„Gruszczyński jest śpiewakiem miary Carusa; posiada głos o niezrównanej piękności, nieograniczonej sile i rzadko spotykanej równości wszystkich skal. Bez cienia wysiłku wznosi się ten wspaniały tenor do wysokiego C. Najszlachetniejszy materjał przy wysoce subtelnem oszlifowaniu – oto najkrótsza i najwyrazistsza charakterystyka tego głosu, którego ekspresja nie zna granic. W interpretacji – inteligencja i temperament”.
(Goniec Teatralny 1921 nr 28)
Z wizytą u Stanisława Gruszczyńskiego:
„Salon w domu przy Nowym Świecie. Akwarjum ze złotemi rybkami. Na ścianach salonu moc nieprzebrana obrazów: Fałat, Cieślewski senjor, Wojciech Kossak z własnoręczną, piękną dedykacją. Nadto – „trofea” sceniczne: wieńce laurowe, kokardy, chorągwie – na każdym kroku ślady uznania i hołdu dla talentu wielkiego śpiewaka. /…/
- Podobno w Wiedniu śpiewał pan do filmu?
- Wytwórnia dźwiękowa Selenophon zaprosiła mnie do wzięcia udziału w międzynarodowych dodatkach dźwiękowych. Śpiewałem partję Jontka z Halki: Szumią jodły w stroju góralskim przy akompanjamencie orkiestry. Przedtem prosiłem, żeby dyrygował polski kompozytor, wobec tego pojechał ze mną Bojanowski. Poza tem śpiewałem szereg pieśni polskich, już we fraku, tylko przy akompanjamencie fortepianu. Dodatek ten lada dzień ukaże się w Warszawie.
– Jakie wrażenie odniósł pan z tej nowej pracy?
– Przedewszystkiem – upał! Nie wyobraża pan sobie, co za nieludzkie gorąco się znosi w atelier. Zamykają pana, jak w pudełku od sardynek i zalewają snopem gorących promieni świetlnych. Grałem przecież nieraz w filmie, ale czegoś podobnego w filmach niemych nie odczuwało się.
– Czy ma pan jakieś plany na najbliższą przyszłość?
– Zapewniali mnie w Wiedniu reżyserowie, że mój głos nadaje się doskonale do filmu dźwiękowego. Pewna wytwórnia opracowuje dla mnie scenarjusz. W Wiedniu proponowano mi pozatem udział w jeszcze jednym dodatku dźwiękowym, w kilku językach. Mam zamiar wobec tego zaśpiewać po polsku, po włosku i po francusku”.
(Kino 1930 nr 18)
Śliwiński [reżyser teatru Nowości] wiedział, że z mistrzem niebezpiecznie się kłócić. Bo temperament miał Gruszczyński jak prawdziwy Don Jose z „Carmeny”. Kiedyś jakiś lekkomyślny dziennikarz poważył się napisać, iż „pan Gruszczyński ma głos zbytnio osadzony w gardle i zdziera go doszczętnie, co słychać coraz bardziej”. Mistrz wytropił nieroztropnego krytyka, gdy ten spacerował w gronie rodzinnym po Alejach, po czym... Pogotowie Ratunkowe m. st. Warszawy miało podobno wiele roboty. Innych recenzentów Gruszczyński bić już nie musiał. Pisali o nim (może nauczeni smutnym doświadczeniem kolegi) bardzo ładnie.
(W. Filler, Rendez-vous z warszawską operetką, Warszawa 1961, s. 201)
Gruszczyński był znakomitym rzeźbiarzem w Ijoli. Jak wiemy, łączył kunszt wokalny ze świetnym aktorstwem. To była prawdziwa przyjemność i radość współpracować z nim, rozumieliśmy się wyśmienicie. Stanisław Gruszczyński, podobnie jak Caruso, miał samorodny talent, przepiękny głos o specjalnym kolorycie, talent sceniczny z wrodzonym temperamentem, a oprócz tego był przemiłym kolegą, zawsze w humorze. Poza pasją artystyczną i wyraźną niechęcią do nauki i wyjazdów zagranicznych, była, niestety, pasja do koni i do wyścigów, co miało ujemny wpływ na całe jego życie.
