- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1936
- Premiera: 16 IX 1936
Tytuł angielski
FREDEK CHANGES THE WORLD
Aparatura
Tobis-Klangfilm
Obsada aktorska:
Loda Halama (2 role: Ludka, przyjaciółka Irmy / tancerka - w roli samej siebie),
Karolina Lubieńska (Irma Karska, narzeczona Fredka),
Alina Żeliska (siostra Ludki, narzeczona Jurka),
Wanda Jarszewska (matka Irmy i Bolka),
Zespół Te Cztery (śpiewaczki),
Jerzy Czaplicki (Jurek, bezrobotny śpiewak, przyjaciel Fredka),
Józef Kondrat (Józef Bomba, muzyk),
Zbigniew Rakowiecki (Fredek, wynalazca ),
Tadeusz Wesołowski (Bolek Karski, brat Irmy),
Antoni Fertner (kupiec),
Józef Orwid (mieszkaniec kamienicy),
Stanisław Łapiński (Pakuła, właściciel lokalu),
Irma Kozłowska (śpiewaczka),
Gustawa Błońska (kobieta na widowni),
Irena Skwierczyńska (poszkodowana służąca),
Kazimiera Horbowska (żona Siennickiego),
Stefan Szczuka (Stefan Chudziak, mieszkaniec kamienicy),
Mieczysław Winkler (dostawca wina),
Wanda Vorbond (pianistka),
Aleksandra Serwińska (śpiewaczka),
Janina Paszkowska (śpiewaczka),
Eugenia Hoffman (śpiewaczka),
Mieczysław Myszkiewicz (dyrektor Siennicki),
Irena Grywiczówna (kochanka Siennickiego),
Stefan Laskowski (dyrektor wytwórni filmowej),
Zbigniew Ziembiński (urzędnik),
Halina Łapińska (przekupka),
Jerzy Bielenia (gość w restauracji),
Jan Koecher (pomocnik dostawcy wina),
Bolesław Mucman (basista),
Liliana Krystówna (dziewczyna tańcząca z Chudziakiem),
Wacława Szczuka (kobieta na widowni)
- Treść
- O filmie
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
- Piosenki
|
Zbigniew Rakowiecki, Józef Kondrat
|
Na poddaszu staromiejskiej kamienicy mieszka cyganeria. Wśród nich Fredek, młody wynalazca, który pracuje nad telefonem z wizjerem. Nowe urządzenie ma uszczęśliwić świat. Fredek dzieli swój pokój z Jurkiem, początkującym śpiewakiem. Kiedy wynalazek jest gotowy, Fredek dzwoni do Irmy, swojej narzeczonej. Ku swojej rozpaczy widzi ją w czułych objęciach z obcym mężczyzną. Przyjaciel Józek urządza na cześć wynalazcy bankiet. Ludka, przyjaciółka Irmy, pociesza strapionego Fredka. Irma, widząc ich razem, postanawia zerwać z narzeczonym. Józef pomaga Fredkowi sprzedać wynalazek. Demonstruje go żonie fabrykanta. Po użyciu telefonu z wizjerem kobieta wykrywa zdradę męża. Zdenerwowana, wyrzuca sprzedawców za drzwi. Inne próby również kończą się fiaskiem.
Tymczasem Ludka poznaje Bolka, brata Irmy. Okazuje się, że to on był mężczyzną u boku Irmy, którego Fredek zobaczył przez telefonowizor. Narzeczeni godzą się, a Ludka zaręcza się z Bolkiem. Fredek przeznacza swój wynalazek na cele naukowe.
Zwariowana komedia, której głównym bohaterem i zarazem przyczyną nieprawdopodobnych perypetii jest telefonowizor, wynalazek młodego genialnego inżyniera. Podglądanie mieszkańców Warszawy, które umożliwia niezwykły wynalazek, sprawia początkowo wiele problemów.
Fabuła filmu w komediowy sposób ukazuje skutki szybkiego postępu technicznego. W latach 30-tych ludzie dopiero przyzwyczajali się do hegemonii radia, jako nowego środka przekazu, a już coraz głośniej mówiło się o telewizji. Otwarcie pierwszej polskiej stacji telewizyjnej planowano przecież już na początku lat 40-tych (pierwsza eksperymentalna transmisja odbyła się w Warszawie jeszcze przed wojną).
W filmie wystąpiły utalentowane i piękne aktorki – m.in. rozśpiewana i roztańczona Loda Halama oraz Karolina Lubieńska. W filmie wziął udział popularny ówcześnie zespół wokalny Wandy Vorband - Te Cztery.
