- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1933
- Premiera: 9 XII 1933
Tytuł angielski
PLAYTHING
Aparatura
Tobis-Klangfilm
Asystent charakteryzatora
Obsada aktorska:
Stefan Gulanicki (ziemianin Łatoszyński),
Alma Kar (Janeczka, tancerka Lulu),
Eugeniusz Bodo (Kuźma, syn gajowego Motyki),
Jerzy Marr (Jurek, syn Łatoszyńskiego),
Zula Pogorzelska (Zuzia, tancerka),
Stefania Górska (Mela, tancerka),
Konrad Tom (dyrektor kabaretu),
Wiktor Biegański (Melicki, sąsiad Łatoszyńskich),
Zofia Ślaska (Hanka, narzeczona Jurka),
Wanda Jarszewska (matka Hani),
Stanisław Sielański (doktor Wessel, przyjaciel Jurka),
Julian Krzewiński (Michał, lokaj Łatoszyńskiego),
Helena Zarembina (Weronika, gospodyni Łatoszyńskiego),
Benedykt Hertz (gajowy Motyka),
Stefania Betcherowa (kucharka Łatoszyńskiego),
Stefan Szczuka (kucharz Łatoszyńskiego),
Jerzy Kobusz,
Halina Zawadzka (dziewczyna flirtująca z Kuźmą),
Kazimierz Narkiewicz,
Karol Hubert,
Leopold Morozowicz (mężczyzna w restauracji),
Eugeniusz Koszutski (gość na balu),
Józef Kondrat,
Janina Prokopiakówna (wiejska dziewczyna),
Stanisław Heinrich (parobek),
Halina Rutkowska,
Aleksander Bogusiński (gość na balu),
Stefania Stanisławska,
Izabella Kalitowicz (gość na balu)
- Treść
- O filmie
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
- Piosenki
|
Eugeniusz Bodo, Alma Kar
|
Janeczka jest tancerką i występuje na dansingu jako Lulu. Tam poznaje Łatoszyńskiego, obywatela ziemskiego z Kresów. Łatoszyński, oczarowany urokiem Lulu, zabiera ją ze sobą do swego majątku. Po kilku dniach odwiedza go syn Jurek z narzeczoną Hanią i jej matką. Aby uniknąć zamieszania, Łatoszyński umieszcza Lulu w gajówce, gdzie zakochuje się z niej Kuźma. Podczas spaceru Janeczka przypadkiem spotyka Jurka i podaje się za bratanicę gajowego. Jurek zakochuje się w Jance i zaczyna się z nią spotykać, o co Kuźma jest bardzo zazdrosny.
Pewnego dnia Łatoszyński wydaje przyjęcie imieninowe. Na balu zjawia się także Janka. Gdy goście dowiadują się, kim jest, wybucha skandal. Po jakimś czasie Jurek zastaje w gajówce Kuźmę napastującego Jankę i dochodzi do bójki, w której Kuźma zostaje pokonany. Mści się, podcinając drzewo, którym przygniata panicza Łatoszyńskiego. Janka zawiadamia dwór o wypadku. Dociera do niej, że nie ma już tam dla niej miejsca, że była tylko zabawką. Wraca do Warszawy i do swego szarego życia.
Melodramatyczna historia ponętnej piosenkarki Lulu, która staje się zabawką w rękach bogatego ziemianina i jego syna. Film w reżyserii Michała Waszyńskiego, jednego z najwybitniejszych polskich reżyserów I połowy XX wieku. Kierownictwo literackie filmu objęła sama Maria Jehanne Wielopolska, pisarka, publicystka, arystokratka pochodząca z hrabiowskiej rodziny Collonna-Walewskich, która tragicznie zmarła na terenie Związku Radzieckiego w 1940 roku.
W jednej z głównych ról wystąpił Eugeniusz Bodo, największy przedwojenny polski amant filmowy, który także zginął tragicznie w łagrze w Związku Radzieckim w 1943 roku. W filmie wystąpiła także znakomita piosenkarka i tancerka Zula Pogorzelska, słynąca ze zgrabnych nóg, ulubienica przedwojennej Warszawy.
