- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1937
- Premiera: 26 X 1937
Tytuł angielski
GIRLS FROM NOWOLIPKI
Pierwowzór literacki
powieść Poli Gojawiczyńskiej
Aparatura
Tobis Klangfilm
Obsada aktorska:
Elżbieta Barszczewska (Bronka ),
Jadwiga Andrzejewska (Franka),
Tamara Wiszniewska (Amelka),
Anna Jaraczówna (Kwiryna),
Mieczysława Ćwiklińska (Raczyńska, matka Amelki),
Stanisława Wysocka (Mossakowska, matka Bronki i Mietka),
Janina Janecka (Prymasiakowa, stróżka),
Hanna Brzezińska (Mańka, córka Prymasiakowej),
Helena Buczyńska (praczka, matka Franki),
Kazimierz Junosza-Stępowski (Antoni Mossakowski, stolarz, ojciec Bronki i Mietka),
Tadeusz Białoszczyński (dyrektor Edward Różycki),
Stefan Hnydziński (Michałowski, adorator Amelki),
Andrzej Pluciński (Ignaś Pędzicki, adorator Bronki, kolega Mietka),
Józef Karbowski (profesor Jan Zalewski),
Władysław Grabowski (aptekarz),
Antoni Różycki (Mikołaj Szubow, publicysta),
Kazimierz Pawłowski (Roman, adorator Kwiryny, kolega Mietka),
Włodzimierz Łoziński (Mietek Mossakowski),
Hanna Karwowska (Alisia, córka profesora Zalewskiego),
Jadwiga Bukojemska (Hanna, żona profesora Zalewskiego),
Helena Gruszecka (kucharka u Zalewskich),
Helena Zarembina (sąsiadka Mossakowskich),
Roman Dereń (mężczyzna w restauracji zalecający się do Bronki),
Saturnin Butkiewicz (urzędnik towarzyszący dyrektorowi Różyckiemu),
Józef Redo (mężczyzna w restauracji)
- Treść
- O filmie
- Głosy prasy
- Ciekawostki
Warszawa, przed I wojną światową. Bronka, Franka, Amelka i Kwiryna, przyjaciółki mieszkające w kamienicy przy Nowolipkach, wybierają się do szkoły. Bronka, córka stolarza Mossakowskiego, spełnia polecenie ojca i odbiera pieniądze od jednego z klientów. Dyrektor Różycki, właściciel pięknego mieszkania, jest pod wrażeniem urody dziewczyny. W drodze do domu przyjaciółki idą do Ogrodu Saskiego. Mężczyzna, który siedział obok nich na ławce, zostawia „przypadkiem” wizytówkę. Wynika z niej, że nazywa się Szubow i jest publicystą. Dziewczyny uważają, że Franka, która pisze wiersze i marzy o publikacji, powinna się do niego zgłosić.
Tymczasem w kamienicy zjawia się Mańka, córka dozorczyni Prymasiakowej. Przyjaciółki są zafascynowane elegancką kobietą, której udało się zostać artystką.
Wieczorem umiera Mossakowski. Mietek, brat Bronki, zostaje głową rodziny. Dyrektor Różycki pomaga mu znaleźć pracę. Często odwiedza Mossakowskich i nie ukrywa swojego zainteresowania Bronką. Matka przestrzega ją przed związkiem z mężczyzną z wyższej sfery. Mietka odwiedza Ignaś, kolega, który wrócił z Paryża, gdzie rzekomo studiował, a w rzeczywistości zajmował się „robotą polityczną”. Między nim i Bronką odżywa dawne uczucie.
Amelka, ku zadowoleniu swojej matki, która chce dobrze wydać ją za mąż, spotyka się często z panem Michałowskim.
Franka umawia się z Szubowem. Mężczyzna zapewnia, że widzi w niej talent i obiecuje publikację wierszy. Kiedy próbuje ją pocałować, dziewczyna ucieka.
Kwirynę adoruje Roman, kolega Mietka z zespołu muzycznego.
Pewnej niedzieli młodzi jadą na majówkę. Radośnie spędzają czas na łonie natury. Amelka i pan Michałowski, a także Ignaś i Bronka nie ukrywają swoich uczuć.
Po powrocie okazuje się, że rodzice Kwiryny, którzy prowadzili sklep, zostali zamordowani. Teraz ona będzie prowadzić rodzinny interes.
