|
Adam Brodzisz, Barbara Orwid
|
Trzej przyjaciele - Adam, Zygmunt i Jerzy - służą w eskadrze wodnopłatowców marynarki wojennej w Gdyni. Przed laty Adam zakochał się w młodej dziewczynie, Ewie, nie wiedząc, że jest ona narzeczoną jego przyjaciela ze szkoły oficerskiej, Zygmunta. Lojalność kazała mu się wtedy usunąć - wyjechał do Francji kontynuować naukę.
Po latach spotykają się znowu. Ewa jest już żoną Zygmunta, ale nadal ma żal do Adama, że ją opuścił i traktuje go z dużą niechęcią. Adam zakochuje się z wzajemnością w siostrze Zygmunta, Jance, jednak Ewa próbuje skierować ją przeciw niemu. Zygmunt przypadkiem dowiaduje się o romansie Adama i Ewy. Dowiaduje się o nim także Janka, jednak myśli, że romans trwa nadal i postanawia zerwać z Adamem. Podczas silnej burzy samolot, którym lecieli Zygmunt i Adam, ulega awarii i spada do morza. Wodne i powietrzne jednostki wojskowe szukają rozbitków, jednak bez skutku. Na szczątkach samolotu, czekając na ratunek, Adam i Zygmunt wyjaśniają sobie wszystkie nieporozumienia i godzą się. W końcu zostają odnalezieni przez Jerzego, który niestrudzenie poszukiwał przyjaciół, mimo że wszyscy stracili wszelką nadzieję i ogłoszono już żałobę. Lotnicy w ciężkim stanie trafiają do szpitala, gdzie cała czwórka wszystko sobie wybacza.
„Musimy zaznaczyć jako wielki plus, że w tym sezonie jest to z kolei drugi film krajowy (Dzień wielkiej przygody), w którym uwzględniono piękno naszej przyrody: tym razem polskie morze w całej okazałości, w doskonałych zdjęciach i pięknych plenerach. Na prześliczne tło morza rzucono dość bezpretensjonalny „dramacik rodzinny” z happy endem. Przy udziale naszej marynarki wojennej pokazano w kilku skrótach życie naszych marynarzy na lądzie i wodzie. Patrzymy na nich z gorącą symaptją i zainteresowaniem, tembardziej, że pewne fragmenty są autentyczne. /.../
Gra naogół poprawna. Cybulski ma piękną dykcję i gra bez zarzutu. To samo da się powiedzieć o artyście starej daty, Owerle i o świetnym komiku, Sielańskim. Baśka Orwid w głównej roli ma dużo dramatycznej ekspresji, miejscami jednak gra jej nie dopisuje. Marja Bogda jest swobodna i dobrze stopniuje wzrastające uczucie. Wreszcie Monika Carlo w roli Frani. To tylko epizodyczna rólka, którą można byłoby pominąć zupełnem milczeniem, gdyby nie refleksje, jakie nasuwa ta artystka „z Bożej łaski”. Monika Carlo przypomina głodne dziecko, któremu pozwalają przez dziurkę od klucza popatrzeć, jak inni ucztują, ale jej nie wpuszczają do środka i czasem przycinają jej nosek. /.../ Maleńka Lala Górska w roli „5-letniego porucznika” jest śmiała, rezolutna i wymawia doskonale słowa zawarte w roli. A przecież – brzdąc ten naprawdę ma zaledwie 5 lat! Pozatem – zgrzeszył operator i charakteryzator; dwie przystojne kobiety, Baśka Orwid i Marja Bogda, chwilami wyglądają bardzo niekorzystnie. Stanowczo skrzywdzono obie!"
(Kino 1935 nr 43)
„W Rapsodji Bałtyku polskie morze oraz piękne fotogeniczne statki i hydroplany pokazane są w skromnych i niezbyt akcentowanych wycinkach jakby w obawie, aby to tło prawdziwe i dramatyczne nie zdyskredytowało docna niezdarnej akcji i nieprawdopodobnej gry”.
