Wanda Ruczyńska jest właścicielką sklepu z zabawkami w Warszawie. Jej stryj chce ją wydać za mąż za Juliana Dalewicza, dyrektora fabryki zabawek we Lwowie, jednak ona ani myśli wychodzić za bogatego, lecz zdziwaczałego fabrykanta.
U Dalewicza pracują Szczepko i Tońko, dwaj lwowscy batiarzy. Julian wprowadził w swym zakładzie zakaz hałasowania; pracować należy w ciszy i spokoju. Szczepko i Tońko, jak na prawdziwych batiarów przystało, są rozśpiewanymi optymistami, szybko więc tracą posadę. W parku znajdują porzucone niemowlę. Biorą je pod opiekę i nazywają Bajbus. Na skutek zabawnego nieporozumienia dziecko ląduje pod opieką Wandy, która wmawia stryjowi, że to jej dziecko. Stryj z początku oburzony, szybko ulega urokowi Bajbusa. Szczepko i Tońko w poszukiwaniu ukochanego podopiecznego udają się do Warszawy. Na miejscu rozpoznaje ich Wanda, w tajemnicy przed rodziną wyjaśnia im nieporozumienie i prosi Tońka, by podawał się za jej męża. Szczepko i Tońko zostają dyrektorami sklepu Ruczyńskich. Tońko zakochuje się w Wandzie, Szczepko natomiast pała uczuciem do pokojówki Basi. Ze Lwowa do Warszawy przyjeżdża z transportem lalek Dalewicz. Namawiany przez kolejne osoby z surowego ascety zmienia się w pogodnego i łagodnego optymistę. Spotyka Wandę, która od razu się w nim zakochuje.
Kiedy Szczepcio i Tońcio dowiadują się, że obie ich ukochane mają już innych wybranków, postanawiają wrócić z Bajbusem do Lwowa. Wanda i Julian mogą teraz szczęśliwie żyć razem, Szczepko i Tońko namówieni przez Ruczyńskiego oddają Bajbusa pod jego opiekę, sami natomiast wracają do poprzedniego życia i jak zwykle dziarsko, ramię w ramię wracają do Lwowa.
Niepowtarzalna okazja obejrzenia gwiazd legendarnej Wesołej Lwowskiej Fali, niezwykle popularnej (6 milionów słuchaczy!) radiowej audycji, w której skupiło się wszystko to, co w kulturze i tradycji Lwowa było najbardziej niezwykłe i wyjątkowe.
Szczepcio i Tońcio, czyli Kazimierz Wajda i Henryk Vogelfänger, dwóch lwowskich komików posługujących się oryginalną lwowską gwarą, zagrało jedynie w dwóch filmach fabularnych. Realizację trzeciego przerwała wojna, a wesoły świat, który uosabiali, pozostał jedynie w pamięci rozrzuconych po świecie lwowiaków. Ich gra wniosła do przedwojennej kinematografii nowy styl, zupełnie inny od stylu artystów pochodzących z innych części Polski - bezpretensjonalny humor, zabawną gwarę, autoironię, optymistyczną filozofię życia, pogodzenie się z tym, co niesie los. W jednej z głównych ról - urocza Loda Niemirzanka. A w roli jej stryja „cesarz” polskiej komedii - Antoni Fertner.
Dodatkowym atutem filmu jest muzyka Henryka Warsa, jednego z najlepszych kompozytorów muzyki filmowej I połowy XX wieku.
"Jest to jedna z najlepszych komedii filmowych polskiej produkcji. Szczęśliwie nie ma tu tradycyjnego banału qui-pro-quo i wytartych efektów z zamianą osób, przebieraniem się, miłosnych gruchań między pokojówką a dobrze urodzonym młodzieńcem i całego nieznośnego balastu ckliwych, operetkowych popisów. Atmosfera filmu jest czysta i jasna. Scenariusz Schlechtera i Starskiego został zbudowany logicznie, autorzy ustrzegli się przed płytkimi, farsowymi wstawkami, komizm obrazu wynika konsekwentnie z naturalnie nawarstwiających się sytuacji. Niektóre momenty filmu przypominają lekkością i dowcipem, szczególnie sceny w fabryce, najlepsze reneclairowskie. /.../
Reżyseria Michała Waszyńskiego dążyła przede wszystkim do wydobycia z popularnych „radio-batiarów”, Szczepka, Tońka i Pana Strońcia, maximum aktorskiego komizmu filmowego. Było to zadanie bardzo wdzięczne. Szczepko i Tońko okazali się bowiem nadspodziewanie dobrymi aktorami, mimo że film ten jest ich debiutem. Czują się oni przed obiektywem bardzo swobodnie. Swoboda ta jednak nie przeszkodziła im w sumiennym opracowaniu typów, jakie kreują. Nie ulega wątpliwości, że niezwykła ta para artystów „mikrofonowych”, stanowi dobry materiał dla filmów komediowych i jeszcze nie raz ujrzymy ją na ekranie. Loda Niemirzanka nie nadaje się do roli, powierzonej jej w tym filmie. Jest to typ aktorki rewiowej, lecz brak jej tak niezbędnego w postaci bohaterki Będzie lepiej subtelnego wdzięku. Aleksander Żabczyński – jak zwykle – nie wybija się ponad przyjętą w polskim filmie przeciętność roli amanta. Antoni Fertner dał majstersztyk interpretacji aktorskiej. Postać dobrego wujcia, ze stoickim spokojem pełniącego rolę mamki znalezionego dziecka, jest w jego ujęciu kapitalna. Sielański nie zawiódł i w tym filmie. Postać woźnego-dyrektora została świetnie przez niego zagrana.
