aprasza. Bracki zaś, jako młody cygan Tumry, był w pewnych momentach zanadto teatralny, w innych – dobry. Z przyjemnością witamy ukazanie się w Cygance Azie dwóch nowych, uroczych gwiazdek polskich w osobach pań Skalskiej i Jedyńskiej. P. Jedyńska, jako tancerka, zdobyła łatwy i zasłużony sukces w roli cyganki – tanecznicy gibkiej, namiętnej, przewrotnej i kuszącej. Ta kreacja otworzy jej niewątpliwie drogę do dalszej karjery. P. Skalskiej powierzono rolę dość trudną i skomplikowaną, bo przecież w Motrunie toczy się bolesna walka pomiędzy głosem miłości a przywiązaniem do ojca i domu. Przebieg tej walki był mało widoczny zapewne z winy reżysera, natomiast ujawniła urocza artystka dużo wdzięku lirycznego, gubiącego się, niestety, w zdjęciach drugo-planowych”.
(B. Przed ekranem, Kurier Warszawski 1926 nr 69)
„Już sam fakt przeróbki powieści Kraszewskiego Chata za wsią razi. Przeróbki filmowe wogóle dają mało pola do spontanicznej inwencji reżyserskiej, gdyż wiążą akcję tekstem. I tu jednak można znaleźć wspaniałe momenty do wyzyskania. Niestety, w Cygance Azie reżyser, p. Twardyjewicz, dużo takich momentów odpowiednio nie wyzyskał.
Formalnie razi nas zbytnia dekoratywność wnętrz, teatralność postaci charakteryzowanych (panicz i Lepiuk), zupełny niemal brak zbliżeń (tzw. wielkich planów). Film jest bardzo mgławo naświetlany (brak oświetlenia górnego przy kręceniu). Mimo to, obraz wykazuje w ogólnem wrażeniu rosnący postęp w technice i zadowalający poziom w grze. Marzę o chwili, w której artystów teatralnych będzie można zastąpić nowem pokoleniem aktorów filmowych.
P. Bracki jako Tumry wykazał nierażącą poprawność, w której widać zrozumiały posłuch dla partytury i reżysera. P. Skalska, którą ktoś porównał do Henny Porten, w kilku tylko epizodach pokazała zawsze ładną, a rzadziej ekspresywną twarz, twarz dobrą w momentach tragicznych. P. Jedyńska posiada lepszą od Skalskiej pewność siebie i wyrazistość, ale zbyt słaba jest w rolach głównych i odpowiedzialnych. Jest ona dobrą kandydatką na nieobsadzony „vamp” polski. P. Piekarski, którego uważam za wielkiego artystę i twórcę wspaniałej, demonologicznej manjery, ma wszelkie dane po temu, ażeby w filmie stać się polskim Lon Chaneyem”.
(Cyganka Aza, Głos Narodu 1926 nr 66)
„Bardzo to ładnie, ze młoda placówka filmowa miast uciekać się do banalnych bezwartościowych scenarjuszy, pragnęła zadebiutować filmem opartym na klasycznej literaturze rodzimej. Jednak decydując się na krok tak poważny, mogący stanowić w dziejach naszej kinematografji olbrzymi krok naprzód, należało uprzednio zdać sobie dokładnie sprawę, czy można temu zadaniu sprostać. /…/ Jak nam wiadomo, wytwórnia Diana-Film posiada duże kapitały, nowoczesne urządzenia techniczne (czego zresztą w produkowanym filmie zauważyć nie można), a zatem winna była do współpracy powołać przedewszystkiem odpowiedzialnego reżysera, nie mówiąc już o zespole aktorskim. Reżyser p. Artur Twardyjewicz, któremu nie można odmówić zdolności, popełnił jeden zasadniczy błąd: za mało zadał sobie trudu, a mniej jeszcze czasu poświęcił, na zaznajomienie się z utworem Kraszewskiego.
Zespół aktorski bardzo nierówny. Na pierwszy plan wybija się dobrą, aczkolwiek niekiedy przesadną charakterystyką debjutujący aktor p. Władysław Bracki. Jego Tumry wypadł dość szczęśliwie jedynie dzięki odpowiednim warunkom zewnętrznym. Był jednak zimny i mało przekonywujący. Panie Irena Jedyńska (Cyganka Aza) i Kazimiera Skalska (Motruna) dopełniały się wzajem: nadmiar baletowego temperamentu pierwszej pokrywał ubóstwo ruchów u drugiej. P. Jedyńska jest świetnym materjałem na aktorkę filmową, lecz musi być otoczona bezwzględną dyktaturą dobrego reżysera. Mimika jej, ogromnie przejaskrawiona, razi niesłychanie. P. Skalska zagrała kilka momentów bardzo ładnie, szczególnie w scenie ze swatami. Grę jej cechuje naogół prostota. Pozatem na wyróżnienie zasługuje p. Zygmunt Chmielewski w roli Aprasza.
O wykonawcach ról pozostałych lepiej nie wspominać, mimo iż, jak głosi reklama, jest to „elita artystów scen poznańskich i warszawskich”.
Pod adresem p. operatora Wywerko nasuwa się mnóstwo pytań, między innemi: dlaczego wszystkie zdjęcia robione są na ciemnym tle? dlaczego nie ma prawie żadnych zbliżeń, a akcja odbywa się na dalekim planie, co niesłychanie męczy wzrok??? Zdjęcie pożaru chaty niżej najprzeciętniejszych wymagań techniki filmowej (nawet naszej)”.
(Modrz. Cyganka Aza, Comoedia 1926 nr 8)