- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1936
- Premiera: 4 III 1936
Tytuł roboczy
NAPOLEON Z BUDKI SUFLERA
Tytuł angielski
GREATEST LOVE
Aparatura
Tobis-Klangfilm
Obsada aktorska:
Stefan Jaracz (Konstanty Kurczek, sufler),
Lena Żelichowska (Ludwika, żona Kurczka, aktorka),
Lala Górska (Jaś, syn Kurczków),
Tadeusz Olsza (Wiktor Grywicz, aktor),
Tekla Trapszo (matka Grywicza),
Michał Znicz (Szypułko, aktor),
Stanisław Sielański (Feluś, fryzjer teatralny),
Wanda Jarszewska (aktorka Rozelli),
Henryk Małkowski (aktor na próbie),
Jerzy Sulima-Jaszczołt (aktor na próbie),
Zygmunt Chmielewski (dyrektor teatru),
Jacek Woszczerowicz (Karol Asten, autor sztuki „Napoleon”),
Zofia Grabowska (aktorka grająca Józefinę w sztuce „Napoleon”),
Amelia Rotter-Jarnińska (aktorka grająca księżną Lichtenstein w sztuce „Napoleon”),
Paweł Owerłło (Gromski, aktor grający generała w sztuce „Napoleon”),
Juliusz Łuszczewski (aktor grający Talleyranda w sztuce „Napoleon”),
Stanisław Bryliński (aktor grający w sztuce „Napoleon”),
Jerzy Chodecki (aktor grający w sztuce „Napoleon”),
Maria Żabczyńska (aktorka za kulisami, komentująca artykuł w gazecie),
Maria Chmurkowska (kobieta za kulisami, komentująca artykuł w gazecie),
Feliks Chmurkowski (minister),
Ziemowit Karpiński (asystent ministra),
Stefan Hnydziński (mężczyzna szukający Kurczka na przyjęciu),
Wincenty Łoskot (mężczyzna w knajpie siedzący obok Kurczka),
Stanisław Purzycki,
Roman Dereń (szef kelnerów),
Marian Zajączkowski,
Stanisław Daniłowicz (aktor),
Ryszard Misiewicz (kelner),
Henryk Rzętkowski (restaurator),
Jerzy Klimaszewski,
Józef Kondrat (cwaniak w knajpie),
Stanisław Grolicki (redaktor gazety),
Jadwiga Bukojemska (kobieta w loży),
Bożena Alesso (kobieta w loży),
Kazimierz Wilamowski (mężczyzna w loży),
Kazimiera Horbowska (kobieta na widowni)
- Treść
- O filmie
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
- Piosenki
|
Stanisław Sielański, Lena Żelichowska, Lala Górska
|
Były aktor Konstanty Kurczek jest obecnie suflerem. Jest zgorzkniałym człowiekiem, odcinającym się od rozrywkowego życia kolegów z teatru. W życiu ma tylko jedną pasję - Napoleona, który jest dla niego ideałem, symbolem potęgi i wzorem do naśladowania. Kurczek żeni się ze statystką Ludwiką, mają synka, Jasia. Kurczkowi wydaje się, że odnalazł szczęście w życiu, jednak dowiaduje się o romansie jego ukochanej żony z amantem, Wiktorem Grywiczem. Ponadto dowiaduje się, że w najbliższym przedstawieniu Ludwika ma być partnerką Grywicza, który będzie grał wymarzoną rolę Kurczka - Napoleona. Na jednej z prób zwraca Grywiczowi uwagę, że źle gra rolę. Oburzony aktor żąda zwolnienia Kurczka i opuszcza próbę. Przez wzgląd na Ludwikę godzi się, by sufler został, jednak publicznie znieważa go i nazywa rogaczem. Wieczorem Konstanty udaje się do Grywicza i prosi, by nie odbierał mu żony, która jest dla niego wszystkim. Grywicz kpi z Kurczka, gra na jego ambicjach, w końcu Kurczek zabija go. Domniemane samobójstwo Grywicza w przeddzień premiery omal nie doprowadza do odwołania przedstawienia, jednak rolę Napoleona przejmuje Kurczek. Odnosi niebywały sukces. Dręczony wyrzutami sumienia, popada w obłęd, ucieka z domu i rozpija się. Pewnego dnia na podwórku spotyka Jasia, który opowiada innym dzieciom, że jego tata jest Napoleonem. Kurczek udaje się do teatru i umiera na pustej scenie.