„Można posprzeczać się z twórcami tego filmu o pewne wady scenarjusza i pewne sprzeczności psychologiczne w rysunku bohaterki, panny Lulu (Alma Kar), której kazano być girlsą, gdy właściwie „pańska” postawa predestynuje ją do ról salonowych. Można również powątpiewać, czy mściwy chłop Kuźma (Eugenjusz Bodo) będzie mozolnie podcinał sosnę, żeby dopiero zwalić ją na szczęśliwego rywala (Jerzy Marr), zamiast poprostu i zwyczajnie wpaść nań z toporem, po chłopsku… Zwłaszcza, że sam oddaje się potem w ręce policji, a więc nie maskuje zbrodni wypadkiem.
Należy jednak przyznać, że takich błędów jest w Zabawce mniej niż w przeciętnym filmie krajowym i że naogół nie są one rażące. Wolę więc wyliczyć plusy i zalety tej sympatycznej Zabawki: prawdziwy koloryt polskiego dworu na kresach, poprawne, stylowe wnętrza (inż. Rotmil), dobrze podpatrzone typy (stary lokaj, świetna gospodyni), naturalnie brzmiące djalogi (zasługa K. Toma), dobre – nareszcie! – wykorzystanie temperamentu i wdzięku Zuli Pogorzelskiej w roli swawolnej girlaski, technikę zdjęć na wysokim poziomie, a i stronę dźwiękową bez zarzutu, przyczem wyróżnić warto finezyjną oprawę muzyczną p. Palestra.
Największe zaciekawienie skupia się, oczywiście, dokoła p. Almy Kar, debiutującej w roli tytułowej. Alma Kar posiada rodzaj urody posągowej, bardzo „reprezentacyjnej”, bardzo efektownej, toteż ujrzymy ją chętnie w następnych, bardziej odpowiednich kreacjach. Że ma talent – świadczą sporadyczne oklaski po świetnie wycieniowanym djalogu z Jerzym Marrem. Bardzo naturalnie wciela się w postać kresowego ziemianina p. St. Gucki; właściwie nie gra on tej roli, jest po prostu sobą. Jego wybitny kresowy akcent jeszcze podnosi prawdę tej postaci. P. Wiktor Biegański ma nadmierną skłonność do szarży; powinien wystrzegać się tego. Groteskowe zacięcie zdradza p. Sielański, ale upoważnia go do tego rodzaj odtwarzanej sylwetki: doktora bałaguły i facecjonisty. Specjalne uznanie zachowuję dla E. Boda, który umiał wysunąć na pierwszy plan postać wioskowego donżuana i siłacza. Twierdziłem zawsze – i dziś jestem o tem przekonany bardziej, niż kiedykolwiek – że w Jego Ekscelencji subiekcie tkwi pierwszorzędny talent charakterystyczny w rodzaju Lona Chaneya i Borysa Karloffa. Talent ten zabłysnął w Wietrze od morza. Szkoda, gdyby marnował się, rozmieniony na drobne i łatwe sukcesy.
Co do reżyserji Michała Waszyńskiego – mieści się ona w granicach przeciętnej poprawności. A to, jak na nasze stosunki, już wiele”.
(Kino 1933 nr 52)
„Jest to obraz, od którego zalatuje zapachem nietylko bezgranicznej głupoty, ale i cynicznej „ideologji”, erotomańska bzdura z panem, paniczem i chłopkiem, z podrygami trzech samców i jednej niestrawnej samicy. „Sex-appeal” tego filmu jest równie nudno-obrzydliwy jak tzw. podłoże społeczne, obrzydliwsze i nudniejsze są tylko dialogi, montaż, układ poszczególnych scen i reszta reżysersko-technicznego aparatu.
Są filmy, o których się nie pisze. Zabawka należałaby do tej właśnie kategorji, gdyby nie to, że przekroczyła miarę wybryków nawet w obrębie zabawek polskiego filmu. Tak oto zabaweczka stanowi najniższy chyba punkt sezonu dotychczasowego, który i tak już odznacza się linją mocno zstępującą”.
(Stefania Zahorska, Zabawka, Wiadomości Literackie 1933 nr 56)
„W Zabawce nie ma właściwego debiutu żadnego – Alma Kar, Gucki i Zarembina występowali już na ekranie – chodzi tylko o rozciągłość roli, którą im dano dzisiaj.