"Debiut młodego reżysera p. Z. Ziembińskiego zaliczyć można do udanych. Mimo istnienia w realizowanym filmie wielu braków i niekonsekwencyj, akcja toczy się wartko i składnie. Braki powstały głównie wskutek banalnego scenarjusza i słabej gry niektórych wykonawców. Wystawa mierna, a nawet chwilami wprost irytująca, nie przyczynia się do przychylnego ustosunkowania się recenzenta do całości, wyróżniającej się ujemnie dziwnem ubóstwem treści. Do szczęśliwych momentów zaliczyć można taniec Lody Halamy, który oryginalnie skomponowany pod wyjątkowo dobrą muzykę, przemawia do widza i porusza go do głębi. Podobnej ekspresji gestu nie spotyka się często. Ale poco Halama śpiewa? Jej głos to stanowczo duża pomyłka.
Przechodząc do omówienia gry poszczególnych aktorów, musimy z przyjemnością skonstatować, że filmowi polskiemu przybył nowy pierwszorzędny aktor komedjowy – J. Kondrat z wielkim zasobem „vis comica”. Jerzy Czaplicki pięknie śpiewał, K. Lubieńska jak zawsze szczera, bezpośrednia i naturalna, A. Żeliska zbyt szarżuje, Fertner – doskonały, każdy ruch, każdy gest to wprost małe arcydzieła sztuki aktorskiej. Lekkiem nieporozumieniem była osoba Z. Rakowieckiego, który nie wiedział, co ze sobą począć, a sztuczność jego razić mogła nawet największego laika. Wesołowski, Orwid i inni spełnili swoje zadanie. Sądząc z licznych oklasków na widowni, film będzie miał powodzenie”.
(J. – Świat 1936 nr 39)
„Ziembiński sili się na naśladowanie Rene Claira, najsubtelniejszego artysty filmowego, mistrza techniki, a nie umie powiązać fragmentów w całość i film dłuży się i nuży straszliwie, szczególnie że scenariusz oparty na doskonałym pomyśle nawet drobnej części możliwości z tego pomysłu nie wydobył, dając kicz przypominający dowcipy o teściowej z kącika humorystycznego brukowych pism”.
(Andrzej Mikułowski – Prosto z Mostu 1936 nr 43)
„Film nieudały. Spóźniony o te piętnaście lat, w ciągu których nauczono się praw montażu, wiązania scen, wydobywania komizmu sytuacyjnego, dowiedziano się jak długo można ciągnąć korzyści z komizmu jednej sytuacji, kiedy należy ją przerwać, czem zastąpić, czem skontrastować. Ten film wyrasta z pełnej nieświadomości tych doświadczeń. Pozatem i zdjęcia jego są szare, niepewne nie tylko w konturze, także w charakterze i nastawieniu, akcja jest senna, rzadko zabawna.
A mimo wszystko w smutnym dorobku polskiej twórczości filmowej ten film nie jest pozycją bezwzględnie negatywną. Jest w nim jakiś przebłysk inteligencji. Jest trochę lepszy gatunek samego zamierzenia. Niema w nim ani jednej twarzy oślizgłej w swej „fotogeniczności”, urobionej według wzorów wystrzępionych w podrzędnych kinach amerykańskich. Są twarze nasze, spotykane na warszawskich ulicach i w warszawskich kawiarniach. Rodzaj humoru – zamierzonego – i rodzaj pointy – nieosiągniętej – zaczerpnięty jest z pijackich scenek, podpatrzonych może w szyneczkach na Marszałkowskiej lub na Nowym Świecie.
Znać w tym filmie rękę reżysera nieobeznanego z aparatem filmowym, błądzącego po manowcach ekranu, lecz szukającego wyjścia z szablonu. Wykonawcy wszystkich ról to aktorzy nowi, dotąd w filmie nieznani. Pan Kondrat jako przyszły komik ekranowy zapowiada się bardzo dobrze”.
(Stefania Zahorska, Fredek uszczęśliwia świat, Wiadomości Literackie 1936 nr 43)
„Pomysł, owszem, niczego sobie: pewien młody technik wynalazł aparat, który włączony do telefonu, pozwala widzieć rozmówcę. /…/ Film miałby przebieg pomyślny, gdyby nie… p. Ziembiński, który okazał się w teatrze zdolnym reżyserem, powinien był jednak przebyć dłuższy stage w atelier, zanim podjął się samodzielnej realizacji. Sceny są źle powiązane, chwilami zupełnie „puszczone”, wiele „przejść” jest prawie niezrozumiałych, inne dają minimalny efekt.