Franka idzie do mieszkania Szubowa. Mężczyzna przepowiada jej literacką karierę. Wkrótce ukazuje się w gazecie jeden z jej wierszy. Przyjaciółki cieszą się z sukcesu Franki, ona jednak płacze, bo wie, jaką musiała zapłacić za niego cenę.
Wybucha wojna. Ignaś wyrusza do Krakowa, by wstąpić do Legionów. Żegna się z Bronką, zapewnia o swej miłości, ale też uprzedza, że nie wybaczy zdrady. Amelka mówi Michałowskiemu, że jest w ciąży, chce wziąć ślub. Mężczyzna wykorzystuje to, że został powołany do wojska i oznajmia, że muszą się rozstać.
Rodzina Mossakowskich wyjeżdża do Rosji. Bronka zostaje w Warszawie, bo znalazła właśnie pracę. Kiedy Różycki zauważa ją wśród swoich pracowników, oferuje jej posadę osobistej sekretarki. Ona jednak prosi go, by zatrudnił Frankę, która jest w trudnej sytuacji.
Bronka tęskni za Ignasiem, nie dostaje od niego listów. Ulega wreszcie Różyckiemu i nawiązuje z nim romans. Tymczasem Franka ciężko choruje na tyfus. Po wyjściu ze szpitala idzie do profesora Zalewskiego, u którego kiedyś pracowała jej matka, by oddać mu książkę. Okazuje się, że profesor jest sam, bo żona z córką i gosposią wyjechały na jakiś czas. Franka przystaje na jego propozycję i zajmuje jeden pokój.
W kamienicy przy Nowolipkach zjawia się Ignaś. Od matki Amelki dowiaduje się, że Mossakowscy wyjechali, a Bronka związała się z Różyckim. Po pewnym czasie Bronka widzi na ulicy wkraczające do miasta oddziały legionistów. Macha do Ignasia, ale on jej nie zauważa.
Franka kocha się w profesorze, on jednak, mimo chwili słabości, traktuje ją jak córkę. Na wieść o powrocie rodziny profesora Franka zażywa truciznę.
Amelka bierze ślub ze starym aptekarzem. Wkrótce także Kwiryna stanie na ślubnym kobiercu.
Pola Gojawiczyńska, jedna z najpopularniejszych pisarek XX-lecia międzywojennego, swoją najbardziej znaną powieść Dziewczęta z Nowolipek opublikowała w roku 1935.
Społeczno-obyczajowa, wielowątkowa opowieść o życiu mieszkańców kamienicy przy Nowolipkach, w ubogiej dzielnicy Warszawy, zyskała duże uznanie czytelników i krytyków literackich. W roku 1937 Józef Lejtes, czołowy reżyser tego okresu, podjął się jej ekranizacji. Scenariusz napisał wspólnie ze Stanisławem Urbanowiczem, ale jego ostateczna wersja, znacznie skrócona względem powieści, powstała po wielu konsultacjach z Polą Gojawiczyńską.
Film koncentruje się na losach czterech przyjaciółek z biednych rodzin, które wchodzą w dorosłe życie, pełne marzeń i wiary w lepszą przyszłość. Rzeczywistość brutalnie weryfikuje ich pierwsze miłości i nadzieje. Gorzkie doświadczenia i rozczarowania bohaterek nie stają się jednak melodramatem, tylko obrazem prawdziwego życia, dowodem na to, jak trudno wydostać się ze swojego środowiska. Sprawia to duży realizm filmu, wyraziste tło społeczne i obyczajowe oraz pogłębienie psychologiczne głównych postaci.
Dziewczęta z Nowolipek cieszyły się wielkim powodzeniem, film utrzymywał się na ekranach ponad dwa miesiące. Recenzenci również wyrażali swoje uznanie.
Dobrze skonstruowany scenariusz, umiejętne operowanie filmowymi środkami wyrazu, doskonałe zdjęcia podnoszące rangę artystyczną filmu (Seweryn Steinwurzel, Stanisław Lipiński) oraz „sensowna” muzyka (Marian Neuteich, Roman Palester) to najczęściej powtarzające się pochwały.
