- Kraj: Polska
- Rok produkcji: 1938
- Premiera: 12 I 1938
Tytuł angielski
ROBERT AND BERTRAND
Pierwowzór literacki
wodewil Jana Nestroya
Aparatura
Tobis-Klangfilm
Kierownictwo administracyjne
Dystrybucja (na Małopolsce, Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim)
Mewa-Film
Obsada aktorska:
Helena Grossówna (Irena),
Eugeniusz Bodo (Bertrand),
Adolf Dymsza (Robert),
Antoni Fertner (Ippel, ojciec Ireny),
Mieczysława Ćwiklińska (siostra Ippla),
Michał Znicz (baron Dobkiewicz),
Wincenty Łoskot,
Henryk Małkowski,
Feliks Żukowski (pan młody),
Julian Krzewiński (lokaj),
Józef Orwid (strażnik więzienia),
Edmund Minowicz (nauczyciel),
Stanisław Zięciakiewicz (włamywacz),
Stefania Betcherowa (chłopka),
Ziutek Kudła (uczeń),
Wacław Zdanowicz (gość na przyjęciu ),
Aleksander Bogusiński (gość na przyjęciu),
Józef Porębski (gość w karczmie),
Edmund Biernacki (kasjer na dworcu),
Zofia Mellerowicz (właścicielka pokoju),
Elżbieta Antoszówna (gość na przyjęciu)
- Treść
- O filmie
- Głosy prasy
- Ciekawostki
- Galeria
- Piosenki
|
Eugeniusz Bodo, Helena Grossówna, Adolf Dymsza
|
Bertrand jest zredukowanym handlowcem, trudni się naręcznym handlem krawatami. Zawiązuje spółkę z przypadkowo poznanym Robertem, także sprzedawcą krawatów. Irena, córka obywatela ziemskiego, jest początkującą pisarką. Bierze udział w konkursie na najlepszą powieść kryminalną i aby lepiej poznać realia półświatka, zamieszkuje w gminnym areszcie. Robert i Bertrand zostają niesłusznie posądzeni o kradzież i aresztowani. Bertrand ląduje w tej samej celi, co Irena, która wypytuje go o szczegóły w jego kryminalnej przeszłości. On natomiast bierze ją za złodziejkę i próbuje sprowadzić na dobrą drogę. Młodzi zakochują się w sobie, jednak nadal nie wiedzą o sobie nawzajem, kim naprawdę są.
Gdy Irena wychodzi z więzienia, Robert i Bertrand są przekonani, że uciekła, by dokonać kolejnego napadu. Oni także uciekają i ruszają za Ireną do Warszawy. Dowiadują się, że Irena będzie na przyjęciu u Ippla. Zjawiają się tam w obawie, że Irena będzie chciała ukraść biżuterię siostry Ippla. Tu po raz kolejny zostają wzięci za złodziei. Jedynie Irena zrozumiała, że przyjechali tam, by ją chronić przed jej rzekomymi zamiarami. Robert i Bertrand wracają do aresztu gminnego. Irena odnajduje ich, młodzi wszystko sobie wyjaśniają i nic już nie stoi na przeszkodzie ich szczęściu.
Komedia, ekranizacja wodewilu Jana Nestroya, w reżyserii Mieczysława Krawicza z udziałem pary najpopularniejszych przedwojennych aktorów – Eugeniusza Bodo i Adolfa Dymszy. Udział tego wspaniałego duetu gwarantował każdemu filmowi sukces bez względu na niedociągnięcia scenariusza. W roli kochliwej pisarki wystąpiła piękna Helena Grossówna, a w roli, jak zwykle, charakterystycznej - niepowtarzalna Mieczysława Ćwiklińska, którą kochało przynajmniej kilka pokoleń kinomanów. Przebojowa muzyka Henryka Warsa i urocze piosenki w wykonaniu duetu - Bodo, Dymsza. Niestety, wciąż brakuje prawie połowy filmu. To, co zachowało się, stanowi więc tym większą wartość.
