Joasia jest sumienną i rzetelną sekretarką, a do tego młodą i piękną dziewczyną. Oburzona niedwuznacznymi propozycjami kolejnych szefów, co chwilę traci posadę. Kolejnej pracy postanawia poszukać w przebraniu. Liczy, że kiedy zrobi z siebie brzydulę, pozbędzie się natrętnych adoratorów i wreszcie zostanie doceniona jako wzorowa pracownica. Dostaje posadę w kolejnej kancelarii i... zakochuje się w swym pracodawcy, mecenasie Robercie Rostalskim. Robert jednak ma już partnerkę, rozkapryszoną i apodyktyczną Florę. Joasia w swej prawdziwej postaci pojawia się na balu mody. W komisji wybierającej królową mody zasiada Robert. Nie rozpoznaje swej sekretarki i zaczyna z nią flirtować. Oczarowany pięknem uroczej nieznajomej, postanawia specjalnie dla niej się zmienić, zerwać prowadzonym dotychczas hulaszczym trybem życia i przede wszystkim rozstać się z Florą. Po pewnym czasie Robert umawia się z nieznajomą. Joasia pożycza od porzyjaciółki futro, które jednak zostawia u Roberta w domu. Kiedy następnego dnia jako sekretarka próbuje je odzyskać, Robert orientuje się, że to właśnie ona jest jego ukochaną i wyznaje jej miłość.
Zabawne perypetie młodej pracownicy biura, która z ponętnej kobiety napastowanej przez szefa, przemienia się w rozczochraną brzydulę - to temat bezpretensjonalnej komedii Mieczysława Krawicza, jednego z najbardziej kasowych reżyserów polskiego międzywojnia. Znakomita obsada – Franciszek Brodniewicz, należący do grona najbardziej uwielbianych amantów przedwojennego kina, i piękna Ina Benita w roli jego wampowatej przyjaciółki. Film spodobał się polskiej publiczności tym bardziej, że główną rolę kobiecą reżyser powierzył uwielbianej przez publiczność „królowej polskiego ekranu” – Jadwidze Smosarskiej.
"Aczkolwiek akcja toczy się w samych wnętrzach (ani jednego pleneru!), jednak nie dłuży się i nie nuży, co świadczy pochlebnie o zręczności scenarzysty (Jan Fethke) i reżysera (Mieczysław Krawicz). Poziom kulturalny i estetyczny tej zręcznej roboty nie sprawia miłego rozczarowania i trudno pogodzić niektóre efekty z kierownictwem artystycznem Juliusza Gardana… Ale nie żądajmy zbyt wiele! Publiczność jest zadowolona, właściciel kina również, a "Blok" ma nowy sukces w dorobku. /.../
Jadwiga Smosarska jest tak uroczą „brzydulą”, że kiedy wraca do normalnej urody – nie robi to już efektu. /.../ Ina Benita bohatersko wciela się w postać histerycznej i złej wampirzycy, zaś Lucyna Szczepańska, gwiazda operetki, czaruje tylko słowiczym głosem. Ale – i to już doprawdy zastanawia! – największy sukces, podkreślony spontanicznemi brawami święci stara gwardja teatralna: Michał Znicz, Aleksander Zelwerowicz, Janina Janecka i Władysław Grabowski. Ta „gruba czwórka” wywiązała się ze swych ról brawurowo. Franciszek Brodniewicz podoba nam się więcej w dramacie niż w komedji, lecz jego drapieżny profil rasowego amanta wywiera i tu pożądany efekt. Wojciech Ruszkowski wnosi do akcji dużo komicznego zacięcia. „Mały” Tadzio Fijewski wyrósł na dużego Tadeusza i dotrzymuje godnie kroku starszym kolegom”.
(Kino 1935 nr 40)
„Było już wiele polskich filmów złych i gorszych aniżeli Dwie Joasie. Ten film nie uzyska nawet wyróżnienia jako najgorszy ze złych. Przedstawia on kategorję jeszcze bardziej uprzykrzoną i jeszcze szkodliwszą: jest płaski do ostatecznych granic. Jest skleconą przez rutyniarzy idealną miernotą we wszystkiem, co reprezentuje – w swym głupim temacie, w swym bezdennie płaskim dowcipie, w swych wyślizganych sytuacjach, tuzinkowych typach i demoralizującym „sensie moralnym”. Nie zawiera ani cienia uczciwszej myśli, ani nawet omyłki na swej śliskiej drodze, truje łatwizną zwycięstw, splendorem balowych sukien, „konfliktami” próżniaczych snobów, wulgarnością atmosfery. Jeśli istnieją specjalne ulgi, przyznawane polskim filmom, które uzyskały kwalifikację artystycznych i wychowawczych, to powinny istnieć także specjalne obostrzenia dla filmów, które są nietylko nieartystyczne, ale anty-artystyczne, nietylko niewychowawcze, ale anty-społeczne.