Alma Kar ma rolę główną. Wywiązała się z niej nadspodziewanie dobrze. Ma ona może pewne trudności do pokonania, gdyż nie jest wybitnie fotogeniczna, ale zdaje się ma skalę artystyczną rozleglejszą, od lekkiej, komedjowej po dramatyczną. Głos ma miły, wymowę swobodną, nie trącącą teatrem, który tak fatalnie zaciążył na dykcji ekranowej wszystkich naszych aktorów. Śpiewa milutko, ze zrozumieniem, rusza się zgrabnie, jest bardzo ładna, dobrze ubrana, słowem ma wszystko, z czego dobry reżyser zrobić może pierwszorzędną gwiazdę.
Fenomenalny typ gospodyni stworzyła Helena Zarembina – jedna z najwybitniejszych zdobyczy naszego ekranu w rolach charakterystycznych. Wprost świetna. Biegański i Sielański przesadzili i przejaskrawili.
Gucki natomiast był za powściągliwy. Zula mocno i pewnie postawiła swój typ „zepsutego” girlsa. Marr był śliczny i pełen naturalnego wdzięku. Bodo nigdy nie zawodzi i gdyby umiał trochę z chłopska zaciągać, byłby niezrównany jako Kuźma. Krzewiński nie stworzył typu starego lokaja dworskiego. To może znakomity typ woźnego w jakiejś przyzwoitej instytucji, ale to nie dworski sługa zaufany.
Muzyka Palestra niezwykle zręczna, miła, wpadająca w ucho, pamiętliwa. Tylko jedno się nie udało. Ten foxtrott „Ach, te baby”, śpiewany przez ciemnego chłopa, na zapadłej wsi kresowej, chłopa, który nawet nie wie, jak się motocykl nazywa. To gaffa pierwszorzędna! Psuje to cały nastrój, jaki wprowadzony został bardzo umiejętnie do owej leśniczówki – nastrój pastoralny, zetknięcie się melancholijno-humorystyczne dwóch światów, czy też półtora świata: tęgi, brutalny, prosty świat chłopski i – półświatek z wielkiego miasta. O ile byłoby tu lepsze: jakaś chłopska zadzierzysta piosenka na tle innej, kabaretowej, dwuznacznej treści, piosenki Lulu. To zestawienie aż się prosiło. A raptem Lulu milczy, zaś chłop analfabeta rżnie foxtrotta na harmonijce.
Są w Zabawce szczegóły reżyserskie niektóre doskonałe, jak kulisy dancingu, tańce w kuchni (na salonach mniej udane), niebywały pomysł z tym koszem pędzącym w przepaść. Są znowuż godne zapamiętania w dziedzinie fotografji: śliczne naświetlenie w scenie z pantofelkiem, przepyszne plenery, drogi, lasy.
Naogół film z serji lepszych, z serji dającej nadzieję na rozwój polskiej kinematografji, film wysuwający pewne zdobycze zespołowe, co się tak rzadko widzi w polskim filmie, operującym wiecznie tym samym materiałem”.
(Zastępca, Zabawka, Kurier Poranny 1933 nr 344)
„Słabą stroną Zabawki jest scenarjusz, ubogi w pomyśle, chwiejny w zarysie i zdeformowany przeróbkami wątpliwych specjalistów. Wadliwy scenarjusz odbił się ujemnie na głównej bohaterce, której psychika wypadła niezrozumiale. Sądząc z przewodniej melodji (To mi wystarcza…) ma to być dziewczyna sentymentalna i nawet serdeczna. Tymczasem w dalszym przebiegu zdarzeń każą jej być bezduszną kokietką w rodzaju „panny z miasta” we Wschodzie słońca, bałamucącej naiwnego wieśniaka. Potem każą jej zachowywać się skandalicznie w dworku wiejskim wobec towarzystwa ziemiańskiego, w końcu zaś – być znów sentymentalną dziewczyną z kabaretu…
Występująca w roli tytułowej debiutantka, p. Alma Kar, posiada rodzaj urody, wyniosłej i subtelnej, która najmniej nadaje się do kabaretu, a raczej do ról salonowych. Pod wytrawnym kierunkiem i w dobrej obsadzie niewątpliwie będzie p. Alma Kar pożądanym nabytkiem dla filmu krajowego. Z dwóch „starszych panów” jeden (Stefan Gucki) jest nie dość wyrazisty, drugi (Wiktor Biegański) mocno przesadza. Skłonności do groteski zdradzają również pp. Tom i Sielański. Natomiast panie: Zula Pogorzelska i Zarembina są wyborne w rolach charakterystycznych. Na pierwszy plan wysuwa się Eugenjusz Bodo jako młody wieśniak, tęgi lowelas wioskowy, naiwny wielbiciel pięknej tancerki i mściwy amant. W epizodach wyróżniają się pp. Julian Krzewiński i Jerzy Marr.