„Dobremu, zwartemu scenariuszowi i oszczędnej w wyrazie reżyserii, film zawdzięcza to, że fabuła naszpikowana „gagami” w najlepszym stylu amerykańskim, ma zdecydowany kierunek i wyraźną linię, że duży ładunek humoru nie osłabia zasadniczego tempa, nie opóźnia akcji. Robert i Bertrand pod względem charakteru inscenizacji zamknięty został między groteską a komedią sytuacyjną i konsekwentnie w tych ramach rozplanowany. Obsada doskonała.
Oczywiście pierwsze skrzypce grają Adolf Dymsza i Eugeniusz Bodo, przelicytowujący się w świetnie improwizowanym komizmie. Bodo był nieco skrępowany charakterem odtwarzanej postaci, trochę bezbarwnej w założeniu. Dymsza natomiast miał idealne pole do swobodnego popisu i popisał się rzeczywiście po mistrzowsku. Helena Grossówna, artystka młoda i ambitna, w roli pomylonej lekko na punkcie ambicyj powieściopisarskich pannicy, wykazała, że jej sztuka odtwórcza biegnie po linii stałego postępu i że już obecnie jest niezastąpioną siłą aktorską w komedii polskiej. Ćwiklińska, Znicz, Fertner i Orwid – reprezentujący najwyższą klasę doświadczonego aktorstwa komediowego dopełniają świetnej całości filmu. /.../ Godnymi wyróżnienia są również komiczne duety śpiewacze Dymszy i Bodo oraz kapitalny taniec apaszów, budzący huragany śmiechu – w wykonaniu Dymszy, Bodo i Grossówny”.
(Film. Ilustrowany Kurier Kinematograficzny 1938 nr 3)
„Gdyby w wykonanie tego filmu włożono choć trochę więcej staranności i odrobinę dobrej woli, byłaby z tego niezła farsa. W obecnej formie połowa farsy jest ponura, druga połowa ma kilka godnych podkreślenia momentów. Dobra jest taneczna groteska apaszowska, dobre jest tempo scen i dobre są niektóre kawały Dymszy, zdradzające jak zawsze jego prawdziwy i niewyzyskany talent filmowy. Grossówna zdaje się być dobrym nabytkiem dla filmu, ma fotogeniczny typ temperamentu – szkoda, że nie podpatrzyła u Dymszy jak należy mówić „ekranowo” i jak należy oczyścić dykcję z lirycznych wydłużeń i minoderyj”.
(Stefania Zahorska, Robert i Bertrand, Wiadomości Literackie 1938 nr 7)
„Wzbudzający w nas najmilsze wspomnienia dzieciństwa wodewil Nestroya doczekał się trawestacji filmowej w Polsce. Wiedeński kpiarz wyszedł na tym zupełnie dobrze, bo autorzy scenariusza unowocześnili akcję, wpletli w nią mnóstwo dowcipnych sytuacyj i dialogów, wywołujących żywą reakcję na rozbawionej widowni.
Inna rzecz, że po raz pierwszy w historii filmu polskiego zastosowano amerykański system „kumulowania wielkich nazwisk” w jednym obrazie. I tak już sama obsada, zawierająca takie nazwiska na czele, jak Bodo i Dymsza stworzyła pewną gwarancję doskonałej zabawy. Jest to również niewątpliwą zasługą inteligentnej reżyserii Mieczysława Krawicza. Taka na przykład scena tańca apaszowskiego jest wyreżyserowana po mistrzowsku i przyznajemy, że nawet w filmie zagranicznym rzadko zdarzało się nam spotkać taki majstersztyk reżyserii, montażu i choreografii. Ustawienie taneczne tercetu Bodo, Grossówna i Dymsza, pomyślane przez Koszutskiego z nadzwyczajną pasją i zacięciem. Wszyscy wykonawcy zasłużyli na piątkę: Bodo, Dymsza, Grossówna (nareszcie dobrze sfotografowana!), nieporównana Ćwiklińska, zabawni Znicz i Orwid – oto bohaterzy sukcesu Roberta i Bertranda. Na uwagę zasługuje również doskonała ilustracja muzyczna, zwłaszcza wpada w ucho melodyjne i oryginalne tango o „zakochanym złodzieju”.