Winę w tym wypadku ponosi nietylko geszefciarska reżyserja. Ponosi ją przedewszystkiem sam scenarjusz, sporządzony przez „sprowadzonego z Wiednia dramaturga”, jak głosiła reklama. W Wiedniu zdarzają się dobre scenarjusze i istnieją dobrzy pisarze filmowi. Nasi niewyrobieni scenarjopisarze mogliby się ewentualnie nawet czegoś nauczyć od swych bardziej wprawnych zagranicznych kolegów. Ale sprowadzenie z wiedeńskiej zagranicy fabrycznej tandety i przeflancowywanie na nasz grunt procederu tamtejszych robigroszów, to jest chyba i głupie, i zbędne. W tym brzydkim filmie grają dobrze Znicz, Grabowski i Zelwerowicz. I oni jedynie mówią dobrze i wyraźnie po polsku”.
(Stefania Zahorska, Dwie Joasie, Wiadomości Literackie 1935 nr 42)
„Wychodząc z kina, spotkałem znajomego, który mnie zapytał:
- No i co?
- Bardzo słabe – odparłem.
- Ależ to najlepsza polska komedja – głos zabrzmiał oburzeniem.
Otóż zdaje się, że czas już byłby przestać używać przymiotnika „polski” dla usprawiedliwienia niskiego poziomu. Pisało się już o tem i mówiło, że bądź co bądź jesteśmy już osiemnaście lat niepodległym państwem (nie mówiąc o tradycji) i że przez te osiemnaście lat wybudowaliśmy Gdynię. Mówiło się też o tem, że Sowiety zdołały stworzyć i na bardzo wysokim poziomie postawić swą produkcję filmową, a nawet wytworzyć własną odrębną szkołę estetyki filmu. A mimo to nasze wytwórnie opuszcza szmira za szmirą i oczy się na to przymyka, bo to radosny przejaw „naszej młodziutkiej produkcji filmowej”. Szczerszych krytyków zagłusza się apelem do patrjotyzmu, który jak wiadomo bywa najkłopotliwszem narzędziem szantażu. Opowiada się o małych funduszach i braku odpowiednich urządzeń. Trzeba więc raz wreszcie jasno powiedzieć: wszystko to jest blaga i granie na subtelnych uczuciach dla zwykłego geszeftu. A nowe arcydzieło sztuki komedjowej Dwie Joasie jest jeszcze jednym dowodem, że nic nie zapowiada poprawy. Tu nie można się tłumaczyć brakiem środków i odpowiednich urządzeń, ponieważ całość rozgrywa się we wnętrzach, umeblowanych za niską cenę lub bezpłatnie przez reklamujące się firmy, aktorki zaś mają toalety niewątpliwie gratisowe, ponieważ film jest prawie cały reklamą jednego z magazynów mód. Brakiem urządzeń tłumaczono się dawniej, obecnie zaś strona czysto techniczna, przedewszystkiem fotografja, a obecnie już i dźwięk stoją na poziomie europejskim. Wady zaś filmu wypływają ze scenarjusza i reżyserji. P. Krawicz robi wrażenie reżysera teatralnego starej daty – zbliżenia są upozowane jak fotografje premjerowe w teatrach, aktorzy również zachowują się i mówią jak na scenie. O potrzebie znalezienia prawdziwych filmowych aktorów tez już wiele się mówiło, mimo to uparcie trzymamy się starej linji najmniejszego oporu. W Dwóch Joasiach najlepszy jest p. Znicz. Pomysł farsowy w zasadzie niezły, mimo swej naiwności, przeprowadzony został tak nieudolnie i ugarnirowany takiemi dowcipami, że całość staje się nudna, a przedewszystkiem wulgarna i niesmaczna. Humor jest na poziomie primaaprilisowych pocztówek o teściowej z kłódką na języku i to samo da się powiedzieć o wszystkich „komedjach” polskich od początku – o wszystkich Lucynach, Co mój mąż robi w nocy i 10% dla mnie. Jak się Państwu podoba naprzykład taki dowcip: kobiecie dają przez pomyłkę futro, które ona również przez pomyłkę bierze za prezent od swego kochanka – fordansera: „Ja jestem uczciwą mężatką – wykrzykuje z oburzeniem – mogę najwyżej dawać, ale nigdy brać”. Pewna część publiczności reaguje żywemi oklaskami. /…/
„Ależ to najlepsza polska komedja!” – tem gorzej dla niej, bo powinna sprostać wyższym wymaganiom niż gdyby była zagraniczna. Jeżeli zaś przy takim poziomie podoba się pewnej kategorji publiczności, to jeszcze gorzej, bo widocznie potrzeba interwencji zgóry – opinja nie wystarczy dla usunięcia zła i produkcja będzie dalej szła po dotychczasowej, kompromitującej, lecz intratnej linji”.