Jeśli, pomimo to, publiczność przyjmuje film stosunkowo przychylnie, zasługa to w znacznej mierze, Józefa Kondrata, który temperamentem, swadą, humorem uratował rzecz od upadku. Świetny to materjał na charakterystycznego komika filmowego. Powinien tylko skomponować sobie odpowiednią maskę (np. zadarty nos i sterczące do góry wąsiki), bo w tej formie, jak ją pokazano, twarz jego jest dopiero „gruntem”, na który zapomniano nałożyć farby. To samo dotyczy Jerzego Czaplickiego. Wogóle charakteryzacja w tym filmie nie istnieje. Nie istnieje również estetyka, wyjątkiem jest króciutki fragment taneczny Lody Halamy, której klasyczny układ w przejrzystej szacie przypominał Nikę Samotracką (tę z Luwru). Szkoda, że tej fenomenalnej tancerce kazano tak dużo mówić i śpiewać, a tak mało tańczyć. Drugim, przyjemnym dla oczu wyjątkiem, jest Tadeusz Wesołowski, mający wszelkie dane na komedjowego amanta, a przytem unikający zbytecznej szarży. Józef Orwid, jest, oczywiście, stylowym alkoholikiem w nieodzownej scenie pijackiej. Karoliny Lubieńskiej szkoda dla tak papierowej rólki. Mistrz Fertner swemi niezawodnemi „gierkami” zdobywa sympatję i wdzięczność publiczności”.
(B. Fredek uszczęśliwia świat, Kurier Polski 1936 nr 273)
„Choć na ekranie jest stale gwarno, a nawet hałaśliwie, choć oglądani przez nas wesołkowie pokładają się wprost ze śmiechu, nam skromnym widzom ten głośny humor udziela się w znikomym stopniu. Dzieje się tak dla tej prostej przyczyny, że realizatorzy polskich komedii muzycznych chcą dać widzowi jak najwięcej, a w rezultacie ogłuszają go nadmiarem nagromadzonych efektów.
Tego tradycyjnego bez mała błędu nie uniknął również miły w pomyśle Fredek. Stara się go co prawda usunąć ręka reżysera, jest to jednak zbyt mały wysiłek, by komedia nabrała właściwego, bardziej umiarkowanego tempa. Ratuje sytuację urodzony komik Józef Kondrat, któremu duże doświadczenie sceniczne pozwala uniknąć nieznośnej szarży. Dzielnie mu sekundują w drugoplanowych rólkach znakomity Łapiński i Orwid. Karolina Lubieńska wychodzi z niewdzięcznej roli obronną ręką. Jest to jednak wszystko za mało, by zrównoważyć beztreściwą grę Rakowieckiego i przeszarżowane sceny zbiorowe. Studencka zabawa na poddaszu, wypełniona nieprzytomnym porykiwaniem i demonstracja wynalazku na sali dancingowej – należą do najsłabszych partii filmu. Atrakcyjność takich nazwisk, jak: Loda Halama i Jerzy Czaplicki – skusi prawdopodobnie niejednego. Na uwagę zasługuje ładna muzyka Krupińskiego”.
(T. Myśl. Fredek uszczęśliwia świat, Kino 1936 nr 41)
„Pomysł z telewizorem telefonicznym jest zupełnie udany i wcale niebanalny. To jednak, co z pomysłu pozostało na ekranie, trudno nazwać filmem. Bałagan i bezplanowa plątanina przeróżnych zdjęć, obficie zakrapianych wódką (jeden z zasadniczych efektów całej farsy), rozwleczone wstawkami tempo i okropny montaż – to są w skrócie tytuły do sławy Fredka uszczęśliwiającego świat.
Pochwały godne jest wprowadzenie sporej ilości nowych aktorów, dotychczas zupełnie albo mało znanych. Najlepszy z zespołu jest bez wątpienia Kondrat, który swoją rolę trochę przejaskrawił, ale zrobił to przynajmniej dowcipnie. Szarżował również Fertner – lecz wszyscy to mu przebaczają. Wykonawcom wogóle specjalnych zarzutów wysunąć nie można. Loda Halama zbyt dobrze tańczy, by potrzebowała to wzmacniać śpiewem, który zupełnie jej się nie udał. Czaplicki zawiódł na całej linji, jego śpiew „drapie uszy”.
Pozatem można wytrzymać. W zdjęciach i pomysłach reżyserskich widać chęć wykorzystania dobrych wzorów zagranicznych (trochę sowieckich, trochę reneclerowskich), gubi jednak wszystko niepotrzebne kawałkowanie akcji. Na coś takiego trzeba lat praktyki i doświadczenia, bo inaczej zamiast coctajlu wyjdzie kiepska sałatka.
Czy nie lepiej trzymać się najprostszej konstrukcji aż osiągnie się w tym kierunku jaką taką doskonałość?”
(Tad. C. Fredek uszczęśliwia świat, Słowo 1936 nr 253)
Efekty świetlne we wnętrzach zapewniły żarówki firmy Philips, ubrania Tadeusza Wesołowskiego dostarczyła firma F. Sach ul. Chmielna 34, natomiast kostium Lody Halamy – firma Maison Alik ul. Jasna 8.