(Robert i Bertrand, Kino 1938 nr 6)
„Zręcznie wykonana i doskonale zagrana komedia wg sztuki Nestroya, od lat wystawianej i wznawianej na scenach naszych teatrów. Trzeba od razu powiedzieć, że film ten jest popisem Adolfa Dymszy, który już dawno nie był w tak doskonałej formie. Bodo, niestety, wypadł blado – jest jakiś „niemrawy”, apatyczny i gra bez przekonania i bez serca. Grossówna jest niezła, a w jednej scenie (tańce apaszowskie) dowiodła, że ma również temperamencik. W innych rolach: Fertner, Orwid, Ćwiklińska – jak zwykle – na poziomie.
Z treści wynika szereg zabawnych „qui pro quo”, jak np. gdy Robert i Bertrand kradną na przyjęciu, aby uchronić przyjaciółkę od pokusy kradzieży i więzienia. Całość ma tempo – dużo humoru. Publiczność reaguje bardzo żywo. Film cieszy się powodzeniem”.
(Prawda o Filmie 1938 nr 2)
Futra Heleny Grossówny zapewniła firma A.M.S. ul. Marszałkowska 129, natomiast samochód – firma Skoda.
„Na planie przy stole siedzą Helena Grossówna, Bodo i Dymsza i zgodnie ze scenariuszem interpretują jakąś historię, która Dymszę przyprawia o paroksyzm śmiechu. Robi to tak nadzwyczajnie, że nawet „człowiek z klapsem” nie jest w stanie nacisnąć deseczek. Zaśmiewa się i reżyser Krawicz. Atelier pokłada się ze śmiechu. Zda się, roztańczyły się wesoło „kandemy” na rusztowaniach, że mrugają do siebie „szczeniaki”, umieszczone po bokach „ujęcia”, a czarne wykrzykniki kombinezonów mechaników nie mogą ustać na miejscu. Wreszcie tercet Grossówna, Bodo i Dymsza urwał potok srebrzystych śmiechów. Obaj partnerzy ocierają suknię ślicznej pani Heleny z piwa, które rozlało się w czasie zdjęcia. Syrena oznajmia następne ujęcie. Pauzę wykorzystujemy dla krótkich rozmówek przedświątecznych dla Kina.
- Czuję się bardzo szczęśliwa i jestem zadowolona z tej mojej nowej roli. A partnerzy są strasznie mili i kochani. Obaj. Sama nie wiem, którego z nich bardziej lubię.
- My też – wtrącają się nagle do rozmowy Dodek i Bodo – my też! A o co idzie?
Wesołość snuje się w tym atelier jak cień za aktorami. „Gag” siedzi na „gagu” i „gagiem” pogania…”
(Kino 1937 nr 52)
Robert i Bertrand
(muz. Henryk Wars - sł. Ludwik Starski i Emanuel Schlechter)
wykonanie w filmie: Eugeniusz Bodo i Adolf Dymsza
Każdy człowiek jest markotny
Gdy prawda samotny
Gdy się nie ma z kim posmucić,
Ani pośmiać nie ma z kim.
Wtedy szuka i wybiera
Kolegę, partnera
I czy pech, czy się weseli
Wszystko dzieli
Razem z nim.