(Stefania Zahorska, Rapsodja Bałtyku, Wiadomości Literackie 1935 nr 48)
„Pierwszy w tym sezonie film krajowego pochodzenia, w którym talent reżysera Buczkowskiego skojarzył się z kulturą literacką czuwającego nad filmem J. A. Hertza, autora dialogów i z rzetelnym wysiłkiem aktorów i operatora. Dlatego wszystko w tym filmie jest proste, jasne, czyste. Już sama atmosfera tego filmu usposabia dlań przychylnie widza. Nie ma kryminalistyki, nie ma bezsensownych, lichych dowcipów. Jest piękne polskie morze i na tle życia garstki młodych oficerów konflikt miłosny, omal nie zakończony tragicznie, ujęty życiowo i poprostu. Prześliczne zdjęcia łączą się w całość z grą aktorów, którzy w tym filmie zdobywają się na akcenty bardzo szczere, naturalne, głęboko wzruszające chwilami.
Doskonały jest Cybulski, bardzo dobra Marja Bogda, Baśka Orwid, Brodzisz, Marr, Sielański (wyborny w epizodzie), cały szereg odtwórców drobnych rólek marynarzy – wszyscy zasłużyli na uznanie. Wspomnieć też trzeba o malcu, który gra rolę syna kapitana Zatorskiego, a gra ją z niesłychaną naturalnością wyrazu i szczerością. Nad tym filmem rdzennie polskim, który istotnie jako propagandowy zasłużył i na subwencję, i na uznanie unosi się wiew morza. Morza polskiego, którego urok pęta serca i oczy”.
(K-c, Rapsodja Bałtyku, Kurier Warszawski 1935 nr 295)
„Dobremi chęciami piekło wybrukowane. Film zrealizowany przez L. Buczkowskiego potrosze daje tego przykład, ale że w polskim filmie tak mało jest owych dobrych chęci, więc trzeba tej dancingowej Rapsodji Bałtyku wiele wybaczyć. Do wybaczenia więc jest: mylna obsada ról, nieudana rola Baśki Orwid, montaż gubiący tempo filmu, sztywność postaci, brak ruchu – ale tu lista się urywa i nie sposób wybaczyć pretensjonalnego patrjotyzmu ani szablonowej erotycznej intrygi.
Powiew morskiego wiatru nie rozpędził dusznej, zatęchłej atmosfery, w jakiej się nasze filmy obracają. Akcja mogła doskonale rozgrywać się na tle buduaru, a nie na tle morza. Morze jest sztucznym dodatkiem, za to ów dodatek tak pociąga publiczność, że z zapałem wita zdjęcia polskiej floty i polskich marynarzy i przymyka oczy na bzdurną intrygę.
Plenery Wywerki są bardzo ładne, niektóre momenty efektowne i żywe, ale nie odrazu można pozbyć się starych grzechów, to też np. sceny z balu na statku, sfilmowane w ciasnem atelier i z paroma zaledwie statystami rażą banałem i niedołęstwem. Muzyka nieudana.
W zakończeniu – namawiamy Buczkowskiego na nową próbę i z radością będziemy ją oklaskiwać, gdy się lepiej uda”.
(Z. B. Rapsodja Bałtyku, ABC 1935 nr 321)
„Zupełnie niezły film, chociaż za dużo patrzenia na morze „z brzegu”. Tutaj niedociągnięcia są skandaliczniejsze, bo chodzi o ważniejsze rzeczy. Skandalicznie spaskudzone są wyścigi jachtów, a tak łatwo było z tego zrobić rzecz b. ciekawą nie tylko dla nas, ale i dla zagranicy. Tutaj tandetność naprawdę oburza. Niedbale potraktowano promocję kadetów. Znowu patos, miarowe skandowanie i sztuczne ruchy, znowu pójście po najłatwiejszej linji. Aż się serce ściska, gdy się w kilka dni potem ogląda promocję kadetów w Annapolis. Trzeba było, choć na znacznie mniejszą skalę, ale dać coś podobnego. A tak mieliśmy wycinek z kroniki PAT-a.
A co się podoba? Cybulski i Baśka Orwid, bo dają prawdziwych ludzi. Baśka nie ma miłego głosu, czasem wadliwą intonację, ale słucha się jej z przyjemnością, bo wreszcie mówi naturalnie. Choć robi błędy w grze, choć niektóre jej zdjęcia są niekorzystne, nic to nie szkodzi, bo nareszcie jest żywą kobietą, taką, jakie chodzą po świecie. Byłaby nią może i Monika Carlo, gdyby jej dano jakąś rolę z sensem, a nie kazano niewiadomo poco plątać się między innymi”.