Piosenka o kochaniu
(muz. Wiktor Krupiński - sł. Bronisław Brok)
wykonanie w filmie: Jerzy Czaplicki
Jest wiele dni nabrzmiałych tęsknotą,
Jak łzami smutne oczy twe.
Jest wiele nocy, co radosną ciszą,
Jak pieśń melodią ukołyszą żal.
A do serca leci niby ptak,
O kochaniu rzewna piosnka ma,
Taka co to serca tętnem drga
Czasem nie, czasem tak.
Czasem niesie z sobą smutek żal
Czasem wieść radosną w jasną dal
Tak jak piosnka moja, tak i ty
Niesiesz w serce radość, łzy.
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
Serce znów ci podam
(muz. Wiktor Krupiński - sł. Bronisław Brok)
wykonanie w filmie: Jerzy Czaplicki
Znowu zamilkłaś bo tyle tych snów
Leniwych, a gorących o kochaniu.
Znużyły cię słowa, posyłasz je znów
Myślą o bliskiem rozstaniu.
Twarzą zastygłą, że nie drgnie ci brew.
W łzach będziesz czekać poranka
Pieśnią kochanka rozpalę twą krew
Posłuchaj, dla Ciebie mój śpiew.
Serce znów ci podam w mej pieśni w maleńka dłoń,
W pieśni do twej dłoni przytulę gorącą skroń.
Tętnem mojej skroni rozedrga w twem sercu krew.
W rytmie mego serca popłynie ku tobie śpiew.
Serce znów ci podam w mej pieśni w maleńką dłoń
W pieśni do twej dłoni przytulę gorącą skroń
Tętnem mojej skroni rozedrga w twem sercu krew.
Ku tobie płynie ten śpiew.
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
Niech perli się wino
(muz. Wiktor Krupiński - sł. Bronisław Brok)
wykonanie w filmie: zbiorowe
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Chór Juranda, Orkiestra Taneczna „Syrena-Record” pod dyr. Iwo Wesby’ego, 1936
- Tadeusz Faliszewski, Orkiestra Taneczna „Lonora”, 1936
***
wykonanie w filmie: zbiorowe
Obudził mnie złoty słońca blask
I błysk tęczowych lśnień.
Siła jest w nas, radość jest w nas,
Promienny nam zajaśniał dzień!
Nie złamie nas bieda ani głód,
Nie zegnie nas życia trud.
Bo pieśń w nas powstała,
Tryumfem zabrzmiała,
Potęgą młodzieńczych snów.
Więc troski w nas zginą,
Odejdą, przeminą,
A słońce zaświeci znów!
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
nie nagrano
***
wykonanie w filmie: Loda Halama, Józef Kondrat i Irma Kozłowska
[...] jesień, spojrzysz wstecz
Poprzez dużo słotnych dni
Marzą ci się smutne, szare sny,
Smutek zwykła rzecz w jesieni
Nic już tego nie odmieni,
Nie uleczą bólu łzy.
Gdy kochasz
Dużo łez, głupich łez
To jest zwykła rzecz w miłości.
Spojrzyj wstecz, czyż nie można kochać prościej.
Stara rzecz zwykła rzecz,
Serce musi bić radośniej.
Tam gdzie łzy - to tylko cień miłości.
Odtąd jak odeszłaś chwyta tęsknota,
Marzą się smutne sny,
A przecież [...] powróci,
Czekania nie skróci nikt,
Bo to jest stara rzecz, zwykła rzecz,
Miłość musi być radosna.
Wróci znów, bo miłość wraca z wiosną.
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
nie nagrano
***
wykonanie w filmie: Loda Halama
Choćbyś uciekał, choćbyś się bronił,
Choćbyś się schronił aż na kraj świata,
Moja piosenka Cię dogoni,
Moja piosenka jest przecież skrzydlata.
Choćbyś się zżymał, zatykał uszy,
Choć taka nikła piosenka i mała,
Ona Cię szeptem gorącym ogłuszy,
Ona się w serce twe wbije jak strzała.
Z melodią piosnki, gorącej piosnki,
Rytm mego serca ku tobie płynie
Przeminą wszystkie Twe żale, troski
Gdy [...] pienią w twych ustach jak wino!
A jeśli jesteś aż tak daleko,
Gdzieś w jakiemś obcem, nieznanem ustroniu,
Choćbyś za górą był, lasem, czy rzeką,
Ja Cię swym tańcem skrzydlatym dogonię!
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
nie nagrano
- Fotosy
- Materiały prasowe
- Kadry
- Plakaty
- Fotodokumentacja