Wielką siłą filmu byli aktorzy. Elżbieta Barszczewska (Bronka) zagrała „subtelnie, ze zrozumieniem przeżyć swojej bohaterki”; Jadwiga Andrzejewska (Franka) „wzruszyła grą pełną szczerości”; Tamara Wiszniewska (Amelka) „trafnie ujęła swoją postać”; Anna Jaraczówna (debiutująca w roli Kwiryny) była „mocna i dosadna w swym charakterystycznym zacięciu”. Doceniono też klasę Stanisławy Wysockiej, Mieczysławy Ćwiklińskiej, Kazimierza Junoszy-Stępowskiego, Tadeusza Białoszczyńskiego oraz talent „świetnie zapowiadającego się” Włodzimierza Łozińskiego.
Dziewczęta z Nowolipek uznawane są za wybitny film Józefa Lejtesa. Należą też do najlepszych przed wojną adaptacji literatury. Recenzent „Kina” nie miał od początku wątpliwości - „Reżyserowi udało się uczynić rzecz niezwykłą. Z pierwowzoru, którym jest powieść Gojawiczyńskiej, stworzył dzieło pierwowzór ten przewyższające. Po raz pierwszy w dziejach kinematografii polskiej utwór literacki nie został oszpecony, przydano mu wręcz skrzydeł”.
„Rzecz po prostu nie do wiary: coś się w polskim filmie przełamało, odwrócił się jakiś zły los, powstał film, który jest dobry i to nie tylko w polskiej skali. Został przerwany szablon, utarta droga bezmyślności, taniego romantyzmu i płytkiej sensacji. Już sam wybór powieści stanowi pomyślną oznakę.
Powieść wprowadza film w niewyzyskaną dziedzinę miejskiego, codziennego życia, daje przekrój losów znanych i bliskich, nasuwa styl prosty, pozbawiony emfazy i szczegółowy realizm ujęcia. I może właśnie te cechy, które są niekoniecznie dodatnią stroną książki, jej rozproszenie się w faktach, w rozdrobnionym realnym materiale, może właśnie to, że powieść nie ukazuje jakiejś ponadrzeczywistej wizji życia – uczyniło ją tak świetnym podkładem scenariusza. Sam scenariusz zrobiony jest inteligentnie, z wyczuciem filmowego powiązania, filmowych skrótów i niedopowiedzeń. Ale wytrawna i dobra okazuje się przede wszystkim sama robota reżyserska. Akcja wtopiona jest w życiowy konkret, wszczepia się w drobne sprawy i rzeczy, wyrasta ze stolarskiego warsztatu, z garnków, w których gotuje się obiad, ze sklepiku, z balii, losy ludzkie zatracają romantyczną pustkę, starcie z życiem jest naprawdę „zobrazowane”. Dramat wyrasta konkretny i zrozumiały nie przez abstrakcyjnie pojęte charaktery, nie przez słowa, lecz przez bruk podwórka, przez brudne mury warszawskiej kamienicy, przez suterenowe okno, przez pokoiki zapchane szafami i kanapami, między którymi kołaczą się dziewczęce marzenia i nieopanowane sny. W tych życiowych realiach zawarty jest nie tylko punkt wyjścia dramatu, ale i jego konieczne nieuchronne rozwiązanie, upadek miłości, i dlatego film jest konsekwentny od początku do końca. Reżyser Lejtes potrafił dobrze zastosować metaforę filmową – zasuwa kotarę zamykając rozdział życia a rozwianą u okna firanką symbolizuje chorągwie żołnierskich oddziałów. Posiadł pozatem mądrość niedopowiedzeń – sceny urywają się nie dorysowane do końca, nie przeciągnięte, nie tracą wdzięku przelotności i wiążą się na planie nadrzędnym, tam, gdzie kończy się akcja, zaczyna sens opowieści. Pod tym względem film przerósł powieść, jest bardziej zwarty i bardziej syntetyczny.
Z aktorów na pierwszy plan wysuwa się Ćwiklińska w roli Raczyńskiej, doskonała, dowcipna, pełna życia. Stanisława Wysocka w roli Mossakowskiej, choć chwilami za bardzo koturnowa, daje jednak mocny, zwarty wizerunek steranej życiem kobiety. Barszczewska jest stokroć lepsza niż w dotychczasowych rolach filmowych, choć jeszcze nie umie powściągnąć całkowicie swego patosu lirycznego, choć niezupełnie utrafia w sens filmowego dialogu, w rolę głosu, który wyolbrzymiony megafonem, zniekształca bezlitośnie najlepsze liryczne chęci i domaga się prostoty bez łezki. Tę prostotę w najlepszym gatunku osiągnęła Wiszniewska. Także Jaraczówna. Andrzejewska nieco przerysowała swą mimikę. Dobrze wypadły wszystkie role męskie, z Junoszą-Stępowskim na czele”.