(Janina Leszczowa, Co nam się podoba w filmach polskich, a co nie? Kino 1935 nr 51)
Zdjęcia do filmu kręcono m.in. w Gdyni i w Pucku.
„Niecodzienną sensację przeżyli członkowie wojskowego Yacht-Klubu w Gdyni. Przed kilku dniami zawitał tam pan premjer Walery Sławek i trafił na ekspedycję filmową, która dokonywała zdjęć plenerowych do filmu Rapsodja Bałtyku. Premjer serdecznie zainteresował się pracami filmowców, przyglądał się kręceniu, wypytywał o szczegóły rozwoju polskiej kinematografji, a wreszcie – pożyczył swoją motorówkę dla dokonania zdjęć w zatoce. Niezwykle miłe te odwiedziny uwiecznione zostały wspólną fotografją”.
(Kino 1935 nr 27)
„Latem 1934 roku w bazie w Pucku Leonard Buczkowski kręcił zdjęcia do filmu Rapsodia Bałtyku, podczas których do głównych scen - lot w burzy – użyto maszyny Schreck FBA-17 HE 2 nr 42 oraz wraku rozbitego w wypadku na Zatoce Puckiej wodnopłatowca nr 43. Maszyna Schreck FBA-17 HE 2 nr 42 wraz z aktorami Cybulskim i Brodziszem wisiała na kranie (dźwigu portowym) w bazie MDLot (Morskiego Dywizjonu Lotniczego); na jego górnym płacie siedział jeden z marynarzy z wiadrem z wodą i gdy uruchomiono silnik, wylewał wodę z góry, tak że imitowało to lot w czasie burzy; drugi wodnosamolot tego typu nr 44 stał na nabrzeżu i włączonym silnikiem powodował dodatkowy nawiew na wiszący wodnosamolot, co powodowało kołysanie się wiszącej maszyny nr 42; ekipa filmowa dodawała do tego efekty specjalne – błyski, huki, co dawało złudzenie rzeczywistego lotu w czasie burzy. W scenie ratowania rozbitków obaj aktorzy leżeli wśród części z wraku wodnosamolotu Schreck FBA-17 HE 2 nr 43 oraz maszyny typu Leo H-135 B 3, a cała operacja wywołała sporo śmiechu wśród personelu latającego i technicznego MDLot.”.
(Andrzej Olejko, Zapomniane hydroplany. Nad Bałtykiem i Polesiem 1924-1937, Wydawnictwo ZP Piekary Śląskie 2008)
Piosenka fal
(muz. Tadeusz Górzyński - sł. Jerzy Jurandot)
wykonanie w filmie: Maria Kaupe
Gdy do snu układa się dzień,
Gdy ziemia pogrąża się w cień,
Nie śpi tylko bezbrzeżna morza dal
I nie milknie piosenka cicha fal…
Kto z morzem od dziecka się zżył,
Kto kocha je z wszystkich swych sił,
Ten rozumie ich głos,
Temu los
Pozwala poznać piosnki treść…
Śpiewają fale
O wędrówce wokół brzegów,
Śpiewają fale
O tem, co widziały w biegu:
O miastach gwarnych,
Pustyniach skwarnych,
O ludziach różnych ras,
Spotkanych przez ten czas,
I jedno stale
W ich piosence się rozdzwania –
Śpiewają fale
O potędze miłowania:
Że w miastach gwarnych
I w chatkach marnych
Kochanków wszystkich ras
Porywa tak jak nas…
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Tadeusz Dziadosz, Orkiestra pod dyr. Bronisława Szulca, 1936
- Tadeusz Faliszewski, Orkiestra Taneczna „Syrena-Record” pod dyr. Henryka Golda, 1935
- Orkiestra Taneczna „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Stefan Witas, 1935
- Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Adam Aston, 1936
- Orkiestra Taneczna „Syrena-Record” pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Mieczysław Fogg, 1936