Współreżyserką tego filmu była wybitna aktorka Stanisława Perzanowska, jedna z nielicznych Polek, które w przedwojennej Polsce sprawdziły się w trudnej roli reżysera filmowego. Nad scenariuszem pracowali Anatol i Alicja Sternowie. Wybitny poeta, scenarzysta i krytyk filmowy przyczynił się do stworzenia dojrzałego dramaturgicznie dzieła. Obsadzony w głównej roli - genialny Stefan Jaracz - świetnie zagrał człowieka złamanego i głęboko nieszczęśliwego. Kulisy życia i pracy aktorów przedstawione w filmie zostały ukazane niezwykle prawdziwie, co nie było częste w polskiej kinematografii. W roli żony bohatera wystąpiła utalentowana i piękna Lena Żelichowska. Znakomita muzyka Henryka Warsa.
„Jest to pierwsza wielka kreacja filmowa Jaracza. Wspaniały talent aktorski Jaracza tak się rozrósł na ekranie – że wobec niego zbladły wszystkie inne postacie, wszystkie inne zalety i wady tego filmu. Cokolwiek by się o tym filmie dało złego powiedzieć – nie będzie to miało większego znaczenia wobec faktu, że dało się nareszcie utrwalić na taśmie ten fenomen aktorski, jakim jest Jaracz.
Scenarjusz tego filmu, dobry i pomysłowy w założeniu, byłby jeszcze znacznie lepszy, gdyby pomyślano go jako sztukę, a nie dramat. Dynamika uczuciowa bowiem tego konfliktu łatwo przekształcić się mogła w melodramat, czego niestety nie uniknięto. Z obsady aktorskiej, poza Jaraczem, na uwagę zasługują raczej postacie epizodyczne, niż główne. Znicz, Sielański, Woszczerowicz, Żelichowska jest niezbyt dobrze obsadzona i źle fotografowana. Olsza dobrze kabotynizuje swego bohatera, ale jest zbyt – jak na tak ponury dramat – komedjowy. Miłym zjawiskiem jest maleńka Lala Górska. Pod względem fotograficznym i dekoracyjnym – film ma za mało powietrza. Jest zbyt duszny”.
(Kino 1936 nr 12)
„Co tu robić z temi polskimi filmami… Mają dobrych aktorów i dobrych operatorów – rzeczy, zdawałoby się, w kinie najważniejsze. Jednakże zły reżyser i zły scenarzysta są zdolni popsuć wszystko. Szkoda Jaracza na takie bujdy. Pp. Sternowie wykoncypowali szczyt fabuły, w której byłyby role dla wszystkich polskich gwiazd aktorskich, wszystkie sentymentalne smaczki i patrjotyczne i erotyczne i artystyczne, trochę komedji trochę dramatu, trochę Wertyńskiego, trochę rewji, nogi Żelichowskiej, pociąg do wódki Jaracza i krzywe łydki Olszy, dowcipy Sielańskiego i cudowne dziecko. Trochę z Freuda i trochę z Andrzeja Własta. Wszystko razem zmieszane, ale niedość mocno wstrząśnięte przed użyciem, by się złączyło w jedną znośną całość. Aktorzy znowu nie potrafią mówić dla filmu. Montaż pod psem. Wszystko razem bujda, co gorsze, że pretensjonalna”.