(Z. Bieske, E. Bandrowska-Turska - Wspomnienia artystki, Warszawa 1989)
"Willa Zacisze w Milanówku powstała w 1920 roku. To był najlepszy okres w naszej architekturze – ogłoszono wtedy konkurs na polski dom, w którym rywalizowali świetni projektanci. Willa jest bardzo sensownie rozplanowana. Na parterze jest przepiękna weranda, kuchnia ma spiżarnię, a sypialnie pani i pana domu połączono wspólnym tarasem. Wtedy tak się projektowało i podobnych domów w podwarszawskich miejscowościach jest mnóstwo. Nasz jest dość znany, bo w każdym biuletynie o Milanówku znajduje się jego zdjęcie. Dlatego wiem sporo o poprzednich lokatorach. Pierwszym właścicielem był Stanisław Gruszczyński, śpiewak operowy, który za dużo pił i tak namiętnie grywał w karty, że przehulał dom. Jan Kiepura go podobno spłacił, ale Gruszczyński znów Zacisze zastawił i kolejny raz przegrał. /…/ Śpiewał potem za kieliszek wódki. Umarł tu, niedaleko, obok tego domu, w takiej komórce, na kupie węgla”.
(Krystyna Janda, Dziennik, www.krystynajanda.pl)
„Przez ostatnie lata życia St. Gruszczyński po stracie całego majątku /…/ mieszkał w drewnianym baraczku w tzw. Rynku i tam też zmarł w samotności. Kiedy wieść o śmierci wielkiego śpiewaka i wielkiego przyjaciela milanowian, nie tylko inteligencji, ale i przekupek z targowiska, prostych węglarzy, rozeszła się lotem błyskawicy, tłum mieszkańców wypełnił skrzyżowanie ulicy Warszawskiej i Grudowskiej.
„… w czasie wynoszenia zwłok z jego więcej niż skromnego mieszkania – wspomina dziennikarz Jan Kruszewski, przyjaciel Gruszczyńskiego – zdarzył się wzruszający epizod. Zebrany na ulicy tłum zażądał natarczywie otwarcia trumny. Ponieważ uprzednio nie dopuszczano ludzi do pośmiertnych odwiedzin, teraz, w ostatniej chwili ustawiono na ulicy dwa taborety, na których złożono trumnę. Byłem świadkiem łez, jakimi szary tłum żegnał przyjaciela Gruchę. Działo się to na dwa dni przed pompatycznym pogrzebem na Powązkach, uwiecznionym nawet w telewizji”.
(Andrzej Pettyn, Wielki zapomniany tenor Stanisław Gruszczyński, Biuletyn miasta Milanówka 2003 nr 9)
Stanisław Gruszczyński urodził się 6 stycznia 1891 roku w Ludwinowie koło Wilna. Był synem drobnego rolnika. Uczęszczał do szkoły realnej w Wilnie. W 1905 r. brał udział w strajku szkolnym, za co został wydalony ze szkół z tzw. wilczym biletem. Przez krótki czas uczył się śpiewu u niejakiego Dudzińskiego. Przyjechał do Warszawy. Tu imał się różnych zajęć: pracował w fabryce czekolady, statystował w teatrach, był kelnerem w restauracji Hotelu Angielskiego w Warszawie. Natura obdarzyła go tenorowym głosem o rozległej skali i wyjątkowych możliwościach dynamicznych, muzykalnością oraz niepowtarzalnym talentem aktorskim. Skromne wykształcenie wokalne uzupełniał słuchając płyt znakomitych śpiewaków, w wolnych chwilach śpiewał w kościele Pijarów. Tam też został dostrzeżony przez jednego z solistów Opery Warszawskiej, który skierował go na naukę śpiewu i ułatwił mu angaż do Operetki.
Gruszczyński zadebiutował w 1915 r. w warszawskim Teatrze Nowości i od razu osiągnął sukces. W sezonie 1915/16 śpiewał w Pięknej Helenie Jacquesa Offenbacha, Polskiej krwi Oskara Nedbala, Zemście nietoperza i Baronie cygańskim Johanna Straussa.
Jako śpiewak operowy zadebiutował 21 III 1916 w Operze Narodowej w wymarzonej partii Radamesa w Aidzie Giuseppe Verdiego. Po debiucie został na stałe zaangażowany do Opery Warszawskiej, gdzie śpiewał do 1931 roku oraz w latach 1936-38.
|
|
Kariera Stanisława Gruszczyńskiego rozwijała się w zawrotnym tempie, szybko zyskał miano jednego z najwybitniejszych śpiewaków polskich. Był obdarzony wyjątkowymi zdolnościami i kapitalną pamięcią muzyczną, bardzo szybko uczył się kolejnych partii. Śpiewał główne partie w najbardziej znanych operach. Występował na deskach teatrów operowych całej Europy. Jako pierwszy na wielkich światowych scenach śpiewał swoje partie po polsku. Był gościnnym solistą teatrów w Hamburgu, Berlinie, Lizbonie, Madrycie, Barcelonie, Parmie, Mediolanie (La Scala), Pradze, Bukareszcie, Belgradzie, Sofii. Ceniony był głównie jako odtwórca partii w operach Ryszarda Wagnera - Lohengrin, Holender tułacz, Walkiria i Parsifal. Otrzymał wiele odznaczeń krajowych i zagranicznych. Podczas występów w Parmie otrzymał od jednego z włoskich impresariów propozycję pozostania we Włoszech na studiach wokalnych. Gruszczyński nie skorzystał z okazji i wrócił do Warszawy. Miał tu już zapewnioną wysoką pozycję artystyczną i materialną, posiadał willę w Milanówku i stajnię, gdyż wyścigi konne były jego drugą życiową pasją. Poza tym w Warszawie czekały na niego rzesze entuzjastów jego talentu. Miał bardzo charakterystyczny głos i niepowtarzalną manierę, co pozwalało bez problemu odróżnić jego głos od głosów innych śpiewaków. Jego styl był także obiektem parodii (w 1932 roku w rewii Przez dziurkę od klucza świetnie sparodiował go Kazimierz Krukowski).