Fotografia dość dobra, montaż słaby, sceny urywają się często raptownie, powiązanie ich jest banalne. Muzyka Warsa bardzo miła, łatwo wpadająca w ucho, piosenki – ładne, teksty Schlechtera dobre literacko. Szczególnie wyróżnia się piosenka Szczepka i Tońka w gwarze lwowskiej”.
(Mieczysław Sztycer – Film 1937 nr 2)
„Trochę odmiany wnoszą lwowscy komicy Szczepko i Tońko do filmu Będzie lepiej. Jest to materiał aktorski filmowo jeszcze surowy, ale wdzięczny, nad którym wartoby popracować. Scenariusz odbiega trochę od obowiązującego u nas przepisu na „komedię muzyczną”, ale za to składa się z licznych „pożyczek” ze znanych filmów zagranicznych, co jest podkreślone przez reżyserię z taką naiwną beztroską, jakgdyby nikt w Polsce nie widział nigdy filmów Chaplina i R. Claira, nie mówiąc już o mniej znanych, z których reminiscencje narzucają się każdemu bardziej wyrobionemu widzowi”.
(Bluszcz 1937 nr 4)
„Będzie lepiej… w naszej produkcji krajowej, jeśli nasi „wybitni” scenarzyści pójdą śladami Ludwika Starskiego i Emanuela Schlechtera i zechcą uznać tę zasadę, że nie można filmów robić na jedno kopyto, a najbanalniejszy i najbłahszy temat można (i trzeba) odświeżyć i przefasonować. Miły i wesoły jest scenariusz Będzie lepiej, ale choć dobrze związany i konsekwentnie prowadzony, nie wywarłby może tak dobrego wrażenia, gdyby nie to, że wprowadzono doń nowe motywy i nowe typy, i ozdobiono go ładną piosenką.
Starski ma humor i sentyment, Schlechter sentyment i humor, obaj umieją kojarzyć te elementy. To też film drga uczuciem i budzi szaloną wesołość. Akcję rzucono na tło najczarowniejszego miasta Lwowa, który ukazano w dobrych szeregu zdjęć. Bohaterami są Szczepcio i Tońcio z „lwowskiej fali”, obaj komiczni i doskonali. Tońcio przypomina Stan. Laurela (spółka Flip i Flap), ale jest od niego głębszy. Film nabiera specyficznego wdzięku w ujęciu tych dwu miłych aktorów i na tym przemiłym tle. Otoczenie tworzą: Jarszewska, Fertner, Sielański, a parą bohaterów są: wyborna w tej roli Niemirzanka i miły, pełen wdzięcznej prostoty Al. Żabczyński”.
(K-c, Będzie lepiej, Kurier Warszawski 1936 nr 351)
„Dobry pomysł mieli producenci, angażując do filmu Szczepka i Tońka, popularnych gwiazdorów lwowskiej Wesołej Fali radjowej, niezły jest także scenarjusz (E. Schlechter i L. Starski), ale już mniej fortunnym pomysłem było powierzenie reżyserji Michałowi Waszyńskiemu, dzięki któremu ten fajerwerk dobrego humoru robi dużo zbytecznego swędu i dymu. Jednakże, jak na nasze warunki, rzecz jest udana, przemiła para lwowskich „batjarów” przebojem zdobyła sobie rynek filmowy i zapewne długo dzierżyć go będzie. /…/
W obsadzie na pierwszy plan wysunęli się bezapelacyjnie Szczepko i Tońko, radjowe „słowo”, które stało się filmowem „ciałem”, przybrawszy podwójną postać arcysympatycznych i swojskich komików, godnych stanąć obok Flipa i Flapa, a już bezwarunkowo lepszych od Pata i Pataszona. Dajcie im tylko dobre scenarjusze, a przedewszystkiem – odpowiedniego reżysera, a można ręczyć za trwały sukces. Obaj są fotogeniczni: Szczepko jest dorodnym junakiem o niebrzydkich oczach, Tońko bardziej groteskowy, ma zacięcie komiczne z commedia del arte. Obaj skomponowali sobie sylwetki i kostjumy ne varietur: tak przejdą do potomności. Co do sposobu gry, a zwłaszcza prowadzenia djalogu – obaj zasługują na podziw i poklask: oto naturalność, oto szczerość, oto – nareszcie! – kinowy sposób mówienia bez teatralnej przesady i bez nieznośnej szarży, jakiej hołdują nasze komedje filmowe. Życzyć by tylko należało, żeby kochani lwowiacy w swoich gościnnych występach w ateliers warszawskich nie pozwolili się nagiąć do tej przykrej, krzykliwej maniery i zachowali nienaruszony swój styl i swoją wybitną indywidualność. Mam zresztą wrażenie, że – na szczęście – reżyser zachował się biernie w scenach i w djalogach Szczepka i Tońka, to też wyszły one najlepiej w całym filmie. Sprawiedliwość nakazuje również uczcić oklaskiem popularnego „Strońcia”: jego niewielki epizodzik jest majstersztykiem humoru zwłaszcza w mimice i ruchach, co tem bardziej zdumiewa u „człowieka z radja”.