(Stefania Zahorska, Dziewczęta z Nowolipek, Wiadomości Literackie 1937 nr 47)
„Wartość filmu Dziewczęta z Nowolipek należałoby właściwie oceniać z dwóch punktów widzenia: tych, co czytali powieść i takich, którzy jej nie znają. Na „konsumentach” powieści Gojawiczyńskiej film pozostawia duże wrażenie przede wszystkim dlatego, że przedstawiono tu z całą „wizualną” precyzją środowisko Nowolipek, poruszono problemy społeczne i obyczajowe tak, jak je nam podała autorka, tak, jak widział je w swojej wyobraźni przeciętny czytelnik książki. Nie odgrywa tu większej roli kwestia, czy i w jakim stopniu scenariusz różni się w szczegółach od powieści, jakie postacie czy wątki akcji zostały uwzględnione lub pominięte w filmie. To, co widzimy na ekranie, ma wyraźne i zdecydowane oblicze, tchnie atmosferą powieści, odzwierciedla jej nastrój.
Te zasadnicze walory promieniują oczywiście również na widza, który nie czytał powieści, może on natomiast mieć pewne zastrzeżenia, co do konstrukcji – dla niego nieco za fragmentarycznej.
Jeżeli idzie o grę aktorów, można stwierdzić z przyjemnością, że osiągnięto tu wyższy poziom, nie widziany bodaj dotychczas (zespołowo biorąc) w żadnym filmie polskim. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że w filmie jest kilkanaście prawie równorzędnych ról! Czołowe postacie czterech „dziewcząt z Nowolipek” kreują Elżbieta Barszczewska, Hanka Jaraczówna, Jadzia Andrzejewska i Tamara Wiszniewska. Barszczewska jest bez wątpienia najlepszą w chwili obecnej amantką filmu polskiego. Doskonale wypadł debiut filmowy Jaraczówny w roli rubasznej Kwiryny. Na wysokim, jak zawsze poziomie jest również Andrzejewska, najsłabsza z tej czwórki to Wiszniewska. Wspaniały koncert gry aktorskiej dała „starsza generacja” z Ćwiklińską, Wysocką i Junoszą-Stępowskim na czele. Zupełnie dobre „nowe twarze” męskie: Szalawski, Łoziński, Korwin.
Słowa pochwały należą się reżyserowi Lejtesowi. Sceny na podwórku, w kuchni, sąsiedzkie rozmowy (Wysocka – Ćwiklińska), pożegnanie Wysockiej z Barszczewską i wiele, wiele innych zrobione są z maestrią, żyją! Doskonałe są dekoracje, zwłaszcza podwórze, które wielu widzów bierze za prawdziwe podwórko na Nowolipkach. Technicznie wszystko w porządku, bardzo dobre zdjęcia, nawet ton, tak rzadko udany w polskim filmie, widocznie dla kompletu również na poziomie. W sumie: jeden z lepszych filmów polskich, ze wszech miar godzien obejrzenia”.
(Dziewczęta z Nowolipek, Kurier Poranny 1937 nr 313)
„Jednocześnie rozgrywają się dramaty czterech dziewcząt, tworząc 4 odrębne filmy. Całość wskutek tego rwie się. Chwilami odnosi się wrażenie, że to nie tylko film, ale strzępy obrazu jeszcze nie zmontowane. Krótko mówiąc: okazało się, że powieść Gojawiczyńskiej jest niefilmowa – natomiast ponętnym dla kina jest sam temat. Skoro więc przerabiało się powieść (usunięcie pierwszych fragmentów), należało w scenariuszu pójść dalej i zrobić jeszcze jeden krok, usuwając może postaci drugorzędne i koncentrując całą uwagę na dramatach Franki i Bronki, jako najmocniejszych i najbardziej typowych.