Reżyserja (M. Waszyński) na ogół poprawna. Zdjęcia bardzo dobre, strona dźwiękowa bez zarzutu”.
(B. Zabawka, Kurier Warszawski 1933 nr 342)
Toalety Almy Kar zapewniła firma Ewelina, futra Almy Kar – firma M. Apfelbaum i S-ka ul. Marszałkowska 125, ubrania Jerzego Marra i Stefana Guckiego – firma B. Sikorski ul. Krakowskie Przedmieście 17, natomiast meble dostarczyły firmy – dancing Italia, Dom Sztuki ul. Nowy Świat 27 oraz Pałac Sztuki ul. Trębacka 2
„Jak pech – to pech – mógł sobie powiedzieć znakomity artysta Eugenjusz Bodo, na którego zwaliła się pewnego wieczoru cała fura nieszczęść. /…/ Dokonywano właśnie zdjęć plenerowych w malowniczych okolicach Zegrzynka. Skończono je o wpół do szóstej, ponieważ Bodo gra wieczorami w teatrze Polskim i ma wielce skomplikowaną charakteryzację, musi być więc w teatrze najpóźniej o wpół do ósmej. Ale miano samochód, cóż więc znaczy ta odległość? To po prostu… Zabawka. Takby się zdawało… To też, gdy główna bohaterka Alma Kar życzyła swemu partnerowi „szczęśliwej podróży”, uśmiechnął się, mówiąc: „Jaka to podróż?” Jaka? O tem wnet się przekonał.
Samochód szedł na jakiejś mieszance spirytusowej. W połowie drogi między Zegrzem a Strugą zaczął… nawalać motor. Co sto metrów – stop. Wreszcie o jakieś 7 klm od Strugi, Bodo spojrzał nas zegarek i syknął: „A to ładna… Zabawka! Przecież ja tak do rana nie zajadę…” Przypomniał sobie poniewczasie, że niesłusznie zbagatelizował tyle życzeń szczęśliwej podróży ze strony Almy Kar. Wraz z towarzyszącym mu kierownikiem zdjęć wyskoczył z samochodu i pobiegł… pieszo. Spotkali jakąś „biedkę”, poprosili, żeby ich podwieziono. Po dwóch kilometrach złamała się oś… Napatoczyła się jakaś fura. Znów podwiozła ich kawałek, ale wnet skręciła naprawo. Do stacji Struga było już coprawda niedaleko… Dobiec te paresęt kroków było dla Boda już Zabawką, choć znacznie mniej przyjemną niż ta, w której partnerował Almie Kar. Widać było już daleka „samowarek”, jadący w kierunku Warszawy. W szalonym pędzie dobiegli do stacji, w ostatniej chwili zdążyli jeszcze wskoczyć do „samowarka”, który żółwim spacerkiem mknął do Warszawy. O zdążeniu już nie było mowy.
Wtem – ratunek! Przed jednym z domów po drodze: taksówka! Wyskoczyli z „samowarka” w pełnym biegu, co było wobec jego szybkości wprost Zabawką. Niestety, okazało się, że taksówka jest zajęta. Nawiązano pertraktacje z pasażerami, na których taksówka czekała. Ze względu na osoby Boda i jego rozpacz wobec możności zerwania przedstawienia, zwłaszcza zaś wobec opłacenia kilkunastu złotych, figurujących na liczniku, taksówkę odstąpiono. Było już wpół do ósmej, Bodo kazał walić pełnym gazem, wskutek czego na moście Kierbedzia motor się przegrzał i znów – stop! Na szczęście w Warszawie już nie braknie taksówek, jak na szosach podwarszawskich, gdzie Bodo wypatrywał taksówki, jak zbawienia. Wskoczył do innej i dojechał do teatru Polskiego o godz. 8 min. 35 w.