Poza wybitnymi zdolnościami wokalnymi, Stanisław Gruszczyński miał fenomenalny talent aktorski. Gdy na swoim benefisie w Operze Warszawskiej odegrał rolę Otella, krytyka przyznała, że jako aktor przewyższył w tej roli samego Junoszę-Stępowskiego, który w tym czasie grał Otella w Teatrze Polskim. W latach dwudziestych Gruszczyński zagrał także w kilku filmach. W późniejszych latach brał udział w realizacji reportaży i kronik filmowych - austriaccy producenci uwiecznili kilka pieśni i arii operowych w jego wykonaniu.
W połowie lat dwudziestych występował przed mikrofonem rodzącego się dopiero Polskiego Radia: Próbnej Stacji Radionadawczej PTR. W drugiej połowie lat dwudziestych nagrał wiele płyt gramofonowych z wielkimi orkiestrami i wybitnymi dyrygentami: z orkiestrą Opery Warszawskiej pod dyr. Adama Dołżyckiego (dla wytwórni Syrena-Record), Emila Młynarskiego (dla Płyty Polskiej), Artura Rodzińskiego (dla Parlophonu i Odeonu) M. Rudnickiego (także dla Płyty Polskiej), oraz Orkiestrą Teatru Narodowego w Pradze (dla His Master's Voice). Ze wszystkich jego nagrań bodaj tylko dwie serenady zaśpiewane są w języku włoskim. Wszystkie pozostałe śpiewał po polsku. W dyskografii Stanisława Gruszczyńskiego znajdziemy główne partie z najbardziej znanych oper: Halki, Strasznego dworu, Hrabiny, Lohengrina, Carmen, Aidy, Pajaców i wielu innych, a także pieśni. Poza tym wiosną 1932 roku na płytach Syreny uwiecznił kilka piosenek kabaretowych. Były to jego ostatnie nagrania płytowe. W tym samym roku po raz ostatni pojawił się na ekranie w roli poety i barda Alojzego Szczygła w filmie Księżna Łowicka. Jest to jedyny film, w którym możemy usłyszeć jego śpiew, m. in. Warszawiankę.
Na początku lat trzydziestych Stanisław Gruszczyński zaczął niedomagać głosowo. Jego wspaniały talent śpiewaczy nie był poparty żadną szkołą, a nadmierna eksploatacja głosu (śpiewał chętnie i nigdy nie odmawiał występów) doprowadziła do poważnych ograniczeń jego możliwości. W 1931 roku musiał ustąpić z Opery Warszawskiej. Zaczął występować w kabaretach: Morskim Oku, Rexie, Praskim Oku, Hollywood i Wielkiej Rewii. Utrata głosu i rozstanie z operą było dla niego ciężkim przeżyciem. Niedługo potem zaczęły się także problemy z alkoholem. Hojny i rozrzutny artysta roztrwonił wielką fortunę, tak więc kiedy wybuchła wojna, znalazł się w bardzo ciężkiej sytuacji. Podczas okupacji pracował jako woźny i robotnik fizyczny. W latach 1947-1950 pracował w Domu Kultury w Grodzisku Mazowieckim, następnie był bibliotekarzem w Bibliotece Muzycznej Opery Warszawskiej oraz kierownikiem statystów. Sporadycznie występował w Filharmonii. W 1955 roku Gruszczyński został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1946 r. obchodził w sali Romy w Warszawie 35-lecie, a w 1955 r. 45-lecie pracy artystycznej. W 1958 r. przeszedł na emeryturę. Zmarł na serce w zupełnym zapomnieniu i w skrajnej nędzy 3 lutego 1959 w Milanówku. W jego ubogiej izdebce nie pozostało nic z wartościowych przedmiotów, podobno znaleziono jedynie fotografię Enrico Caruso z koleżeńską dedykacją oraz 16 orderów krajowych i zagranicznych.
Od 2004 roku w Milanówku odbywa się Międzynarodowy Festiwal Sztuki im. Stanisława Gruszczyńskiego.