Powyższe uwagi jednak nie mają na celu obniżenia wartości pracy Lejtesa. Nie jestem zdania, że Dziewczęta z Nowolipek są filmem najlepszym w twórczości dotychczasowej reżysera. Uważam, że Lejtes robił już lepsze filmy. Dalej twierdzę, że dziedzina filmu psychologicznego nie leży w zakresie pełnych możliwości Lejtesa. Znacznie lepiej czuje się ten reżyser w obrazach historycznych, gdzie można wykazać większy rozmach i siłę. Błędem Lejtesa jest jeszcze „nieżyciowe”, fałszywe „postawienie” aktorów: niektóre kwestie są wykonane przesadnie fatalnie. Dotyczy to również intonacji głosu. Po tych zastrzeżeniach możemy śmiało pochwalić Lejtesa za sumienne wypracowanie scen i, co rzadko się u innych reżyserów polskich spotyka, unikanie banalności, szukanie własnych, odrębnych środków wypowiedzenia treści. Zawsze w filmie Lejtesa znajdujemy oryginalniejsze, ciekawsze ujęcia scen. Wreszcie Dziewczęta z Nowolipek mają wartkie tempo, co jest jedną z cenniejszych zalet. Powodzenie? W Warszawie film idzie b. dobrze, na prowincji również dobrze. Należy uznać Dziewczęta z Nowolipek za film kasowy”.
(Józef Fryd, Dziewczęta z Nowolipek, Prawda o Filmie 1937 nr 10
„Reżyserowi tego filmu udało się uczynić rzecz niezwykłą. Nie tylko bowiem stworzył dzieło pod każdym względem doskonałe, zwarte w kompozycji, ciekawe w ujęciu, efektowne w fotografii, lecz i z pierwowzoru, którym jest powieść Gojawiczyńskiej stworzył dzieło pierwowzór ten przewyższające. Rzecz ta wymaga podkreślenia, gdyż po raz pierwszy w dziejach kinematografii polskiej utwór literacki nie został oszpecony, ale owszem przydano mu skrzydeł.
Największą zaletą Dziewcząt z Nowolipek Lejtesa jest nieustanne przemawianie do widza językiem filmowym. Dźwięk, słowo – są tu tylko mało znaczącym dodatkiem. Od pierwszego do ostatniego momentu reżyser umiał posługiwać się wyłącznie filmowymi środkami ekspresji. I dlatego stworzył rzecz wartościową – nie obawiamy się dodać – najlepszy bodaj film produkcji polskiej, nie ustępujący tym razem dobrym filmom zagranicznym.
Po raz pierwszy też w tym filmie Barszczewska stała się bohaterką najprawdziwszego filmowego zdarzenia. Gra jej nabrała pewności, na sali rozległy się po skończonym pokazie głosy, że jest to polska Elżbieta Bergner. Jadzia Andrzejewska grą pełną szczerości potrafiła wzruszyć. A obok nich – Wiszniewska, Jaraczówna, Ćwiklińska, Wysocka, Grabowski i świetny Junosza Stępowski. Po debiucie w Znachorze na specjalne wyróżnienie zasłużył świetnie się zapowiadający Włodzimierz Łoziński”.
(Dziewczęta z Nowolipek, Kino 1937 nr 45)
Na 18 Międzynarodowych Targach Wschodnich we Lwowie, odbywających się we wrześniu 1938 roku, film Dziewczęta z Nowolipek otrzymał nagrodę Prezydenta Miasta Lwowa.
Relacja z planu.
„Syndykat Sprawozdawców Filmowych otrzymał zaproszenie zwiedzenia atelier Falanga przy ul. Chopina podczas prac nad realizacją filmu Dziewczęta z Nowolipek według głośnej powieści Poli Gojawiczyńskiej.
Pierwsze wrażenie dość sensacyjne: od razu znajdujemy się na przedwojennym podwórku warszawskim z jego niechlujnym brukiem. Realizm zdumiewający. Aż wieje atmosferą Nowolipek z tych czasów, gdy szyld krawca brzmiał „Portnoj”, a fryzjera „Parikmacher”.