Na przepełnionej sali tupano i hałasowano, a dyrekcja klęła Zabawkę na czem świat stoi, nie mogąc rozpocząć przedstawienia bez Boda. Już chciano odwołać przedstawienie i zwrócić pieniądze publiczności, gdy nagle Bodo wpadł zdyszany, ucharakteryzował się błyskawicznie, a ponieważ z roli wypada, że musi być na początku zły, wściekły i zdenerwowany, zagrał więc tę scenę lepiej i naturalniej niż kiedykolwiek”.
(Kino 1933 nr 36)
„Dość liczni letnicy i week-endowcy w podwarszawskim Jadwisinie, napawając się żywicznym aromatem miejscowego lasu, byli wstrząśnięci gwałtownym jękiem, który rozległ się nagle głośnem echem po całej okolicy. Pośpieszono w tym kierunku i cóż ujrzano? Pod ogromną kłodą zwalonej sosny leżał człowiek… Niektórzy podbiegli, aby wydobyć nieszczęśliwą ofiarę tragicznego wypadku. Nie zdążyli wszakże jeszcze zbliżyć się do „trupa”, gdy z krzaków wyskoczyła inna grupa ludzi, wołając: „Proszę odejść!” Czyżby im zależało, aby ów przywalony zmarł bez pomocy? Nie. Ci drudzy byli członkami ekspedycji filmowej, realizującej film Zabawka. /…/ Letnicy zastali Jerzego Marra pod drzewem. Potem im objaśniono, że drzewo jest z… dykty i oblepione sztucznie korą. Ujrzeli również jak charakteryzator Narkiewicz malował Marrowi na twarzy okropne rany”.
(Zabawka, Kino Dla Wszystkich 1933 nr 33)
Baby
(muz. Roman Palester - sł. Jerzy Nel)
wykonanie w filmie: Eugeniusz Bodo
Gdy wszystkiego masz dość,
Kiedy bierze cię złość,
A na duszy ci smutno i źle,
Kiedyś chmurny i zły,
Kiedy w oczach masz łzy,
Jedno tylko rozwieje troski twe.
Kochane
Baby,
Ach te baby,
Człek by je łyżkami jadł.
Tęgi chłop, co swą ręką łamie sztaby
Względem baby - jak to dziecko całkiem słaby
Baby,
Ach te baby,
Cóż by bez nich wart był świat?
Co tu łgać, co tu kryć
Spróbuj bez baby żyć,
Gdy ci uda się taka sztuka toś jest chwat.
Tylko spojrzeć się w krąg,
Tyle pól, lasów, łąk,
Na słoneczku się mieni i lśni.
Aż porywa i rwie,
Takie piękne są wsie,
Lecz piękniejsze są znacznie od tych wsi
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Eugeniusz Bodo, Orkiestra „Syrena-Record”, 1933
- Tadeusz Faliszewski, Orkiestra „Syrena-Record”, 1934
- Albert Harris, Orkiestra „Lonora”, 1934
- Orkiestra „Columbia” pod dyr. Artura Golda, refren śpiewa Janusz Popławski, 1934
- Orkiestra „Cristal-Electro” pod dyr. Jerzego Ledermana, refren śpiewa Duet Corda, 1934
- Orkiestra Taneczna „Syrena-Record”, refren śpiewa Adam Aston, 1934
To mi wystarczy
(muz. Roman Palester - sł. Jerzy Nel)
wykonanie w filmie: Alma Kar
W życiu ludzkiem różnie bywa:
Większość kobiet jest szczęśliwa,
Gdy ma stroje i klejnoty –
To urok ma swój!
Zbytek, przepych – to marzenie…
Ja tam w życiu nie to cenię –
Za uczucie oddam wszystko:
I przepych, i strój!
To mi wystarczy! wystarczy mi!
To mi się stale po nocach śni…
Choć trochę serca, miłości -
Spełnienie marzeń i snów -
I żeby człowiek naprawdę czuł,
Że ktoś go kocha, że weźmie wpół…
I powie krótko, najprościej
Choć parę czułych słów…
Ja za to oddam zabawy,
I taneczny szał.
By tylko los był łaskawy
I czyjeś serce dał…
To mi wystarczy! wystarczy mi!
To mi się stale po nocach śni…
Trochę uczucia, miłości…
I to wystarczy mi…
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
- Orkiestra taneczna „Odeon” pod dyr. Arcadi Flato, refren śpiewa Chór Juranda, 1934