Co do warszawskich komparsów, to jedynie Fertner i Sielański okazali się godnymi partnerami lwowskiej trójki. Aleksander Żabczyński nie ma odpowiedniego pola do popisu. Loda Niemirzanka w roli ekscentrycznej zamożnej panny jest przykrem nieporozumieniem. Należało pokazać w tej roli raczej czarującą, rasową, wykwintną Zawiszankę (której kazano być pokojówką), a dla Niemirzanki zachować role fertycznych pokojówek i zaczepnych kokociąt. Nie pierwszy to zresztą – i nie ostatni – raz nasi filmowcy popełniają krzyczące błędy w obsadzie. Podkład dźwiękowy chwilami poważnie szwankuje. Najlepiej wychodzą djalogi Szczepka i Tońka. Gdzieindziej aparatura, źle nastrojona, wpada w ton wrzaskliwy i drażniący”.
(B. Będzie lepiej, Kurier Polski 1937 nr 10)
Z miłości do kina #4
Będzie lepiej (muz. Henryk Wars - sł. Emanuel Schlechter)
- Dzień dobry - Uszanowanie - Czem mogę służyć? - Lalką. - Służę. Proszę, małe, duże? - Tylko czy one tanie? Człowiek chce, ale bida, źle..
Jeszcze dzień, jeszcze dwa, Wszystko na świecie granice ma. Było nam źle – to będzie lżej. Jutro będzie lepiej! Okej! Piersi wprzód, do góry nos, Los idzie na nas – to my na los! Więcej się śmiać, a martwić mniej, Zaraz będzie lepiej! Okej! Ile razu już był taki cud: Ktoś idzie spać, by przespać głód. Nagle rano list i krótka wieść, Że wygrał los i ma co jeść, I ma co pić, i tak ma być! Zawsze należy nadzieją żyć! Kto trzyma się zasady tej Temu będzie lepiej! Okej!
Nie wiem co się ze mną stało (muz. Henryk Wars - sł. Emanuel Schlechter)
Myślałem, że szczęście jest tylko w piosence, A w życiu inaczej się dzieje, A ono naprawdę istnieje Wśród nas. Przychodzi i samo podaje nam rękę, Jak ze mnę się właśnie zdarzyło, Że przyszło i na mnie rzuciło Swój dar.
Sam nie wiem, co się ze mną stało, Coś tak dziwnego, Powiedzcie mi dlaczego Dziś wszystko urok ma. I nie wiem sam, jak to się stało, Że twoje oczy Nie dają spać mi w nocy, Nie dają żyć za dnia.
I nie chcę skarbów na ziemi, słońca ni gwiazd na niebie. Największe skarby na świecie oddałbym dziś dla Ciebie.
Bo wiem już co się ze mną stało Już zrozumiałem, Że tak Cię pokochałem, Jak jeszcze nigdy nikt.
My dwaj obacwaj (muz. Henryk Wars - sł. Emanuel Schlechter)
- Popamiętaj ty sy Tońku - Powidz Szczepciu, powidz co? - To si tobi przyda, Pamiętaj, ży ni bida, Ali piniundz to niszczęści, o!
Chto ma forsy, temu zdaji si, Temu zdaji si, że un król! Żyji, piji i przestawia si, Kużdyn przy nim - nul! A gdy nagli forsa skończy si, Wtedy kończy si Cały bal. Stęka, kwęka co zostaji mu Po tyj forsi? Żal.
A my dwaj obacwaj, Nie mamy nic, a mamy raj! Nam nic ni szkodzi zło, Bo trać - jak ni masz co! Jak jist zima, to martwimy si, A cieszymy si jak jist maj, I bez świat hulamy sobi tak razym obacwaj.
Popamiętaj ty sy Tońku! Powidz Szczepciu, powidz co? Że kulega, braci, Najwięcyj w życiu znaczy, Nawyt więcyj niż miliony sto!
Chto ma forsy ten kulegi ma, Przyjacieli ma, Wszystku ma! Jest kuchany, Żyju, piju z nim, Dzie si tylku da! A gdy nagli forsa skończy si, Wtedy wisza si Na nim psy. Nikt gu ni zna, nikt ni kocha go -To ni to cu my!
Bo my dwaj obacwaj, Ta takich ni ma cały kraj! My dwaj, o ho, ho! Ta tak jak innych sto! Jak jist zima, to martwimy si, A cieszymy si jak jist maj, Ali zawdy, wszędzi ty i ja razym obacwaj.
Strona Internetowa współfinansowana przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu
Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.
Główny serwis POIiŚ