(Andrzej Mikułowski, Dwie Joasie, Prosto z Mostu 1935 nr 41)
Futra udostępniła firma Maksymiliana Apfelbauma ul. Marszałkowska 125, toalety Jadwigi Smosarskiej i Iny Benity użyczyła firma Goussin-Cattley ul. Mazowiecka 4, konfekcję męską – firma Antoniego Chojnackiego ul. Marszałkowska 109, natomiast torebki damskie – firma A. Płończaka ul. Mazowiecka 2.
„Prawdziwa jest wiadomość o nagłem zasłabnięciu Iny Benity przy zdjęciach do filmu Dwie Joasie. Artystka, po dwukrotnem zemdleniu, została przewieziona do kliniki św. Józefa, gdzie przebywa dotychczas. Okazuje się, że Ina Benita, wyczerpana pracą, upałem, a także przewlekłym bólem zębów, leczonych weronalem, ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem dotrwała do końcowej sceny, poczem dopiero padła bez przytomności. Kierownik produkcji, p. Szebego, widząc jej bladość, chciał przerwać zdjęcia, lecz Ina oparła się temu. – Wytrzymam – odpowiedziała z uśmiechem. Czy to nie bohaterstwo?” Redakcja Kina składa hołd dzielnej i świetnej artystce, życząc jej rychłego powrotu do zdrowia”.
Od miłości nikt się nie wykręci, Przyjdzie sama mimo twojej chęci. Trafi celną strzałą, Patrzysz - już się stało: Jak szalona zakochałaś się. Od miłości nikt się nie uchroni, Na to nie ma rady, nie ma broni! Porzuć walkę złudną, Powiedz sobie "trudno", Kocha się, bo los tak chce!
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
Tadeusz Faliszewski, Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, 1935
Mieczysław Fogg, Orkiestra „Syrena-Record”, 1935
Orkiestra Taneczna „Columbia” pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Janusz Popławski, 1935
Orkiestra Taneczna „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Marian Demar, 1935
Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Adam Aston, 1935
Dlaczego właśnie dziś (muz. Władysław Eiger, sł. Konrad Tom) wykonanie w filmie:Adam Aston
Dlaczego właśnie dziś Ma być ten wielki dzień, Gdy wyznam Ci mą miłość Bez wahań i drżeń? Dlaczego właśnie dziś? Nie mogę tego skryć, Bo wiosna każe kochać i marzyć i śnić.
Patrz, te drzewa w ogrodzie aż białe od bzów, Ożyły znów, zakwitły znów. Na rozsądne refleksje nie pora, nie czas -Słońce wyśmiałoby nas.
Dlatego właśnie dziś - Zrozumiesz mnie bez słów - Bo cały świat do życia obudził się znów. Dlatego właśnie dziś Na pierwszy serca znak, Gdy spytam cię „czy kochasz” odpowiesz mi „tak” .
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
Mieczysław Fogg, Orkiestra „Syrena-Record”, 1935
Orkiestra Taneczna „Columbia” pod dyr. Henryka Golda, refren śpiewa Janusz Popławski, 1935
Orkiestra Taneczna „Odeon” pod dyr Jerzego Gerta, refren śpiewa Marian Demar, 1935
Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Adam Aston, 1935
Strona Internetowa współfinansowana przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu
Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.
Główny serwis POIiŚ