Oto właśnie scena wyjazdu do ślubu jednej z bohaterek. Kareta z białym wnętrzem, stangret w białej liberii, dźwięki orkiestry, a typy… Aż cuchnie tym przedwojennym warszawskim podwórkiem, okrutnym zaduchem małomieszczaństwa. I na tle tego bagniska kołtunerii kwiat przecudny – Tamara Wiszniewska, spowita w ślubny welon. /…/ Obok niej Grabowski – szczęśliwy mąż. Jaka pyszna twarz, a co za sylweta: Ćwiklińska. Charakteryzacja bez ale. Już to jest zasługą prawdziwą niewątpliwie najdoskonalszego w tej mierze fachowca polskiego p. Dobrackiego. Charakterystyczność bez szpetoty, żywe twarze, a nie maski jarmarczne lub mongolskie typy, jakie często widzimy w niektórych filmach. Brawo!
W gromadzie dziennikarzy wszystko budzi zaciekawienie, a cały ten świat wydaje się jakby czymś egzotycznym. Reżyser Lejtes i inż. Steinwurzel, zajęci pracą, nie zwracają na nikogo uwagi.
- Ta za Ćwiklińską, ta, co się tak rozgląda to Jaraczówna, gra Kwirynę – ktoś objaśnia.
- A gdzie Łoziński? – pyta dyrektorka Petefu p. Łabędziowa – tyle dobrego się o nim słyszy w branży. Specjalnie przyszłam go zobaczyć.
- Wczoraj miał popisową scenę z Wysocką i Stępowskim, dziś nie gra – udzielił wyjaśnień jeden z asystentów”.
(Leopold Brodziński, Dziennikarze w atelier filmowym, Wiadomości Filmowe 1937 nr 11)
|
|
|
|
„Pola Gojawiczyńska! Jedna z najpopularniejszych autorek Polski.
Przyglądam się przez długi moment w milczeniu siedzącej naprzeciwko mnie autorce Dziewcząt z Nowolipek. Ma miły uśmiech i smutne oczy, które musiały widzieć wiele chwil posępnych w swoim życiu. Gdy mówi, zamyśla się, zastanawiając się nad każdym wypowiedzianym zdaniem. Głos ma niski. /…/
Mówimy oczywiście o Dziewczętach z Nowolipek i o filmie. Autorka ożywia się powoli, daje się wciągnąć w rozmowę, odpowiada na zadawane jej pytania i stawia je sama. Interesuje się wszystkim, co wchodzi w dziedzinę filmu.
- Mało która powieść cieszy się taką poczytnością, jak Dziewczęta z Nowolipek. Czy w trakcie pisania, myślała Pani, że powieść ta mogła by być sfilmowana?
- Nie, nie myślałam – odpowiada Gojawiczyńska. – Ani w trakcie pisania, ani potem przez głowę mi nie przeszło, że doczekam się filmu.
- Czyżby to była pierwsza propozycja uczyniona Pani?
- O, nie. Proponowano mi już i przedtem. Ale jakoś nie doszło do skutku. I dopiero teraz…
- Wiem, że są duże trudności w sfilmowaniu tej powieści. Wierzę osobiście w inteligencję i talent Lejtesa, który potrafi świetnie dawać sobie radę z przeszkodami, ale chciałabym wiedzieć, jak Pani sobie wyobraża przeniesienie powieści swojej na film?
- Obznajomiłam się już trochę z dziedziną filmową. Bo ja, proszę Pani, jestem właściwie nowicjuszką. To moje pierwsze zetknięcie się bliższe z filmem. I przyznam się, że zgodziłam się trochę z ciekawości, aby poznać bliżej ten świat dla mnie obcy i nieznany.
Początkowo wyobrażałam sobie, że książkę moją sfilmują w całości, z zachowaniem kolejności i wierności zdarzeń oraz terenu, na którym one się rozgrywają, tak jak zostało to wszystko napisane, lecz wytłumaczono mi, że film musi się skracać ze względów zasadniczych.
- To przykre dla autora powieści.
- O, tak! – godzi się Gojawiczyńska. – Ale cóż robić. Na to nie ma rady. Tu rządzi już nie tylko sam autor, lecz przede wszystkim reżyser filmowy.
- Jakie momenty uważa Pani za najbardziej filmowe?
- Przede wszystkim moment wejścia Legionów, który wzrokowo według mnie najlepiej wygląda, później zaś majówkę i pierwsze wejście do Saskiego Ogrodu”.
(Krystyna Mikulska, Pola Gojawiczyńska o swoim pierwszym filmie, Wiadomości Filmowe 1937 nr 7)