(Andrzej Mikułowski – Prosto z Mostu 1936 nr 11)
„W ocenie polskiego filmu z konieczności muszą być zastosowane dwie miary: jedną narzuca stan polskiej twórczości filmowej, drugą – stanowisko objektywne i ogólne. Z jednego, krajowego punktu widzenia film, który nie jest nonsensem, który ma jakieś psychologiczne znaczenie, jakiś problem, jakąś konstrukcję, jakąś reżyserję, jest już wartością, już cudem, już drogą znalezioną na pustkowiu – każde słowo, które nie jest bełkotem, raduje nasze uszy, każdy węzełek dramatyczny urasta w perspektywie naszego znużenia i znudzenia do splotu stalowych lin, do zagadnienia nabrzmiałego mądrością. Z krajowego punktu widzenia sufler Kruczek nie nadarmo zabija swego rywala, jego sen o Napoleonie nie kończy się przegraną. Kruczek umiera, płaci życiem za własną miłość – lecz z przegranej i trupów wyrasta zwycięstwo, zwycięstwo polskiego filmu nad brednią.
Film jest istotnie sensowniejszy i lepiej zrobiony od dotychczasowych. W kraju. Ujrzany z jakiejkolwiek zagranicznej perspektywy, bez żadnych zresztą wybujałych oczekiwań i mierników – rozsypuje się przedewszystkiem w samym pomyśle dramatycznym. Problem człowieka, który chce być wielki jak Napoleon i wielki nie jest, zabija rywala i nie umie ponad tem przejść – jest w tem ujęciu oczywistą pseudo-psychologją, jest terenem popisu dla aktora, jest splotem efektownych, niekiedy nawet zgrabnych scen – mało potrzebnych, nic nie rozświetlających ani oświetlających. Z niekrajowego punktu widzenia „koncertowa” gra Jaracza należy do gatunku Janningsowego zgrywania się, dziś już przebrzmiałego i niepotrzebnego.
Stwierdźmy jednakże, że sama możność zastosowania tak objektywnych mierników jest już zdobyczą. Dotąd trudno było cokolwiek na serjo polskiemu filmowi zarzucić, ponieważ nic w nim nie można było brać na serjo. Tym razem można na serjo przynajmniej powiedzieć – nie tędy droga”.
(Stefania Zahorska, Jego wielka miłość, Wiadomości Literackie 1936 nr 15)
„Z prawdziwą radością możemy zasygnalizować nowy polski film, jeden z lepszych obrazów obecnego sezonu kinowego. Jego wielka miłość wytwórni Blok przeszła najśmielsze nasze przewidywania. „On” – to Jaracz, a obraz – to jego wielki film. Scenarjusz może niezupełnie oryginalny, często zbyt teatralny, bardzo przypominający w założeniu i konstrukcji słynnego Henryka IV, opracowany przez A. i A. Sternów, wyreżyserowany został przez Perzanowską bez zarzutu. Wzorów i porównań można szukać wśród najlepszych filmów zagranicznych.
Całość opiera się na niezłomnym fundamencie, na genjalnej kreacji Jaracza. Wielki aktor stworzył wielką rolę. Pozostali wykonawcy, grający bez wyjątku dobrze, zepchnięci są przez znakomitego artystę na drugi, a nawet dalszy plan. Cień wielkiego aktora przesłonił współodtwórców, nie pozwolił im zabłysnąć niewątpliwie dużym – w wielu wypadkach – talentem. Umiejętnie, stosownie do wymagań ekranu, stonowana mimika, znakomite odczucie roli i ogromna szczerość i bezpośredniość ekspresji działają z rzadko spotykaną sugestywnością. Dramatyczna interpretacja tragicznej roli biednego suflera, wyniesionego nagle w światło teatralnych kinkietów, olśniewa. Tytułowa rola w Napoleonie, uwielbianym i czczonym bohaterze, zmienia zahukanego, skromnego suflera w tytana sceny. Mistrzowskie odtworzenie przez Jaracza dramatu, w którym uczestniczy sufler Kurczek, w życiu i na scenie, każe nam postawić go na poziomie najbardziej znanego tragika ekranu, Charlesa Laughtona. Może nawet wyżej! Pozostali wykonawcy dali z siebie wszystko. Żelichowska jako aktoreczka, dążąca wszelkiemi sposobami do pierwszoplanowych ról, okazuje duży nerw filmowy i temperament. Piosenka Warsa z dobremi słowami Schlechtera znajduje w niej dobrą odtwórczynię. Bardzo miło zaprezentowała się młodziutka gwiazdka polskiego ekranu, Lala Górska, grając bezpretensjonalnie i inteligentnie”.