Razem w górę, razem w dół
Wszystko, bracie, pół na pół
Zakładamy spółkę dziś
Robert i Bertrand
Głowy dwie, a jedna myśl
Robert i Bertrand
Dobry będzie los czy zły
Robert i Bertrand
Ja na ciebie, na mnie ty
Robert i Bertrand
Czy mróz, czy maj
Kolego, rękę daj
Czy śmiech, czy łzy
Gdzie ty, tam ja, gdzie ja, tam ty
I z prądem, bracie, czy pod prąd
Robert i Bertrand
Jak to mówią, wspólny front
Robert i Bertrand
Forsa nie jest frajdą dziś
Zabiorą… ukradną…
Forsa płynie, forsa ginie
Choćbyś miał najgrubszy kurs
A przyjaciel to kolega
Coś całkiem innego.
On ci wszystko to zastąpi
Czego ci poskąpił
Los
Taka przyjaźń to jest wzór
To żelazo, beton, mur.
Więc pamiętaj, że od dziś
Robert i Bertrand
Głowy dwie i jedna myśl
Robert i Bertrand
Dobry będzie los czy zły
Robert i Bertrand
Ja na ciebie, na mnie ty
Robert i Bertrand
Czy mróz, czy majKolego, rękę daj
Czy śmiech, czy łzy
Gdzie ty, tam ja, gdzie ja, tam ty
I z prądem, bracie, czy pod prąd
Robert i Bertrand
Jak to mówią, wspólny front
Robert i Bertrand
...
Było nas dotychczas dwóch:
Umba, dilidili, umba ba
I ja, co nie? Baba zuch!
Umba, dilidili, umba ba
Teraz ona, ty i ja
Umba, dilidili, umba ba
Ty graj, ty graj,
A ty nam wódki daj!
W pokoju tam,
Kolega weźmie sam.
Już idę. O pardon, a które drzwi?
Umba, dilidili, umba ba
Trochę w bok i vis a vis.
Umba, dilidili, grand merci!
Przedwojenne nagranie płytowe piosenki:
- Edward Jasiński i Mikołaj Ivo, Orkiestra Taneczna „Syrena-Record” pod dyr. Henryka Warsa, 1938
Zakochany złodziej
(muz. Henryk Wars - sł. Ludwik Starski i Emanuel Schlechter)
wykonanie w filmie: Eugeniusz Bodo i Adolf Dymsza
Ten zakochany złodziej
Okradał niebo z gwiazd,
Rabował słońcu złoto
I księżycowi blask.
A wszystko robił po to,
By mógł na pomysł wpaść,
Jak jednej małej pani
Jej małe serce skraść.
Nie mógł sobie rady dać
Na to za mało miał sił.
Zabierać słońcu złoto
I serce damie kraść
Pardon, trza być idiotą
Pardon, trza z byka spaść.
To robi się inaczej
Bez nerw, o tak jak ja
Pardon, czy dama raczy?
I dama serce da.
Najgorzej, gdy się ktoś zakocha
Gdy miłość
Przesłoni mu cały świat
Z mocnego robi się słabiutki
Malutki
I chłopak, jak mówią: wpadł.
Bo zakochany złodziej
Promienie słońcu kradł
I nie bał się niczego
I śmiało szedł przez świat
Aż potknął się o miłość
I musiał biedak wpaść
Dlatego, że chciał jedno
Maleńkie serce skraść.
Tak… tak…tak
To był dziwny fakt…
Kradł…kradł…kradł
A z tym jednym małym sercem wpadł.
Przedwojenne nagrania płytowe piosenki:
- Tadeusz Dziadosz, orkiestra „Lonora”, 1938
- Mieczysław Fogg, Orkiestra Taneczna „Syrena-Record” pod dyr. Henryka Warsa, 1938
- Orkiestra Taneczna „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Albert Harris, 1938
- Orkiestra Taneczna „Odeon” pod dyr. Jerzego Gerta, refren śpiewa Adam Aston, 1938
- Fotosy
- Materiały prasowe
- Fotodokumentacja
- Plakaty