(J. Jego wielka miłość, Świat 1936 nr 11)
„Stefan Jaracz niejednokrotnie już produkował się na ekranie, przeważnie jednak w rolach fragmentarycznych. Ten wielki aktor polski nie miał odpowiedniego pola do popisu. Dopiero teraz w Jego wielkiej miłości mógł ukazać swój talent. Nowy film z Jaraczem jest właściwie filmowaną sztuką teatralną. Gdyby był nagrany w obcym języku, nie chcielibyśmy go oglądać, ponieważ jednak jest mówiony po polsku – przyglądamy mu się z ciekawością. Jaracz gra rolę wielkiego artysty-wykolejeńca doskonale. Jego głos, pełen najsubtelniejszych odcieni, cudowna gra twarzy, umiejętna gestykulacja sprawiają, że zapominamy o licznych mankamentach tego filmu. Stefanowi Jaraczowi świetnie sekunduje Lena Żelichowska”.
(Spectator, Jego wielka miłość, Polska Zbrojna 1936 nr 83)
Futra Leny Żelichowskiej zapewniła firma I. Lehr i Sp. ul. Marszałkowska 130; frak Stefana Jaracza – firma Stefana Dorocińskiego ul. Bracka 9; kapelusze Leny Żelichowskiej – firma Pani ul. Chmielna 14, natomiast torebki pań – firma A. Płończaka ul. Mazowiecka 2.
„Akcja wymagała, aby Jaracz w chwili załamania się psychicznego – zastrzelił rywala, Tadeusza Olszę. Dwa razy w czasie próby i zdjęć – rewolwer zacinał się. Gdy przypadek ten powtórzył się poraz trzeci, Jaracz zaproponował reżyserowi Krawiczowi: - „A może to przeznaczenie, że Olsza nie może umrzeć z mojej ręki. Zostawmy go w spokoju i zmieńmy ten fragment scenariusza”. Oczywiście, taka propozycja wywołała wesołość”.
(Film 1936 nr 4)
Nie ma piękniejszego nic od miłości
(muz. Henryk Wars - sł. Emanuel Schlechter)
wykonanie w filmie: Lena Żelichowska
[w filmie nie wykorzystano drugiej zwrotki]
Tylko słaby przed miłością ucieka.
Tylko słaby mówi o niej jak wróg
Człowiek mocny gdy miłość swą dostrzeże zdaleka
To dobiega i pada do nóg.
Nie ma silniejszego nic od miłości,
Nie ma jak kochaną być dzień i noc,
Czuć wokoło siebie żar namiętności,
Pożądanie i siłę i moc.
Nie ma silniejszego nic od miłości,
Żarem płonie z oczu twych, z twoich lic.
Spala ogniem, który tkwi
W twojem sercu, we krwi,
Kochasz wtedy, więcej nic… więcej nic.
Jeśli kiedyś w tobie miłość ktoś wzbudzi,
Jeśli tysiąc ludzi powie ci: nie!
Nie patrz wtedy na rozum, nie patrz wtedy na ludzi,
Bez namysłu idź za nim gdzie chce!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Orkiestra Taneczna „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Marian Demar, 1936
- Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Tadeusz Faliszewski, 1936
- Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Mieczysław Fogg, 1936